|

Zemdlał na piekielnej trasie. "Gdybym był starym Robertem Karasiem, bez syna, to bym pędził dalej nawet przy halucynacjach"

Robert Karaś pobił w Meksyku rekord świata
Robert Karaś pobił w Meksyku rekord świata
Źródło: Facebook/Robert Karaś
Przez 67 godzin morderczego wysiłku spał dwie godziny. Gdy przyszedł pierwszy kryzys, wyobraził sobie mapę Polski, i że jeszcze "tylko" 700 km przed nim. Nie myślał, żeby z trasy zejść, ale jak zniwelować ból. Potem był drugi kryzys. I jeszcze te halucynacje. I deszcz, i grad. W końcu meta - Robert Karaś dokonał rzeczy niespotykanej. Przeżył piekło. Dziś to on wstaje w nocy do malutkiego synka. Artykuł dostępny w subskrypcji

Karaś jest już w domu, w Warszawie. Odpoczywa. Zawsze po takim morderczym wysiłku dochodzi do siebie przez dwa tygodnie. We wrześniu zaatakował rekord świata w pięciokrotnym Ironmanie.

Czytaj także: