- Rosja eskaluje konflikt, musimy być przygotowani na najgorsze warianty - powiedział we "Wstajesz i wiesz" szef MON Tomasz Siemoniak. Odniósł się w ten sposób do opublikowanych przez amerykańskich rząd zdjęć satelitarnych, które mają stanowić dowód, iż z terytorium Rosji wystrzeliwano pociski rakietowe na cele we wschodniej Ukrainie oraz, że granicę przekraczała ciężka artyleria przeznaczona dla prorosyjskich separatystów.
Według szefa MON międzynarodowe sankcje nie wystarczą, by "zatrzymać" Putina. - Mogą go zatrzymać sami Ukraińcy, wspierani przez społeczność międzynarodową - ocenił szef MON.
Jego zdaniem, nie ma jednak cudownej recepty na Putina, tym bardziej, że, jak zaznaczył, nie wie, czy w swoim krótkim, taktycznym planie prezydent Rosji aż tak przejmuje się sankcjami.
Siemoniak podkreślił jednocześnie, że determinacja Zachodu ws. sankcji wobec Rosji rośnie, a zestrzelenie malezyjskiego samolotu było momentem przełomowym.
- Jeśli po tym zestrzeleniu mamy takie fakty, jak pokazane przez Amerykanów zdjęcia, potwierdzające ostrzeliwanie Ukrainy z terytorium Rosji, to widać, że Rosja eskaluje ten konflikt, a nie zmierza do pokojowych rozwiązań. Dlatego musimy być przygotowani na najgorsze warianty - ocenił Siemoniak.
Jak zaznacza szef MON, Polska liczy na to, że zestrzelenie malezyjskiego samolotu - i to, co się potem wydarzyło - spowoduje, że NATO "będzie bardzo zdeterminowane do działania".
- Pokaże, że nie ma kompromisów, jeśli chodzi o bezpieczeństwo jego członków - zaznaczył szef MON.
Jego zdaniem, w sytuacji, gdy Rosja depcze wszelkie zasady prawa międzynarodowego, NATO ma dużo możliwości do wykorzystania w naszym rejonie Europy.
- To cały zestaw środków, począwszy od rozmieszenia żołnierzy, czyli baz, poprzez rozmieszczenie sprzętu. Bylibyśmy spokojniejsi, gdyby w Polsce i innych krajach znalazły się magazyny sprzętu - powiedział Siemoniak.
Pociski rakietowe na Ukrainę
Rząd USA opublikował w niedzielę zdjęcia satelitarne, które mają stanowić dowód, że z terytorium Rosji wystrzeliwano pociski rakietowe na cele we wschodniej Ukrainie oraz, że granicę przekraczała ciężka artyleria przeznaczona dla prorosyjskich separatystów.
Część rakiet miała być odpalana z terenów na wschodniej Ukrainie, które opanowane są przez separatystów.
Zdjęcia mają też wykazywać, iż prorosyjscy separatyści wykorzystywali ciężkie działa samobieżne, będące na wyposażeniu jednostek armii rosyjskiej, do ostrzeliwania wojsk ukraińskich. Według źródeł oficjalnych, rakiety były odpalane między 21 i 26 lipca, to znaczy już po katastrofie malezyjskiego samolotu pasażerskiego nad wschodnią Ukrainą, w której zginęło 298 osób.
Autor: MAC/kka/zp / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24