Polskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych wydało notę dyplomatyczną zakazującą Siergiejowi Ławrowowi, szefowi rosyjskiej dyplomacji, udziału w grudniowych łódzkich obradach Rady Ministerialnej OBWE, której przewodzi Polska. Komentował to w "Faktach po Faktach" eurodeputowany Włodzimierz Cimoszewicz, były premier, były szef MSZ oraz były minister sprawiedliwości.
"Niedopuszczalny atak na Federację Rosyjską o działaniu bezprecedensowym i prowokacyjnym" - tak rosyjskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych zareagowało na notę dyplomatyczną, w której polski resort spraw zagranicznych odmawia szefowi MSZ Rosji Siergiejowi Ławrowowi udziału w Radzie Ministerialnej OBWE, która w grudniu odbędzie się w Łodzi. Sprawę komentował w sobotę w "Faktach po Faktach" Włodzimierz Cimoszewicz.
- Gdybym ja dziś kierował MSZ, prawdopodobnie Ławrowa bym wpuścił, ale miałbym głęboką nadzieję, że Polacy, na ulicach Warszawy przy przejeździe z lotniska do miejsca obrad i z powrotem, daliby Ławrowowi wyraźnie znać co o nim myślą - wyjaśnił eurodeputowany.
W obronie decyzji polskiej dyplomacji przywołuję się argument dotyczący unijnych sankcji, między innymi zakazu wjazdu na teren Unii Europejskiej, jakimi objęty jest Siergiej Ławrow i tego, że polska decyzja się w nie wpisuje. - Do OBWE nie należą tylko państwa europejskie, a więc tym bardziej nie tylko państwa unijne. Z związku z tym te sankcje należałoby rozumieć w taki oto sposób, że żadne państwo należące do Unii Europejskiej nie powinno z Ławrowem utrzymywać kontaktów. (...) Czym innym jest funkcjonowanie organizacji międzynarodowych o szerszym zakresie członkostwa niż Unia Europejska - wyjaśniał Cimoszewicz.
Cimoszewicz: nikt nie mówił, że ambasadorów mianuje się tylko na dobre czasy
Gość programu został zapytany, czym zajmuje się aktualnie ambasador Rosji w Polsce i jaki jest sens jego obecności. - Ambasadorowie, dopóki nie zostaną zerwane stosunki dyplomatyczne albo nie zostaną uznani za persona non grata (personae non gratae - red.), wykonują swoje obowiązki - podkreślił Cimoszewicz. - Nikt nie mówił, że ambasadorów mianuje się tylko na dobre czasy - dodał.
- Agresja Rosji na Ukrainę jest oczywiście takim wydarzeniem, które można uznać za wystarczające do tego, żeby wyrzucić ambasadora Rosji. O ile ja się orientuję, nikt w Europie tego nie zrobił - powiedział Włodzimierz Cimoszewicz.
Cimoszewicz: zachowanie dość dziwne, dość kontrowersyjne
Gość programu został zapytany o to, czy musiało dojść do zdarzenia, jakie miało miejsce w Przewodowie, czyli do eksplozji rakiety na terytorium Polski. - Ja nie sądzę, że tak musiało się stać, ale oczywiście bardzo duże ryzyko było - ocenił były premier. - Kiedy to się wydarzyło, chciałbym wiedzieć czyja rakieta, dlaczego to się stało. To zresztą wymaga wyjaśnienia - dodał.
Włodzimierz Cimoszewicz komentował także politykę informacyjną polskiego rządu w zakresie eksplozji w Przewodowie, polegającą na długim wstrzymywaniu się z wydawaniem komunikatów na temat szczegółów zdarzenia. Powiedział, że częściowo rozumie władze i starania o niepodawanie przez nią niesprawdzonych informacji. Z drugiej strony można było podawać informacje w taki sposób, "by nie budować paniki".
- Zachowanie dość dziwne, dość kontrowersyjne - ocenił.
Kiedy Polska otrzyma unijne środki?
Cimoszewicz był również pytany o słowa unijnego komisarza ds. sprawiedliwości Didiera Reyndersa, który powiedział, że nie toczą się aktualnie żadne negocjacje na temat warunków uzyskania przez Polskę unijnych środków i że nadszedł czas oceny tego, czy Polska wywiązała się ze swoich zobowiązań.
- Mówi prawdę, żadne rozmowy się nie toczą - powiedział eurodeputowany. - Warunki są jasne. Były ponad półtora roku temu jasno przedstawione przez szefową Komisji Europejskiej. Zostały nie tylko że potwierdzone przez polski rząd, zostały przyjęte - doprecyzował.
- Trzeba po prostu swoje zrobić - powiedział, wskazując na potrzebę wycofania się przez rządzących ze swojego podejścia do sędziów oraz całego wymiaru sprawiedliwości. - Niech wezmą przykład z Orbana, który nie po raz pierwszy w swoim życiu pyskował, a teraz idzie na ugodę i będzie miał pieniądze - dodał.
Źródło: TVN24