Do wybuchu w domu Elżbiety i Adama Wawrzyniaków doszło, gdy właściciele byli na swoim własnym weselu. O tym, że niemal cały ich majątek poszedł z dymem, dowiedzieli się po pierwszym tańcu. Teraz ruszył proces dwóch mężczyzn, którzy zdaniem śledczych mieli związek z podpaleniem.
Proces o podpalenie domu nowożeńców rozpoczął się przed Sądem Okręgowym w Szczecinie. Na ławie oskarżonych zasiedli Bogdan W., oskarżony o zlecenie podpalenia, oraz Mykoła O., odpowiadający za podłożenie ognia.
- Wskazał mu budynek i okno, przez które miał podłożyć substancję łatwopalną i ją podpalić. Dostarczył mu przedmiotową substancję oraz wskazał czas, w którym wyżej wymieniony miał wykonać zlecenie, obiecując mu za jego wykonanie pieniądze w kwocie pięciu tysięcy złotych – tak o czynach Bogdana W. mówiła podczas rozprawy prokurator Diana Rokosz z Prokuratury Rejonowej w Łobzie.
Jak szacuje prokuratura, straty wynikające z pożaru wyniosły co najmniej 315 814 złotych i 80 groszy.
Pożar w domu nowożeńców
Do pożaru doszło w nocy z 25 na 26 czerwca minionego roku w Sosnowie (Zachodniopomorskie). Na miejscu zdarzenia pracowały cztery zastępy straży pożarnej. - Zastaliśmy budynek w stanie po wybuchu, z uszkodzoną ścianą szczytową, a także z pozostałymi ścianami, elementami konstrukcyjnymi budynku – mówił wówczas kpt. Grzegorz Paluch ze straży pożarnej w Łobzie.
Krótko po pożarze pan Adam, właściciel domu, mówił o kłótni między nim a sąsiadem.
- Poszło o jakąś tam sprzeczkę, o kawałeczek ziemi, która należała do mnie. Ja chciałem odzyskać coś, co należało dawno do mnie, ja za to płacę podatki, do końca życia będę to płacił. Kupiłem ziemię 2300 metrów kwadratowych i to powinno być moje, a nie 1800 metrów, bo sąsiad sobie coś tam zabrał i on myśli, że to jego - twierdził Adam Wawrzyniak.
Dodał, że pół godziny później do domu miały wrócić z wesela dzieci. Gdyby więc do wybuchu doszło kilkadziesiąt minut później, ktoś mógłby zginąć.
- Tak to nie powinno chyba wyglądać. Jeżeli każdy robiłby coś takiego, co zrobił teraz w tej chwili sąsiad, no to u nas ludności by nie było. Byłoby jedno wielkie gruzowisko. Można się o coś pokłócić, można się z kimś nie odzywać, ale robić coś takiego? - mówił mężczyzna.
Oglądaj telewizję na żywo w TVN24 GO
Źródło: TVN24 Kraków
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 Kraków