Firma wiceministra sportu Łukasza Mejzy obiecywała leczyć nieuleczanie chorych, wykorzystując metody niemające medycznego potwierdzenia – ustaliła Wirtualna Polska. Kontrowersje wokół wiceministra nie ustają, mnożą się też pytania o jego dymisję. Poseł klubu Prawa i Sprawiedliwości Mieczysław Baszko, pytany o tę sprawę, przyznał, że sam zna osoby, które szukają ratunku w "medycynie niekonwencjonalnej, która nie jest zarejestrowana naukowo". Jako przykład podał szeptuchy z Podlasia oraz historię o hinduskim szamanie.
Dziennikarze Wirtualnej Polski opisują sprawę obecnego wiceministra sportu Łukasza Mejzy. Założona przez niego firma Vinci NeoClinic obiecywała leczyć osoby zmagające się z nieuleczalnymi chorobami - ustalili. Metoda, którą zachwalała, nie ma medycznego potwierdzenia. Kwoty za leczenie zaczynały się od 80 tysięcy dolarów. W poniedziałek Wirtualna Polska opublikowała kolejny tekst, w którym dziennikarze zebrali historie osób, które miały kontakt z Vinci NeoClinic i były namawiane na niesprawdzoną terapię. Mejza twierdzi, że publikacje WP to "szereg rażących kłamstw" i zapowiada, że sprawa trafi do sądu.
Wielu polityków - nie tylko opozycji - wzywa rząd do zdymisjonowania Mejzy. Premier Morawiecki powiedział w poniedziałek, że "sytuacja na pewno będzie teraz przedmiotem bardzo szczegółowych wyjaśnień".
Poseł klubu PiS o szeptuchach z Podlasia i hinduskim szamanie
O sprawę pytany był także poseł klubu Prawa i Sprawiedliwości Mieczysław Baszko. - Na każdego można wydać wyrok. Jestem zwolennikiem, żeby dokładnie sprawdzić. Jestem zdania, że cierpiący szukają różnego ratunku, znam takich ludzi także u siebie w województwie podlaskim – mówił.
Baszko powiedział, że jego znajomy "też jeździł do Chin i był z tego zadowolony". - To kosztuje, ale [jeżeli chodzi - red.] o ratunek, to każdy szuka wszystkiego – tłumaczył, dodając, że zna bardzo dużo ludzi, którzy korzystają z "medycyny niekonwencjonalnej, która nie jest tak zarejestrowana naukowo".
Pytany o to, czy nie widzi nic złego w tym, co - według WP - robił Mejza, Baszko odpowiedział: - Nie no, do mnie, żeby ktoś się zwrócił potrzebujący w różnych sytuacjach, ja bym wskazywał na przykład takie adresy, że są takie medycyny. - Ludzie wymieniają między sobą doświadczenia, czy pomogło, czy nie pomogło – mówił.
Jako przykład podał szeptuchy z Podlasia. - Tego nikt nie uznaje, a jednak jadą do Orli i pomaga to. I co, ja im zabronię? Ja nie zabronię im, tym ludziom. Oni jadą tam i mówią, że im to pomaga. Nie można jednym znakiem tak "nie, bo nie" - ocenił.
- Chory i tonący się czasami brzytwy chwyta. Ja tych ludzi rozumiem, że oni dojścia robili, żeby znaleźć gdzieś, żeby im ktoś tam pomógł ten wyjazd, żeby zorganizować - zaznaczył.
Baszko przywołał wydawany w latach 70. i 80. tygodnik "Literatura", w którym opisano przypadek kobiety, której "nasza medycyna naukowa powiedziała, że ta osoba za trzy miesiące umrze". - W samolocie Hindus razem z tą panią siedzi i mówi "pani miała za trzy miesiące umrzeć". A on, jakiś tam szaman, wyleczył ją i ona żyła bardzo długo. Jak profesor zobaczył ją, że ona żyje, to był bardzo zdziwiony – powiedział.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24