Spór o edukację zdrowotną. Barbara Nowacka "powinna wziąć się do pracy"

pap_20250310_0EW
"Ci, którzy boją się tej podstawy powinni ją przeczytać"
Źródło: TVN24
Ci, którzy krytykują nowe przedmioty szkolne, czyli edukację obywatelską i zdrowotną, powinni przeczytać ich podstawę programową. Tam nie ma żadnych niepokojących treści - przekonywała w TVN24 doktor Iga Kazimierczyk z Uczelni Korczaka. Paweł Mrozek z Akcji Uczniowskiej ocenił, że "polska szkoła ponownie stała się zakładnikiem gier politycznych".

Od września w szkołach pojawią się nowe przedmioty, czyli edukacja obywatelska i edukacja zdrowotna, która będzie przedmiotem nieobowiązkowym. Krytyczne wobec tego ostatniego są środowiska prawicowe oraz Kościół, które apelują o wypisywanie dzieci z zajęć.

"Ci, którzy boją się tej podstawy, powinni ją przeczytać"

- Może problem polega na tym, że ci, którzy tę podstawę krytykują najmocniej, nie przeczytali jej - powiedziała w TVN24 dr Iga Kazimierczyk, ekspertka edukacyjna (Uczelnia Korczaka), przekonując, że nie zawiera ona "żadnych niepokojących treści".

- Mówi bardzo dużo o rozwoju fizycznym, mówi także o tym, co się dzieje z młodym człowiekiem, czyli rozwoju psychoseksualnym, ale mówi przede wszystkim o kwestiach zdrowia, o kwestiach relacji rówieśniczych, o rodzinie, o pomocy, o świadomości dotyczącej kryzysów, o umiejętności pomocy sobie, psychicznej i pomocy emocjonalnej innym osobom, o badaniach profilaktycznych - wymieniała. - Wszyscy ci, którzy boją się tej podstawy, powinni po prostu przeczytać, co tam się znajduje, a potem podejmować racjonalne decyzje - dodała.

Jednocześnie wyraziła opinię, że "rodzice nie są od tego, żeby przekopywać się przez całą podstawę programową". Podkreśliła, że jest to zadanie rządzących.

Grzechy ministerstwa edukacji

- To nie organizacje społeczne powinny apelować, czy pan redaktor, do tego, żeby rodzice nie wypisywali swoich dzieci z edukacji zdrowotnej, tylko to jest zadanie osób, które za ten projekt od początku do końca odpowiadały. Tutaj niestety widać pewne braki. To ministerstwo powinno zaproponować jakąś opowieść o tym przedmiocie. To ministerstwo powinno przygotować rzetelne, proste, przyjemne, przyjazne graficznie materiały dla rodziców, którzy mają pewne obawy. To ministerstwo powinno w trybie 24/7 w tej chwili informować o tym, o czym jest ten przedmiot i zachęcać rodziców w troszkę większym zakresie niż kilka konferencji prasowych, do tego, żeby na ten przedmiot jednak chodzić i korzystać z tej oferty. I tego zabrakło - oceniła.

Zwróciła uwagę, że dyskusja o przedmiocie pod nazwą edukacja zdrowotna trwa od wielu miesięcy. - W zasadzie rozmawiamy o nim tylko w kontekście tego, że ktoś się o niego pokłócił, ktoś się o niego boi, albo że ten przedmiot padł ofiarą jakichś targów czy łupów politycznych, a to nie powinno w ogóle towarzyszyć dyskusji o edukacji. Dzieci mają prawo do wiedzy, dzieci mają prawo do rzetelnych informacji, ten przedmiot to gwarantuje, ale tu niestety ta część boiska, którą zajmuje ministerstwo, jest pusta. Tam nie ma zawodników i zawodniczek, którzy graliby, aby ten mecz o edukację zdrowotną wygrać - oceniła ekspertka.

Szkoła "zakładnikiem gier politycznych"

Na braki w komunikacji w zakresie nowych przedmiotów wskazywał także Paweł Mrozek, działacz społeczny i edukacyjny, założyciel Akcji Uczniowskiej, - Tej wiedzy brakuje i myślę, że jutro, przychodząc do szkoły, znaczna część uczniów zdziwi się tym, że wchodzi nowy przedmiot, zdziwią się, że do 25 września mogą albo na nim zostać albo się z niego wypisać. Brakuje komunikacji i informowania o tym przedmiocie, co w jego ramach będzie zawarte - ocenił gość TVN24.

Jak mówił, w tej kwestii organizacje społeczne, w tym młodzieżowe, "wypełniają rolę Ministerstwa Edukacji Narodowej i starają się docierać do uczniów, pokazywać im to, co faktycznie w tej podstawie programowej jest". - (Na zajęciach z edukacji zdrowotnej - red.) będziemy rozmawiać o dobrostanie psychicznym, o tym, jak akceptować siebie, o zdrowym stylu życia, ale również o edukacji seksualnej, która jest jednym z rozdziałów, a nie całym przedmiotem. My jako uczniowie absolutnie nie rozumiemy tego problemu, który powstał na prawicy w związku z tym przedmiotem - przyznał Mrozek.

Jego zdaniem to będzie "najbardziej potrzebny" przedmiot w polskiej szkole. - Szkoda, że będzie to przedmiot nieobowiązkowy, bo miał zostać wprowadzany jako obowiązkowy, ale tutaj ponownie polska szkoła stała się zakładnikiem gier politycznych - ocenił, wskazując, że decyzja o tym, że przedmiot będzie nieobowiązkowy, zapadła podczas kampanii prezydenckiej. - (Została podjęta - red.) nawet nie przez minister edukacji Barbarę Nowacką, tylko na początku przez Władysława Kosiniaka-Kamysza, później przez Rafała Trzaskowskiego, a na końcu o tym wszystkim dowiedziało się Ministerstwo Edukacji Narodowej. Tak być nie powinno, bo polska szkoła powinna być absolutnie odłączona od tych kwestii spornych i aktualnych na arenie politycznej - mówił Mrozek.

W jego ocenie "komunikacja w MEN jest na fatalnym poziomie".

edukacja2
Mrozek: znaczna część uczniów zdziwi się tym że wchodzi nowy przedmiot
Źródło: TVN24

Ekspertka: dyskusja o nieistotnych problemach

- Jesteśmy w obliczu wojny hybrydowej, a edukacja jest jednym z tych obszarów działania państwa, które może służyć jego odporności, obronności, siłę, i tak naprawdę decydować o tym, w jakim kraju będziemy żyć za pięć, piętnaście czy pięćdziesiąt lat - mówiła Iga Kazimierczyk.

Dodała, że "przepalamy naszą energię i nasz cenny czas na dyskusje o tym, czy powinny być dwie godziny lekcji religii czy jedna".

- Dobrze, że ta zmiana się pojawiła, ale nie są to istotne problemy, ponieważ za chwilę nauczycieli w szkole nie będzie. Nie ma młodych nauczycieli, którzy chcą przyjść do zawodu. To są tematy, których ministerstwo również nie podejmuje. A szkoda, bo musimy je rozwiązać na już, żeby pojutrze móc do tej szkoły wrócić w naprawdę lepszej formie - powiedziała ekspertka.

Nowacka "powinna wziąć się do pracy"

Mrozek wyraził opinię, że w polskiej szkole "niewiele sie zmienia". - Patrząc na to, jak w ostatnich latach wygląda system edukacji, czyli to, z czego się uczymy, to praktycznie wcale się nie zmienia - ocenił. - Jest powiedziane, że odchudzono podstawę programową o 20 procent, tylko tego praktycznie nikt nie czuje - dodał.

Według niego, zmiany proponowane przez ministrę Nowacką wyglądają, "jakby usiadła przy sztucznej inteligencji i wrzuciła hasło: najważniejsze kwestie wymarzonej szkoły". Jego zdaniem "zamiast snuć odległe wizje idealnej szkoły, powinna wziąć się od razu do pracy".

- Zauważmy, że za dwa lata są kolejne wybory parlamentarne, a my jako uczniowie i nauczyciele jesteśmy zakładnikami gier politycznych. Jak się zmieni władza, to Ministerstwo Edukacji Narodowej ponownie zmieni się o sto procent. Te zmiany są szybko potrzebne - wskazał.

Jak mówił, uczniowie i nauczyciele wchodzą w ten rok szkolny "bez nadziei, że faktycznie coś się zmieni". - My dawaliśmy pani minister Nowackiej już blisko dwa lata na to, żeby coś się zadziało, ale nie dzieje się nic. Początek tego roku szkolnego, wrzesień, październik, będzie pierwszym i ostatnim dzwonkiem dla zmian w systemie edukacji - ocenił. - Mamy nadzieję, że coś się uda zdziałać, bo to nie jest ten moment, w którym można odpuścić. Edukacja to jest przyszłość naszego kraju i trzeba to zrozumieć - dodał.

Czytaj także: