|

Uwaga, turyści! A jeszcze niedawno byli jak kury znoszące złote jaja

Kolaż: Katarzyna Korzeniowska/Photoshop
Jak bardzo psujemy sobie zagraniczne podróże?
Ile jeszcze znanych miejsc na świecie, tych "koniecznie do zobaczenia", możemy odwiedzić? W ilu się znaleźć, by ich nie zadeptać, a mieszkańcom dać w miarę normalnie żyć? Co dalej z turystyką? Czy na plany ferii i wakacji wpływać będzie ten coraz bardziej globalny tłok, czy może jednak zmiany klimatyczne? Albo jeszcze inaczej: czy zamiast podróżować po świecie zdecydujemy się na odpoczynek w duchu slow tourism?Artykuł dostępny w subskrypcji

Nadmierna eksploatacja regionów, zanieczyszczenia, zmiany klimatyczne (brak śniegu czy upały) już wpływają na nasze decyzje podróżnicze. Tylko nie zawsze na pierwszy rzut oka jesteśmy w stanie to zauważyć.

Wojtek na ferie z rodziną co roku jeździł na narty. Zazwyczaj stawiali na Polskę, w poprzednim sezonie odwiedzili Świeradów-Zdrój. W tym wymyślili coś innego. Zamiast czekać na zaśnieżenie stoku, jadą na wycieczkę do Dubaju. - U nas jest mało śniegu, kiepska infrastruktura, drogie hotele i karnety - wymienia. - A jakbyśmy chcieli pojechać na narty zagranicę, to jednak robi się z tego już cała wyprawa. Poza tym chcieliśmy pojechać gdzieś, gdzie jest ciepło.

Z kolei Natalia postanowiła zorganizować wyprawę na Sycylię. - Może średni pomysł na ferie, ale nigdy tam nie byliśmy - opowiada. I dodaje: - Proszę w tekście nie polecać Szklarskiej Poręby, bo to miasteczko już i tak ma duże kłopoty. W okresie świąteczno-noworocznym zabrakło tam wody. To jest dramat. A teraz będzie chyba jeszcze gorzej, bo dolnośląskie ma wspólne ferie z Warszawą.

Takich opowieści będziemy słyszeć coraz więcej.

Podróż, która przygnębia

No dobrze, to gdzie nie jechać?

Jeszcze raz, żeby to nikomu nie umknęło: gdzie nie jechać?

Odradzaniem turystycznych kierunków od lat zajmuje się anglojęzyczne wydawnictwo Fodor, specjalizujące się w przewodnikach. Jakich turystycznych kierunków unikać podczas planowania tegorocznych ferii i wakacji?

  • W Europie: Barcelona, Majorka, Wenecja, Wyspy Kanaryjskie, Lizbona.
  • Na świecie: wyspy Bali (Indonezja) i Koh Samui (Tajlandia) oraz szczyt Mount Everest.

Eksperci co roku wybierają 15 miejsc, które są tak zadeptane, że odwiedzanie ich przestaje być przyjemnością. Na tegorocznej "No list" znalazły się także destynacje, którym taki los grozi - to m.in. Kioto i Tokio (Japonia), region Oaxaca (Meksyk) czy malownicza trasa nr 500 wzdłuż północnego wybrzeża Szkocji.

Twórcy rankingu o tych miejscach piszą wprost:

Są popularne nie bez powodu - zachwycają, intrygują i mają niebagatelne znaczenie dla kultury. Jednak część tych upragnionych turystycznych kierunków upada pod ciężarem własnej popularności. 

Największy problem? Przykładanie znacznej wagi do satysfakcji turystów, za to ignorowanie dobrobytu mieszkańców. Z tego powodu popularne miejsca stają się zbyt drogie do mieszkania, wyludniają się, niszczeją. "Spójrzmy prawdzie w oczy: odwiedzanie takich miejsc rzadko zadawala podróżnych. Poruszanie się po miastach wypełnionych turystami jest frustrujące; zwiedzanie miast, w których miejscowi niechętnie odnoszą się do twojej obecności, jest denerwujące; a wędrowanie po zaśmieconej przyrodzie przygnębia" - czytamy dalej w tekście na temat rankingu.

Czytaj także: