Katarzyna Włodkowska, reporterka "Dużego Formatu", została ukarana grzywną w wysokości 500 złotych za odmowę podania prokuraturze danych swojego informatora. Włodkowska w reportażu dotyczącym zabójstwa Pawła Adamowicza, przytoczyła wypowiedź osoby, która miała być świadkiem rozmowy, w której Stefan W. mówił o planach zabójstwa prezydenta Gdańska. Śledczy w zeszłym tygodniu wezwali ją na przesłuchanie. Włodkowska - zwolniona przez sąd z tajemnicy dziennikarskiej - odmawia ujawnienia informatora.
Reportaż Katarzyny Włodkowskiej "Posiedzę dwa lata i wyjdę" został opublikowany w pierwszą rocznicę śmierci prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza, 20 stycznia 2020 roku.
W tekście autorka przytoczyła słowa jednej z osób, która miała być świadkiem rozmowy napastnika Stefana W. z "karkami", w której to mówił o planowanym zabójstwie prezydenta Gdańska. Miało do niej dojść w grudniu 2018 roku, na krótko przed śmiercią Adamowicza. Przyszły zabójca miał wyjść po dziesięciu minutach z samochodu i oświadczyć kolegom, że "już wie, co zrobi".
Reporterka ujawniła w reportażu także fragment listu, jaki Stefan W. miał wysłać z więzienia do jednego z braci, w którym sugerował, że w związku z tym, że został on uznany za niepoczytalnego, spotka go łagodniejsza kara. Miał pisać, że "posiedzi pewnie ze dwa lata i wyjdzie".
Przesłuchanie w prokuraturze i odmowa podania danych informatora
Prokuratura chce, aby reporterka wyjawiła nazwisko informatora, którego słowa zacytowała w reportażu. On sam prosił o anonimowość, ponieważ bał się o zdrowie swoje i swojej rodziny i wskazywał na brak zaufania do prokuratury.
Dziennikarka została 29 października tego roku przesłuchana w Prokuraturze Okręgowej w Gdańsku, ale odmówiła podania personaliów informatora, chociaż została wcześniej przez sąd zwolniona z tajemnicy dziennikarskiej.
- Odmówiłam ze względu na tajemnicę dziennikarską i złożyłam obszerne wyjaśnienia motywujące, dlaczego odmawiam. Między innymi uzasadniając to pryncypiami, czyli moim obowiązkiem ochrony informatora i wyraźnym zaznaczeniu, że wiedza, którą się ze mną podzielił znalazła się w tekście - mówiła wówczas Włodkowska.
Grzywna w wysokości 500 złotych
Jak poinformowała nas Włodkowska, tego samego dnia do kancelarii jej pełnomocnika dotarło postanowienie o nałożeniu kary grzywny w wysokości 500 złotych za "bezpodstawne uchylanie się od zeznań". Jak poinformowała w piątek "Gazeta Wyborcza", postanowienie wydano 29 października, zatem w dniu przesłuchania Włodkowskiej.
"Prokuratura wydała postanowienie, powołując się na wyrok gdańskiego sądu apelacyjnego z 15 października, który zdjął z Włodkowskiej obowiązek zachowania tajemnicy dziennikarskiej. Cytuje też w nim argumentację reporterki, pomijając niewygodne dla siebie fakty: że cytowany przez Włodkowską rozmówca wyraźnie w tekście przyznaje, że nie wie, kto był w samochodzie. Bo opisał to, co widział" - czytamy dalej.
- Decydujemy się zażalać dla zasady. Walczymy o pryncypia, o ochronę najważniejszą, czyli ochronę tajemnicy zawodowej. Nie do końca zgadzamy się z pewnymi motywami - mówi w rozmowie z TVN24 Katarzyna Włodkowska.
Dodaje, że jej decyzja jest nieodwołalna.
- Tajemnica dziennikarska jest fundamentem, jest solą naszego zawodu. Gdybym w tym momencie postąpiła wbrew mojego rozmówcy, który wyraźnie prosi o anonimowość, właściwie mogłabym zmieniać pracę, zawód uderzyłoby to nie tylko we mnie, ale myślę, że w nas (dziennikarzy-red.) wszystkich - mówi.
Pełnomocnik "Gazety Wyborczej" mecenas Tomasz Ejtminowicz pytany o to, co może grozić dziennikarce, jeśli odmówi ujawnienia tajemnicy dziennikarskiej, powiedział, że "może dostać grzywnę do trzech tysięcy złotych, która może być ponawiana". - W razie uporczywego odmawiania składania zeznań grozi jej areszt do 30 dni - dodał.
Spór o ujawnienie danych informatora
Spór w sprawie ujawnienia źródeł informacji pozyskanych przez dziennikarkę trwa od niemal dwóch lat.
"Najpierw gdańska prokuratura wszczęła śledztwo ws. reportażu, uzasadniając to ujawnieniem przez 'DF' informacji pochodzących ze śledztwa i powierzyła je śledczym z Bydgoszczy. A ci przez półtora roku szukali jej źródeł informacji i ostatecznie postępowanie umorzyli" - informowała "Gazeta Wyborcza".
W październiku 2020 roku - jak podała "GW" - Włodkowska została wezwana na przesłuchanie, a przesłuchująca ją prokurator Agnieszka Nickel-Rogowska chciała poznać nazwisko informatora reporterki, choć zgodnie z prawem tylko sąd może zwolnić z tajemnicy dziennikarskiej. Po odmowie podania danych informatora Nickel-Rogowska nałożyła na dziennikarkę grzywnę w wysokości 500 złotych, a dopiero potem wystąpiła do sądu o zwolnienie Włodkowskiej z obowiązku zachowania tajemnicy - wskazywał dziennik.
15 października Sąd Apelacyjny w Gdańsku prawomocnie zdjął z Włodkowskiej tajemnicę dziennikarską. Jak pisze "Wyborcza", uzasadnieniem takiej decyzji miało być dobro wymiaru sprawiedliwości.
Kolejna opinia biegłych w sprawie Stefana W.
Sprawa zabójstwa prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza dalej pozostaje niewyjaśniona. Wciąż nie ma aktu oskarżenia wobec Stefana W. We wrześniu do prokuratury trafiła trzecia ekspertyza dotycząca stanu zdrowia psychicznego Stefana W., która może być decydująca. Wcześniejsze dwie opinie biegłych były ze sobą sprzeczne.
W nocy z 13 na 14 stycznia 2019 roku Adamowicz przeszedł w szpitalu pięciogodzinną operację. Następnego dnia zmarł, nie odzyskując przytomności. Sekcja wykazała, że miał trzy głębokie rany - jedną w okolicy serca i dwie brzucha. Stefan W. został zatrzymany tuż po ataku na samorządowca. Postawiono mu zarzut zabójstwa z motywacji zasługującej na szczególne potępienie. Jeśli biegli orzekną, że Stefan W. był poczytalny w chwili zamachu, trafi przed sąd, a za zabójstwo grozi dożywotnie więzienie.
Źródło: Wyborcza.pl, TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24