Sędzia Beata Morawiec, była prezes Sądu Okręgowego w Krakowie, która została wezwana przez Prokuraturę Krajową jako świadek w związku ze śledztwem dotyczącym wykorzystywania Pegasusa, stwierdziła w "Tak jest" w TVN24, że "prawdopodobnie" dowie się, iż była inwigilowana tym narzędziem. Przyznała, że nie jest tym zaskoczona i "tylko czekała, kiedy się o tym dowie". Stwierdziła, że poprzedni minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro uczynił z niej "chłopca do bicia".
- Dostałam zaproszenie na spotkanie w charakterze świadka. Prawdopodobnie dowiem się tego, że byłam inwigilowana systemem Pegasus - powiedziała sędzia Beata Morawiec w programie "Tak jest" w TVN24.
Czytaj także: Śledztwo w sprawie Pegasusa. "Wyborcza": sędzia Beata Morawiec wezwana przez prokuraturę
Sędzia Morawiec: nie jestem zaskoczona
- Powiem szczerze, że nie jestem zaskoczona - stwierdziła sędzia. - Czekałam tylko, kiedy się o tym dowiem. To wszystko, co działo się od 2017 roku, od listopada, w stosunku do mnie, świadczyło o tym, że władza wyciągnęła przeciwko mnie wszelkie możliwe, będące w jej posiadaniu armaty, całą broń - mówiła.
- No bo przecież nie tylko odwołano mnie ze stanowiska prezesa Sądu Okręgowego (w Krakowie - red.), próbowano wszcząć wobec mnie postępowanie karne, uchylając mi immunitet, ale nawet przeniesiono mnie z wydziału do wydziału za obietnicę orzekania zgodnie z literą prawa. Więc tak naprawdę miałam podstawy ku temu, by podejrzewać, że i Pegasus był używany w stosunku do mojej osoby - powiedziała w TVN24 sędzia Morawiec.
Mówiła też o działaniach, jakie podejmowała wobec niej ekipa poprzedniego ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry.
- Myślę, że pan minister zrobił sobie ze mnie takiego chłopca do bicia. Byłam dobrym obiektem do tego, żeby mnie atakować. Ponieważ nie bardzo miał racjonalne, zasadne, prawdziwe możliwości i sposoby, no to atakował mnie właśnie w taki sposób, jak fałszywe zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa czy rozpoczęcie postępowania karnego opartego na pomówieniach, czy też inwigilowanie Pegasusem. Przykre to jest, bardzo oburzające, no i jednak burzy moje poczucie bezpieczeństwa w państwie prawa - dodała.
Sędzia Morawiec o "bardzo niebezpiecznej broni w rękach władzy wykonawczej"
Sędzia Morawiec odniosła się także do słów premiera Donalda Tuska dotyczących "propozycji legislacyjnej" mającej rozwiązać problem niekontrolowanego dostępu do informacji niejawnych sędziów i prokuratorów. Debata na ten temat wybuchła po tym, jak były już sędzia warszawskiego Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego Tomasz Sz., mający dostęp do takich informacji, zbiegł na Białoruś, prosząc tam o "opiekę i ochronę".
Premier wskazywał, że celem zmian miałoby być m.in. przesądzenie, że osoby, które - podobnie jak Tomasz Sz. - mają problemy z finansami, alkoholem czy hazardem, nie powinny mieć dostępu do materiałów niejawnych.
Beata Morawiec przyznała, że sama, w związku z zajmowaną w przeszłości funkcją, przeszła procedurę uzyskania dostępu do informacji niejawnych. - Natomiast powiem szczerze, że jeżeli przyjmiemy, że każdy sędzia w Rzeczpospolitej będzie musiał poddać się takiej procedurze, to będzie to bardzo niebezpieczna broń w rękach władzy wykonawczej. Proszę zauważyć, że wszystko jest dobrze teraz, kiedy mamy pewność, że państwo działa zgodnie z zasadami prawa, kiedy mamy pewność, że konstytucja jest szanowana. Natomiast w momencie, kiedy by te gwarancje nie przestały istnieć, nie będziemy mieć tak naprawdę żadnego bezpiecznika w tym aspekcie, w sytuacji, gdyby władza wykonawcza chciała wykorzystać te uprawnienia przeciwko sędziom - dodała.
Morawiec "ofiarą czystek" w czasie rządów PiS
Jak wskazywała we wtorkowej publikacji "Gazeta Wyborcza", sędzia Morawiec jako jedna z pierwszych "padła ofiarą czystek", jakich ówczesny minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro dokonał w krakowskich sądach. Pod koniec 2017 roku odwołał ją z funkcji prezesa Sądu Okręgowego w Krakowie bez podania przyczyny.
Morawiec wytoczyła reprezentującemu Skarb Państwa ministrowi sprawiedliwości proces cywilny. Zarzuciła, że w komunikacie resortu z 2017 roku informującym o jej odwołaniu ze stanowiska podano niezwiązane w żaden sposób z nią informacje o zatrzymaniach w ramach śledztwa dotyczącego korupcji w krakowskich sądach. Wygrała w obu instancjach, sąd nakazał przeproszenie sędzi.
"GW" przypomina, że w czasach rządów PiS próbowano postawić jej zarzuty karne rzekomego przyjęcia łapówki w postaci telefonu komórkowego. Drugi zarzut dotyczył zlecenia przygotowania analizy "Windykacja należności sądowych w aspekcie wydziału karnego". Według prokuratury Morawiec w 2013 roku miała wziąć za nią 5 tysięcy złotych i jej nie przygotować.
Sędzia od początku zaprzeczała zarzutom prokuratury. Próbowano uchylić jej immunitet, ale ostatecznie Sąd Najwyższy nie zgodził się na to.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24