Sebastian J. oferował w internecie pomoc w porwaniach rodzicielskich, miał utrudniać również kontakt własnego syna z jego matką. Jego działalności przyjrzeli się reporterzy "Superwizjera". Mężczyzna pozostawał bezkarny, aż do sobotniego poranka, kiedy nastąpił niespodziewany zwrot akcji w sprawie. J. został aresztowany, a jego dziecko, po trzyletniej przerwie, wróciło do matki. - Kuba się bardzo zmienił. Mam nadzieję, że szybko poznamy się na nowo - mówiła Marta Janiec w rozmowie z reporterką TVN24.
Sebastian J. długo unikał odpowiedzialności, a wymiar sprawiedliwości do tej pory wydawał się być bezradny wobec jego działań. W sobotę rano to się zmieniło. Policja zatrzymała mężczyznę, a Marta Janiec, matka, w eskorcie policji odebrała swoje dziecko.
11-letni dziś chłopiec po zatrzymaniu Sebastiana J. czekał na nią w koszalińskim pogotowiu opiekuńczym.
Jak relacjonowała kobieta w rozmowie z TV24, chłopiec był przestraszony, płakał, chciał wrócić do ojca. Jej zdaniem ojciec przez dłuższy czas nastawiał dziecko przeciwko niej.
Marta Janiec i jej syn nie wiedzieli się trzy lata.
"Wszyscy na niego czekają"
Matka chłopca powiedziała, że oboje zaczynają mieć coraz lepszy kontakt. - Widzę, że już się uspokoił. Na pewno te doświadczenia są bardzo traumatyczne, sporo się dziś wydarzyło, wielu rzeczy był świadkiem, ale myślę, że dzień skończy się dobrze - powiedziała.
Opowiadając o swoich pierwszych chwilach z synem po trzyletniej przerwie, kobieta przyznała, że spodziewała się "bardziej negatywnej reakcji" chłopca na jej widok. - Nie było aż tak ciężko, jak przewidywałam. Wycofał się w pierwszym momencie, kiedy mnie zobaczył i powiedział, że chce być z tatą. To są, niestety, projekcje, które przez trzy lata ojciec mu wbudował. Zawsze [syn - przyp. red.] miał powiedziane, że ma na mnie reagować w sposób negatywny - powiedziała.
Przyznała, że mimo przykrych wydarzeń dziecko zaczyna się uśmiechać, coraz chętniej podejmuje rozmowę i zadaje pytania. Podkreśliła, że oprócz wielkiego szczęścia czuje także niepokój o to, co wydarzy się w przyszłości ze strony jej byłego męża.
- Spotykając Kubę, mogłam zobaczyć jak bardzo wyrósł, jak wygląda, jak mówi, jak się zachowuje. Przez trzy lata nie mieliśmy żadnego kontaktu. Dla dziecka ten czas to ogromny skok, to zrozumiałe, Kuba się bardzo zmienił. Mam nadzieję, że szybko poznamy się na nowo i wszystko się skończy dobrze - powiedziała reporterce TVN24.
- Jestem szczęśliwa, przede wszystkim szczęśliwa - podkreśliła.
Matka powiedziała, że liczy się z tym, iż w opiekę nad dzieckiem będzie musiała włączyć psychologa. - Żeby pomógł Kubie odbudować relację ze mną i z całą jego rodziną oraz złapać balans i spokój, aby poradził sobie z tą całą sytuacją. Został pozbawiony kontaktu z ojcem, musi to przepracować - mówiła, zaznaczając, że sama nie będzie jeszcze o tym rozmawiać z synem.
- Jeszcze za wcześnie na takie rozmowy - oceniła.
- Na razie pracujemy nad tym, aby szczęśliwie wrócić do domu, żeby Kuba poczuł domową atmosferę i żeby się z nami wszystkimi spotkał, bo wszyscy na niego czekają. Cała rodzina czeka z obiadem, wszyscy się spotkamy i wyściskamy. Co dalej? Zobaczymy - przyznała.
Aresztowany na trzy miesiące
Wieczorem szczecińska prokuratura poinformowała, że po przesłuchaniu mężczyzny w charakterze podejrzanego Sebastian J. został aresztowany na trzy miesiące.
Mężczyzna podejrzany m. in. o tzw. "uprowadzenia rodzicielskie" na wniosek prokuratora został w dniu dzisiejszym tymczasowo aresztowany na 3 miesiące - sprawa Prokuratury Okręgowej w Szczecinie.— Prok.Okręg. Szczecin (@Prok_Szczecin) October 26, 2019
Prokurator Joanna Biranowska-Sochalska z Prokuratury Okręgowej w Szczecinie poinformowała, że mężczyzna usłyszał pięć zarzutów. Cztery z nich dotyczą uprowadzeń rodzicielskich czworga dzieci. Prokuratura powołuje się na artykuł 211 Kodeksu karnego mówiący o uprowadzeniu lub zatrzymaniu małoletniego lub osoby nieporadnej, a także na artykuł 189 o pozbawieniu wolności człowieka.
Piąty zarzut dotyczy posiadania amunicji. Służby powołują się tutaj na artykuł 263 Kodeksu karnego o wyrobie, handlu lub posiadaniu broni palnej lub amunicji bez zezwolenia.
"Nikt w tej sprawie nie chce nic robić"
Jak ustalili reporterzy "Superwizjera", Sebastian J. nie tylko uniemożliwiał kontakt syna z matką, ale oprócz tego pomagał w porwaniach rodzicielskich na zlecenie.
W studiu TVN24 autor reportażu Robert Socha powiedział, że mężczyzna zaprzeczył, by organizował uprowadzenia za pieniądze. - Twierdzi, że robi to z pobudek wyższych. Chce pomagać rodzicom, szczególnie ojcom - mówił Socha.
- Przekleństwem porwań rodzicielskich jest to, że właściwie nikt w tej sprawie nie chce nic robić. Ani sądy, ani prokuratura - zaznaczył dziennikarz "Superwizjera" TVN.
CAŁA ROZMOWA Z MARTĄ JANIEC:
Autor: akw//now / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24