Wzrost płac o 50 procent, ale w ciągu dwóch lat - taka jest realna propozycja rządu dla lekarzy domagających się podwyżek. Jednak minister zdrowia, który spotkał się dziś z przedstawicielami związków nie zdążył jej złożyć.
Zaledwie dwie godziny rozmawiali lekarze i pielęgniarki z rządem. Związkowcy wyszli jednak ze spotkania, bo - jak mówią - od ministra zdrowia usłyszeli, że w tym roku o podwyżkach nie ma mowy.
Zbigniew Religa zapewnił, że jest zgoda premiera na to, aby do 30 procentowej podwyżki, która jest już realizowana w tym roku, dodać 20 procent od 1 stycznia 2008. Przedstawiciele OZZL twierdzą, że deklaracje ministra są niekonkretne. Kolejna tura rozmów ma rozpocząć się we wtorek o godz. 9.00. Pielęgniarki mówią, że będą w nich uczestniczyć. Czy będą przedstawiciele lekarzy - nie wiadomo.
Wchodząc na spotkanie minister mówił, że przedstawiona przez niego propozycja zwiększenia składki na ubezpieczenie zdrowotne jest do dyskusji. Religa dodał, że o propozycji lekarzy, by podpisać między stronami ponadzakładowy układ zbiorowy można dyskutować, jeżeli jest to zgodne z prawem.
Szefowa Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Pielęgniarek i Położnych Dorota Gardias powiedziała przed spotkaniem, że siostry nie odstępują od żądania 1 tysiąca zł podwyżki jeszcze pod koniec tego roku. Dodała, że jest to warunek, jeśli rząd chce, by przestało istnieć "białe miasteczko". Bukiel dodał, że lekarze nadal postulują, by ich miesięczna płaca wynosiła 5-7,5 tys. zł miesięcznie.
Wcześniej w wywiadzie dla "Dziennika" minister zapewniał, że rozumie problemy strajkujących.
Religa stwierdził jednak, że podwyżki w tym roku są niemożliwe. - Wszyscy musimy się zadowolić tą podwyżką, która była w ubiegłym roku. Tymczasem pielęgniarki i lekarze chcą podwyżek już w tym roku. Żądanie natychmiastowego wzrostu płac jest moim zdaniem nie do spełnienia i trochę nieuczciwe. To może być istotny problem w tych negocjacjach - mówił Religa.
Komentując zdarzenia w szpitalu na Barskiej Religa powiedział: - Lekarze nie są małymi dziećmi. Jako rozsądni, wykształceni ludzie wiedzą, co robią i jakie są konsekwencje takiego protestu: szpital przestanie funkcjonować, a wtedy jedynym wyjściem stanie się przeniesienie chorych do innych szpitali. Proszę więc nie obarczać odpowiedzialnością nikogo innego, oprócz tych osób, które do tego doprowadziły.
Nie byłoby strajków, manifestacji lekarzy, problemów z receptami, gdyby nakłady na opiekę zdrowia były wystarczające. Szatan może i ma w tym swój udział, ale nie ulega dla mnie żadnej wątpliwości, że zasadniczą przyczyną jest brak kilkudziesięciu miliardów złotych religa
- Nie byłoby strajków, manifestacji lekarzy, problemów z receptami, gdyby nakłady na opiekę zdrowia były wystarczające. Gdyby pracownicy systemu opieki zdrowotnej zarabiali odpowiednie pieniądze i gdyby starczało pieniędzy na leczenie. Szatan może i ma w tym swój udział, ale nie ulega dla mnie żadnej wątpliwości, że zasadniczą przyczyną jest brak kilkudziesięciu miliardów złotych - uzupełnia.
Zbigniew Religa już pierwszego dnia pracy po urlopie zdrowotnym przedstawił koszyk świadczeń gwarantowanych w ministerstwie, wystąpił przed posłami w Sejmie ze sprawozdaniem z bieżącej sytuacji w służbie zdrowia. Na sam koniec odwiedził po raz pierwszy miasteczko namiotowe pod kancelarią premiera.
Związki domagają się m.in. podwyżek i wzrostu nakładów na ochronę zdrowia do 6 proc. PKB w ciągu dwóch lat. Minister zdrowia uważa, że środków nie da się zwiększyć bez podniesienia składki na ubezpieczenie zdrowotne z obecnych 9 do 13 proc.
Również na dziś zaplanowano nasilenie akcji strajkowej w Częstochowie. Ponad 130 lekarzy ze szpitali w regionie złożyło wypowiedzenia, a trzech dziś rozpoczyna głodówkę. Dla kolejnych medyków podjęcie tak drastycznej formy protestu to tylko kwestia czasu. W piątek minął zadeklarowany przez Ogólnopolski Związek Zawodowy Lekarzy termin składania dyrektorom szpitali wypowiedzeń umów o pracę. Protest zaostrzają także częstochowskie pielęgniarki.
Źródło: PAP, rai.tv, arch.poznan.pl