Beata Sawicka rozpłakała się, opowiadając przed sądem o swojej coraz bliższej zażyłości z agentem CBA i o tym, jak zwierzała się mu z małżeńskiego kryzysu w 2007 roku. Oskarżona o korupcję b. posłanka PO poprosiła o przerwę w wyjaśnieniach do środy - na co przystał sąd. Wcześniej podkreślała, że jest niewinna. Drugi oskarżony w procesie, który ruszył w poniedziałek - b. burmistrz Helu Mirosław W. oświadczył, że nie przyznaje się do winy i odmówił wyjaśnień.
Jak zeznawała b. posłanka, słysząc o kryzysie małżeńskim posłanki, agent miał jej opowiadać, że on także ma problemy w prowadzonym biznesie. - Często dzwoniliśmy do siebie. Recytowałam mu wiersze Asnyka. On mówił, że tylko przy mnie może się tak rozluźnić. Myślę, że znakomicie wykorzystał wszystkie moje relacje jako matki i żony - mówiła Sawicka coraz bardziej łamiącym się głosem. Następnie poprosiła sąd o możliwość kontynuowania swoich wyjaśnień na kolejnej rozprawie, w środę.
W. w ogóle nic nie powiedział
Prowadzący rozprawę sędzia Marek Celej zgodził się na to i zwrócił się do drugiego oskarżonego - burmistrza W. Ten oświadczył jedynie, że nie przyznaje się do zarzuconego mu czynu i zapowiedział, że nie będzie składał wyjaśnień, lecz oświadczenia po każdym kolejnym przesłuchaniu. W tej sytuacji sąd odczytuje jego wyjaśnienia ze śledztwa.
Interesował go "sukces"
Wcześniej podczas rozprawy, Sawicka mówił m.in. o obsypywaniu jej pocałunkami i tańcach z agentem, o bukietach róż (jeden z nich owinięty był perłami) i wspólnych kolacjach z agentem CBA Tomaszem. Jak podkreśla b. posłanka Platformy, agenci CBA mieli ją "prowokować i inspirować" do wypowiadania opinii, które teraz są kwalifikowane jako korupcyjne zachowania. Według Sawickiej agent, który ją rozpracowywał, miał przekonywać, że "nie interesują go młode kobiety", lecz "doświadczenie i dojście do sukcesu".
Skradał się i prosił o papierosa
Sawicka relacjonowała, jak w styczniu 2001 r. razem z innymi posłami zapisała się na kurs dla członków rad nadzorczych spółek skarbu państwa. Na kursie pojawił się także agent, przedstawiający się jako przedsiębiorca budowlany. - Pewnego razu usłyszałam na korytarzu, że ktoś skrada się do naszej grupy. Wtedy przyszedł do nas, przedstawił się i poprosił o papierosa - tak mieli się poznać. Później znajomość się pogłębiała: wspólne obiady, kolacje. Sawicka powiedziała, że zaprosiła go na zwiedzanie Sejmu. - Gdy przyszedł, poprosił mnie, bym pokazała jak mieszkam. W moim pokoju w domu poselskim piliśmy wino i rozmawialiśmy. Na koniec dałam mu upominek: książkę "Warto być przyzwoitym" profesora Bartoszewskiego - powiedziała.
Skończył kurs salsy i przekraczał granice
Według Sawickiej były też spotkania w różnych lokalach, gdzie tańczyli. - Tomasz opowiadał, że właśnie ukończył kurs salsy. Na jednym z takich spotkań, w tańcu, Tomasz przekroczył granicę intymności. Prawił komplementy, obsypywał pocałunkami. Prosiłam, by tego nie robił - jestem mężatką i mam dorosłe dziecko. Lubię młodych ludzi, lubiłam Tomasza, imponował mi. Ale nie chciałam przekroczyć pewnej granicy i prosiłam, by także on jej nie przekraczał - dodała. Agent miał jej odpowiedzieć, że "nie interesują go młode kobiety, że jako mężczyzna nie potrafi być wobec niej obojętny."
100 tysięcy to "pożyczka"
Nie żądałam od burmistrza Helu korzyści - w maju 2007 r. nie znałam nawet burmistrza Mirosława W. i nie wiedziałam nic o żadnej działce na Helu
Otrzymane od agentów pieniądze, co prokuratura traktuje jako łapówkę za "załatwienie" działki na Helu, to według Sawickiej - pożyczka na kampanię wyborczą, którą zamierzała zwrócić. - Nie żądałam od burmistrza Helu korzyści - w maju 2007 r. nie znałam nawet burmistrza Mirosława W. i nie wiedziałam nic o żadnej działce na Helu - mówiła przed sądem Sawicka.
Agent też dostawał "upominki"
- Nie nakłaniałam agentów CBA do przekazania burmistrzowi Wądołowskiemu korzyści. To oni nakłaniali mnie, bym wyraziła swoje stanowisko w wywołanym przez nich temacie - mówiła Sawicka. Przyznawała, że miały miejsce spotkania z udającymi biznesmenów agentami i toczyły się rozmowy na temat np. działki na Helu. - Ale to oni nakłaniali mnie do tego, abym wyraziła swoje stanowisko w temacie, o którym oni rozmawiali między sobą - dodała.
Otrzymane od agenta pióro wieczne - jak powiedziała - traktowała jako "upominek towarzysko przyjacielski". - Agent Tomasz dostał wiele upominków ode mnie - dodała.
Nie przyznaje się do winy
- Przyznaję, że pewne wydarzenia z aktu oskarżenia miały miejsce, ale do winy się nie przyznaję - tak b. posłanka PO Beata Sawicka odpowiedziała w poniedziałek na pytanie sądu, czy przyznaje się do zarzuconej jej korupcji.
- Jest mi przykro, że takie zdarzenia miały miejsce w moim życiu osobistym i życiu mojej rodziny - dodała. Sawicka oświadczyła, że ma nadzieję, iż proces "pomoże jej poznać prawdę, jak została w to wplątana".
Bez transmisji
Sąd zdecydował, że media mogą rejestrować przebieg procesu, ale nie może on być transmitowany na żywo. Jak wyjaśnił sędzia, na sali "zderzyły się dwa interesy". Sąd chce informować społeczeństwo na bieżąco o przebiegu sprawy, ale jednocześnie uznaje, że cześć świadków musi być "odseparowana od zeznań innych osób". Stąd decyzja o możliwości rejestracji procesu, ale nie przekazu w całości na żywo.
Wcześniej zarówno obrońcy oskarżonych, jak i prokurator, zgodzili się na rozprawę z udziałem mediów. - Liczymy na proces przy otwartej kurtynie, Beata Sawicka będzie składać obszerne wyjaśnienia - zapowiadał przed rozprawą jej obrońca mec. Mikołaj Pietrzak.
Złapana na gorącym uczynku?
W październiku 2007 r. funkcjonariusze CBA zatrzymali Sawicką w momencie, gdy przyjmowała - jak uznano w akcie oskarżenia - łapówkę za "ustawienie" przetargu na zakup dwuhektarowej działki na Helu.
Szczegóły nagłośnił szef CBA Mariusz Kamiński tuż przed wyborami w 2007 r. Z przedstawionych przez niego nagrań z podsłuchów posłanki wynikało, że liczyła ona też na robienie interesów w związku ze spodziewaną po wyborach prywatyzacją w służbie zdrowia.
Beata Sawicka jest oskarżona o podżeganie i nakłanianie do korupcji oraz płatnej protekcji, przyjęcie 100 tys. zł korzyści majątkowej i powoływanie się na wpływy w organach władzy. Grozi jej do 10 lat więzienia. Razem z nią o to samo oskarżono Mirosława W.
Uwiedziona przez agenta?
Cała sprawa wywołała wątpliwości polityków PO i części mediów co do domniemanego politycznego tła wielomiesięcznej operacji specjalnej CBA wobec Sawickiej (usuniętej wtedy z PO).
Ona sama prosiła w emocjonalnym wystąpieniu przed kamerami szefa CBA, by jej "nie linczował publicznie". Twierdziła, że padła ofiarą prowokacji udającego biznesmena agenta CBA "Tomasza Piotrowskiego", który miał związać ją ze sobą emocjonalnie. Sawicka uznała, że oficerowie CBA przekroczyli uprawnienia podejmując wobec niej bezpodstawną inwigilację i że namawiali ją do przestępstwa. Kamiński zaprzeczał tym zarzutom.
Obecnie lubelska prokuratura bada z doniesienia Sawickiej, czy CBA nie prowokowało jej bezprawnie do przestępstwa. Sawicka chciała, by wyjaśniono, czy funkcjonariusze CBA, "uciekając się do wyrafinowanych i nieetycznych praktyk, przekraczając swoje uprawnienia, mogą bezkarnie wzbudzać u obywateli zamiar popełnienia przestępstwa".
W 2008 r. media ujawniły, że CBA użyło agenta FBI w operacji przeciwko Sawickiej. Sprawę legalności "niektórych kierunków współpracy" biura sprawdza także lubelska prokuratura.
Proces z przepustkami
Spodziewając się dużego zainteresowania procesem, wprowadzono obowiązek uzyskania przepustek - jest ich 50. Sąd wyznaczył terminy czterech pierwszych rozpraw: na 5, 7, 23 i 29 października.
Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24