|

"Przepraszam, nie znalazłem nam syna"

Zaginiony Krzysztof Dymiński
Zaginiony Krzysztof Dymiński
Źródło: Archiwum rodzinne

Wyobraź sobie, że kładziesz się spać i wiesz, że wszyscy twoi bliscy są w domu. Czeka cię wolny weekend, zapowiadają piękną pogodę. Gdy budzisz się rano, w domu brakuje jednego dziecka. - Nas, proszę pani, już nie ma. Rodzina bez Krzysia nam się rozpada.

Artykuł dostępny w subskrypcji

Co było wcześniej, przed 27 maja 2023 roku? Zwykłe życie. Minuty i godziny splatały się w codzienność czteroosobowej rodziny. Były śniadania i kolacje, siedzenie w ogrodzie, zakupy, zabawy z psami (jednemu nie można patrzeć w oczy, bo gryzie). Szkolne obowiązki, spacery, wieczorne gry w planszówki.

W tę sobotę, 27 maja, Agnieszka i Daniel Dymińscy planowali pojechać do Warszawy na targi książki. Chcieli autograf Aleksandra Kwaśniewskiego, który był specjalnym gościem wydarzenia. Młodszy syn, 16-letni Krzysiek, o dziesiątej rano miał spotkanie w sprawie bierzmowania.

A teraz wyobraź sobie, że kładziesz się spać i wiesz, że wszyscy twoi bliscy są w domu. Czeka cię wolny weekend, zapowiadają piękną pogodę. Gdy budzisz się rano, w domu brakuje jednego dziecka.

Jak to nie ma Krzyśka?

Agnieszka pamięta to tak.

Wstaje przed godziną dziewiątą, idzie pod prysznic do łazienki na górze, tuż przy sypialni. Poranna toaleta trwa najwyżej piętnaście minut. Myśli: "Czas już go budzić". Zaraz przecież ma to spotkanie do bierzmowania, a jeszcze śniadanie. Na tym samym piętrze są pokoje synów, Agnieszka wchodzi do pokoju Krzyśka. Nie ma go w łóżku.

Krzysztof Dymiński
Krzysztof Dymiński
Źródło: Archiwum rodzinne

Agnieszka myśli: "Pewnie jest w łazience na dole".

Schodzi, ale w łazience ciemno.

Agnieszka myśli: "Pewnie poszedł do garażu po wodę".

Woła syna. Cisza.

Agnieszka nie wie dziś, jak dokładnie opisać to uczucie. Najpierw chyba to było zdziwienie, no bo przecież jak to, że Krzyśka nie ma, skoro przed pierwszą w nocy zajrzała do niego, czy śpi. Właściwie to nie wie dlaczego. Nie miała tego w zwyczaju. I jeszcze pocałowała go przy tym w czoło na dobranoc.

Dziś ten pocałunek nie daje jej spokoju. Nigdy tego nie robiła, w końcu syn nie był już dzieckiem. Może to była matczyna intuicja?

Potem ciało Agnieszki całe się napina. To niepodobne do Krzyśka, żeby tak wyszedł i nic nikomu nie powiedział. Agnieszka dzwoni do syna, telefon nie odpowiada. Nie ma nawet sygnału. Włącza w swoim telefonie lokalizator. Dziwne. Na mapie nie ma kropki, lokalizator niczego nie wychwytuje. Agnieszka biegnie do sypialni, budzi męża.

- Daniel, nie ma Krzyśka!

Ojciec nie rozumie. - Jak to nie ma? Na pewno gdzieś jest, może w garażu?

Agnieszka: - No nie ma!

Daniel nadal nie rozumie. Jak to nie ma Krzyśka? Wstaje, ubiera się w pośpiechu. Co temu Krzychowi nagle strzeliło do głowy? Mówi żonie, że porozmawia sobie z nim, jak wróci.

Syn nigdy nie wychodził z domu bez uprzedzenia. Zawsze mówił rodzicom, gdzie jedzie, kiedy wróci i z kim ma się spotkać.

Krzysztof Dymiński
Krzysztof Dymiński
Źródło: Archiwum rodzinne

Może zasłabł? Może ktoś go pobił?

Agnieszka wie, że coś jest nie tak. Coś się stało. Lokalizator nic nie pokazuje, telefon nie odpowiada. SMS-y nie dochodzą.

- Jezu, Daniel. Gdzie on jest? Daniel, trzeba go szukać. Daniel, dzwoń do niego. Czemu nie odbiera? Jezu, Daniel. Może dzwoń na policję!

Mąż uspokaja żonę: - Bez paniki. Zaraz się znajdzie i będzie miał pretensje, że narobiliśmy mu wstydu.

Daniel jest jednak coraz bardziej przekonany, że coś jest nie tak. Krzysiek jest szczery, nigdy nie dał powodów do zmartwień.

Mówi do Agnieszki: - Dobra, trudno. Idziemy.

Wsiadają do auta.

Dymińscy mieszkają na wsi pod Warszawą. Ulica szeregowców, zadbane podwórka, wysokie tuje zasłaniają okna sąsiadów. Od domu do przystanku autobusowego trzeba przejść kawałek ulicą, minąć wolnostojące domy po obu stronach. Za nimi rozciągają się łąki. Wtedy w maju jest już ciepło, łąki przedzielają ulice jak zielony dywan. Dobrze widać jednak drogę, którą do Warszawy jeździ autobus. Agnieszka i Daniel rozglądają się na wszystkie strony. Wysiadają, idą wzdłuż drogi. Może zasłabł? Może samochód go potrącił i gdzieś leży w rowie? Może jest poważnie ranny? Ktoś go pobił?

Nigdzie nie ma Krzyśka.

Na Facebooku publikują wpis, czy ktoś nie widział syna. Sąsiad odpisuje, że widział go, jak szedł o 4 nad ranem poboczem.

Rodzice sprawdzają rozkład jazdy autobusów. Pierwszy linii 713 odjeżdża o 4.24 do Warszawy. Co Krzysiek robił nad ranem w autobusie do stolicy? Nie mogą znaleźć żadnej racjonalnej odpowiedzi.

O 10 rano w kościelnej salce jest spotkanie w sprawie bierzmowania, jadą tam. Czekają i czekają. Daniel mówi do żony, że przecież Krzysiek to odpowiedzialny chłopak. W kalendarzu ma zawsze wszystko poplanowane, nie spóźnia się i nie zawala spraw. Na pewno przyjdzie. Tego księdza przecież tak lubi. Na religię miał nie chodzić, poszedł na jedną lekcję z ciekawości. Wrócił do domu i mówił matce, że ksiądz, co tej religii uczy, to świetny gość. W tym roku bierzmowanie, młodzież powoli schodzi się do salki. Agnieszka pyta kolegę syna, czy dziś go widział. Nie widział.

Zgłoszenie, że Krzysiek zaginął, ląduje na policji w Starych Babicach dwie godziny po tym, jak Dymińscy zauważyli, że nie ma go w domu.

Daniel Dymiński nad brzegiem Wisły ze sprzętem, za pomocą którego szuka syna
Daniel Dymiński nad brzegiem Wisły ze sprzętem, za pomocą którego szuka syna
Źródło: tvn24.pl

Pięć procent nadziei

Krzysztof Dymiński, lat 16. Urodzony 1 maja 2007 roku.

Numer buta 42 albo 43, zależy od rozmiarówki.

Matka mówi, że miał na sobie czarno-białe buty marki Diesel, były nowe, dopiero co mu je kupiła.

Wzrost: 175 cm.

Matka mówi, że syn to jeszcze chłopiec, ale ma posturę młodego mężczyzny.

Włosy: ciemny blond.

Matka mówi, że te włosy ma dłuższe i lekko kręcone, robi mu się z nich czupryna.

Znaki szczególne: aparat na zębach dolnych i górnych.

Matka mówi, że sam sobie tego aparatu na pewno nie ściągnie, jest zamontowany na stałe.

Jak był ubrany? Rodzice dowiedzą się tego z nagrań monitoringu.

Policja przyjmuje zgłoszenie. Agnieszka i Daniel wracają do domu. Co robić? Przecież nie będą bezczynnie siedzieć. Dzwonią do rodziny, do znajomych, że nie ma Krzyśka, wyszedł z domu i nie ma z nim kontaktu.

Policja zabezpiecza monitoring. Co ustalają?

Kamera rejestruje Krzysztofa, który wsiada do pierwszego autobusu do Warszawy. Ma na sobie dżinsy i granatową bluzę marki Adidas. W jego zachowaniu nie ma nic niepokojącego.

W Warszawie wysiada z 713 i wsiada w 105 w kierunku ronda Daszyńskiego. Tam przesiada się w tramwaj i jedzie w kierunku Dworca Gdańskiego. Potem kamera rejestruje go na moście Gdańskim.

Krzysztof stoi w połowie mostu 20 minut. Patrzy w stronę wody. O 5.35 pisze w notatce na Instagramie: "Dziękuję, żegnajcie". Notatka jest widoczna dla wybranych znajomych przez kolejną dobę. Koleżanka Krzyśka widzi tę notatkę dopiero o 15.35 w sobotę, obok napis: "Opublikowano 10 godzin temu". Wysyła rodzicom Krzyśka screen.

Około 5.40 kamera rejestruje go po raz ostatni, jak stoi na środku mostu. Na kolejnym zapisie nie ma już Krzysztofa. Nie wiadomo, czy skoczył do wody, ukrył się między przęsłami, oddalił lub wsiadł do tramwaju.

MACHAJ 3
Daniel Dymiński: coraz trudniej będzie odnaleźć Krzysztofa
Źródło: Tomasz Zieliński / tvnwarszawa.pl

Po co Krzysztof pojechał do Warszawy? Nie wiadomo. Rodzice mówią policji, że Krzysztof nie miał żadnych poważnych problemów. Nie leczył się psychiatrycznie, w przeszłości nie sprawiał problemów wychowawczych. Nie było żadnych symptomów, by w jego życiu działo się coś złego. Był w pierwszej klasie warszawskiego liceum na profilu biologiczno-chemicznym. Chciał zostać lekarzem. Był towarzyski, lubił robić znajomym pranki (żarty). Od dwóch miesięcy spotykał się z dziewczyną, na której mu zależało. Nie byli jednak parą. Rodzice przypuszczają, że miał ze sobą plastikową różę, którą od niej dostał. W domu jej nie ma.

Policjanci z komendy w Starych Babicach analizują nagrania z kamer. 1 czerwca przekazują rodzicom, że Krzysztof na 95 procent skoczył z mostu do Wisły.

Matka niewiele pamięta z tamtego dnia.

Szukają Krzysztofa raczej wśród martwych

Rodzice sami zgłaszają się po zabezpieczenie danych cyfrowych, odzyskują backup telefonu syna. Analizują treści rozmów z koleżanką i innymi znajomymi, w tych zapisach szukają jakichkolwiek wskazówek, dlaczego Krzysztof zniknął. Niczego nie znajdują. Jedno jest pewne: koleżanka Krzysztofa, która mu się podobała, nie była zainteresowana bliższą relacją.

- Bierzemy pod uwagę, że Krzysiek mógł czuć się zraniony - mówi Agnieszka. - Nie rozumiemy jednak jego zachowania. Wiedział, że o wszystkim może z nami porozmawiać. Krzysiu jest wyjątkowy, empatyczny. Typ osoby, którą od razu darzy się sympatią. Opanowany, skrupulatny. Nigdy nas nie zawiódł.

Rodzice poszukują zaginionego syna od prawie pół roku
Rodzice poszukują zaginionego syna od prawie pół roku
Źródło: tvn24.pl

Agnieszka wciąż analizuje. Czy przyczyniła się do tego, że Krzysiek wyszedł z domu? Może coś mu powiedziała? Może czegoś nie zauważyła? Mówiła, żeby tyle nie siedział przed komputerem, nie gapił się w telefon. Ale czy dziecko ucieka z domu przez takie uwagi?

Daniel jest pewny: wyjście Krzyśka nie miało związku z domem rodzinnym.

Ale poczucie winy puchnie jak po uderzeniu. Prawie nie śpią.

Co dwa tygodnie jeżdżą do psychotraumatologa, bo nie wstaliby z łóżka. Jest lipiec, Krzysztofa nie ma już 53 dni.

Policjant, który prowadzi sprawę Krzysztofa, mówi Agnieszce, że jest upierdliwa.

Agnieszka: - Dzwoniłam i pytałam, jakie są nowe ustalenia. Czy przeszukano sonarem dno Wisły, czy są jakieś nowe tropy? Mówiłam, że trzeba się spieszyć. Policjant powiedział mi, że co to za różnica, czy znajdą go w 53. dzień czy w 59.

Dymińscy już wtedy chcieli przenieść sprawę do Komendy Stołecznej Policji, czyli o szczebel wyżej, ale dzieje się tak dopiero 13 września.

Agnieszka: - Ten brak empatii był dla mnie porażający. Prosiliśmy policję o wgląd do dokumentów, chcieliśmy zobaczyć nagrania z kamer. Nie pozwolili nam, mówili, że nie jesteśmy stroną w postępowaniu. A ja chciałam zobaczyć ostatnie nagranie z synem, przyjrzeć mu się, jak wyglądał, jak się zachowywał. Chciałam zobaczyć, czy był wystraszony czy zdenerwowany. Krzysiek wyszedł jak stał, jakby poszedł do sklepu. To musiał być jakiś impuls.

Daniel: - Monitoring nie zarejestrował momentu skoku syna ani momentu zejścia z mostu. Monitoring na moście i w okolicy ma martwe pola. Jak to możliwe? Policja nie zabezpieczyła nagrań z kamer zewnętrznych i wewnętrznych tramwajów. Nie wiemy, co się stało.

Jakby grali w jakimś filmie

Dymińscy drukują ponad 800 plakatów, koszt takich wydruków jest bardzo duży. Potem drukarnia z Garwolina jeszcze trzy razy wydrukuje im wizerunek zaginionego syna za darmo. Łącznie 35 tysięcy plakatów.

Plakaty wiszą w Warszawie i na całej trasie zarejestrowanego przejazdu Krzysztofa.

Agnieszka mówi, że kolejne tygodnie były tak nierzeczywiste, jakby grali w jakimś filmie. Sprawa staje się głośna w mediach, na facebookowych grupach ponad 55 tys. osób szuka Krzysztofa i analizuje, co mogło się z nim stać. Agnieszka już w pierwszym dniu po zaginięciu podaje do publicznej wiadomości swój numer telefonu, prosi o jakikolwiek sygnał o synu.

Agnieszka: - Dostaliśmy mnóstwo wsparcia, do końca życia będę wdzięczna ludziom, którzy się do nas odezwali, modlili się za nas. Zgłosiło się mnóstwo obcych osób przejętych tą sprawą: płetwonurek, ludzie z grupy Red Line, która ma psy tropiące. Pomogli nam w poszukiwaniach.

Grupa poszukiwawczo-ratownicza specjalizuje się w poszukiwaniach osób zaginionych, zapewnia bezpieczeństwo na imprezach. Siedzibę ma w Lublinie. Składa się z dziewięciu osób, między innymi ratowników. Rodzinie Dymińskich pomogli pro bono.

Mieczysław Cielma: - Poszukiwaliśmy Krzysztofa z psem tropiącym wzdłuż Wisły. Nic więcej nie udało nam się ustalić ani znaleźć. Policja też nie ma żadnych nowych tropów.

Ojciec Krzysztofa zaznacza teren, w którym poszukuje syna
Ojciec Krzysztofa zaznacza teren, w którym poszukuje syna
Źródło: Archiwum rodzinne / Google Maps

Ojciec Krzysztofa szuka zaginionego syna za pomocą dronów, co weekend pływa łodzią z sonarem, przeczesał już kilka kilometrów w dół Wisły.

Podaje statystyki:

  • Sonarowanie Wisły (sonar holowany i boczny) - ponad 100 godzin nagrań;
  • Dron - 26 godzin lotu; łączna długość lotu - 250 km, ponad 120 lotów;
  • Przepłynięta Wisła (łódź, bosak, lornetka) - łącznie ponad 1200 km
  • Przeszukane tereny nad Wisłą - 300 hektarów;
  • Rozwieszono i rozdano ponad 35 000 plakatów i 1000 ulotek
  • TikTok - ponad 1 mln wyświetleń, Facebook - 159 128 udostępnień, 55 000 członków grupy poszukiwawczej.

Pomagają mu ochotnicy. Anonimowo podkreślają, że policja przyjęła "postawę oczekującą".

- Mają sprzętu za miliony, który się po prostu kurzy - mówi jeden.

- Nie szukają dzieciaka ani martwego, ani żywego. Czekają, aż ciało wypłynie - dodaje drugi.

machaj 4
Poszukiwania z użyciem drona
Źródło: Tomasz Zieliński / tvnwarszawa.pl

To nie "CSI Miami"

Daniel: - Proszę pani, to nie jest jak w CSI Miami, że wszystkie służby będą szukać zaginionego nastolatka, a najlepsi detektywi analizować każdą klatkę z monitoringu. Zostaliśmy z tym zupełnie sami.

Mówi, że wysłali dwa pisma do policji z prośbą o udzielenie informacji. Bo szukają syna na własną rękę i nie chcą dublować się w terenie poszukiwań.

Pierwsze pismo jeszcze 13 czerwca. Do Komendy Stołecznej i wojewody mazowieckiego. Pytają, jakie są kolejne kroki w poszukiwaniach syna. Proszą o zaangażowanie jednostek ratownictwa specjalistycznego, OSP Legionowo, OSP Twierdza Modlin, Grupę Specjalną Płetwonurków RP, WOPR Piaseczno i Wojsko Obrony Terytorialnej.

Bez odpowiedzi.

Daniel: - Jestem byłym żołnierzem po 25-letniej służbie. WOT jest po to, by pomagać obywatelom w takich sytuacjach. Pomoc należy się każdemu, ale osobiście czuję żal, bo to przecież koledzy. Dostaliśmy nieoficjalną informację, że na udział WOT-u nie wyraził zgody jakiś wysoko postawiony urzędnik.

MACHAJ 5
"Myślałem, że będę miał wsparcie służby, której oddałem 25 lat życia"
Źródło: Tomasz Zieliński / tvnwarszawa.pl

Agnieszka mówi, że od 27 maja ma wrażenie, iż przeżywa wciąż ten sam dzień.

- To jest koszmar, z którego nie da się wybudzić. Poznaliśmy wspaniałych ludzi, ale nie tylko. Dzwonił do mnie jasnowidz i mówił, że wahadełko nad zdjęciem syna pokazuje mu, że syn nie żyje. Dzwoniły dzieciaki, które krzyczały do słuchawki: "Mamo, ratuj mnie". Dzwoniła pani, która potem wysyłała nagrania z kościoła, jak modli się o syna. Prosiła, by ją ugościć w naszym domu. Jakiś zaburzony facet pisał mi, że jestem seksowna i chce się umówić. Adwokat doradził, byśmy kupili gaz łzawiący - opowiada.

Daniel dodaje, że mieli wsparcie dwóch fundacji, ale z czasem ich aktywność się skończyła.

- Na pewno Itaka pomogła w rozpowszechnieniu wizerunku Krzysia. Mamy wrażenie, że fundacje są raczej internetowe, nie mają możliwości poszukiwawczych. Grup specjalistycznych, które mogą profesjonalnie prowadzić poszukiwania na wodzie, jest jak na lekarstwo. A służby liczą każdą wydaną złotówkę. Niestety troska o życie i los zaginionych dzieci spada wykładniczo w czasie - opisuje.

Agnieszka powstrzymuje łzy: - Proszę pani, nam się już nie chce żyć. Nie wiem, dlaczego to spotkało naszą rodzinę. Nie cieszy nas ani ten dom, ani psy, ani słońce za oknem. Nas proszę pani już nie ma. Rodzina bez Krzysia nam się rozpada.

Kto jest na nagraniu?

31 sierpnia Dymińscy dostają film zarejestrowany kamerą samochodową, od razu przekazują go policji. Poboczem idzie człowiek łudząco podobny do Krzysztofa. Zdjęcie upubliczniają 16 września w mediach. Mówią, że mieli wrażenie, iż policja nic z nim nie zrobiła.

Agnieszka: - My jesteśmy pewni na 95 procent, że to Krzysiu.

Pytam, czy policja sprawdziła ten trop. Czy film analizował antropolog?

Nie wiedzą.

Daniel: - Dzwoniliśmy do zakładu ekspertyz sądowych do Krakowa i powiedzieli nam, że analizują takie filmy, ale na wniosek policji. Policja nie informowała nas, czy ten film został sprawdzony. Nie wiem, kto jest na tym filmie, jednak mamy przekonanie, że to mógł być nasz syn.

Wcześniej, w sierpniu, do matki Krzysztofa dzwonił właściciel domu na Mazurach. Przekonywał, że rozmawiał z Krzysztofem i nawet dał mu wodę. Dopiero potem w mediach rozpoznał chłopca.

- Zeznał na policji, że był u niego nasz syn, zadzwonił do mnie i płakał z wzruszenia i przejęcia, że to na pewno Krzysztof. Że nic wcześniej nie wiedział o jego zaginięciu - mówi Agnieszka.

Pytam, czy sprawdzili monitoring w tamtej okolicy.

Daniel: - Nie wiemy. Nie mamy żadnych informacji. Policja twierdzi, że to był fałszywy trop. Ale jak to sprawdzili, z kim rozmawiali, tego nie wiemy.

Agnieszka: - My proszę pani nic nie wiemy.

warszawa
Zaginiony 16-letni Krzysztof mógł być widziany pod Poznaniem
Źródło: Facebook, Agnieszka Dymińska

Na początku października Dymińscy wysyłają prośbę o informacje, jakie kroki poczyniono w sprawie odnalezienia Krzysztofa. Proszą o dane z terenu, który badano sonarem (jeśli to zrobiono). Proszą o odpowiedź, czy sprawdzono kamery w okolicy, gdzie kamera nagrała chłopaka na poboczu. Proszą o wykaz zaplanowanych działań, w końcu zbliża się zima.

6 października przychodzi odpowiedź. Policja przekonuje, że udostępnienie tych informacji nie jest możliwe. Zapewnia, że "wszystkie czynności są na bieżąco dokumentowane i znajdują się w materiałach sprawy". Przekonują, że "dokładają wszelkich starań, które mają na celu niezwłoczne sprawdzenie informacji", zarówno od rodziców, jak i innych źródeł w Polsce i za granicą.

Czytam pismo i mówię, że brzmi to tak, jakby wcale nie szukali.

Agnieszka: - Powiedziała pani na głos to, co ja w duchu myślę.

Równo po pięciu miesiącach od zaginięcia rodzice Krzysztofa uruchomili stronę internetową. Można na niej śledzić kolejne działania rodziny w sprawie odnalezienia nastolatka. 

Rzecznik pragnie zapewnić

Zadałam Komendzie Stołecznej Policji kilkanaście szczegółowych pytań, między innymi:

  • Czy zamknięto strefę poszukiwań? Jeśli tak, to do ilu kilometrów?
  • Czy z tej strefy zabezpieczono monitoring? Czy policjanci zabezpieczyli nagrania z kamer zewnętrznych i wewnętrznych w tramwajach i autobusach z 27 maja już po godz. 5.35, gdy Krzysztof został po raz ostatni zarejestrowany na monitoringu zamontowanym na moście?
  • Czy chłopiec był poszukiwany za pomocą sonarów, dronów, czy korzystano z pomocy płetwonurków? Jeśli tak, to kiedy rozpoczęto te poszukiwania i jaki teren do tej pory przeszukano?
  • Czy do poszukiwań wykorzystano psy zwłokowe, jeśli tak, to kiedy i jaki był obszar tych poszukiwań?
  • Czy wykonano analizę połączeń i danych cyfrowych powiązanych z telefonem Krzysztofa, zawartości jego komputera, czy sprawdzono logowania do stacji BTS?
  • Czy policja sprawdziła tropy z 31 sierpnia tego roku, gdzie kamera samochodowa zarejestrowała człowieka idącego poboczem na drodze nr 11, co do którego rodzice są niemal pewni, że to ich syn? Czy policja sprawdziła trop z 20 sierpnia, gdzie gospodarz domu na Mazurach jest przekonany, że rozmawiał z Krzysztofem? Czy został zabezpieczony monitoring z tej miejscowości?
  • Czy policja ma zaplanowane kolejne poszukiwania?

Zapytałam też, czy policja prowadzi poszukiwania z założeniem, że Krzysztof nie żyje.

Poszukiwania Krzysztofa Dymińskiego zorganizowane przez ojca
Poszukiwania Krzysztofa Dymińskiego zorganizowane przez ojca
Źródło: tvn24.pl

Rzecznik prasowy podinspektor Sylwester Marczak odpowiedział:

"W odpowiedzi na Pani maila pragnę zapewnić, że rodzice zaginionego Krzysztofa są i będą informowani na bieżąco, w zakresie prowadzonych czynności poszukiwawczych. W chwili obecnej Policja nie posiada informacji o miejscu, gdzie może znajdować się Krzysztof Dymiński. Zapewniam, że policja posiada sprzęt do prowadzenia poszukiwań osób zaginionych na lądzie, wodzie i powietrzu, który był wykorzystany podczas prowadzonych poszukiwań za Krzysztofem Dymińskim. Do prowadzonych czynności zaangażowana jest niezbędna na daną okoliczność ilość osób".

Rzecznik dodał, że zawsze w przypadku zaginięcia bliskiej osoby rodzina powinna niezwłocznie zgłosić się z taką informacją do najbliższej jednostki policji i przekazać rzetelne informacje o okolicznościach, w jakich doszło do tego zdarzenia oraz przekazać wszystkie informacje dotyczące stanu psychicznego osoby zaginionej, ewentualnych zagrożeń dla jego życia i zdrowia oraz informacji o jego trybie życia, a także aktualną fotografię.

"Jednocześnie informuję, że Zarządzenie nr 48 Komendanta Głównego Policji z dnia 28 czerwca 2018 r. w sprawie prowadzenia przez Policję poszukiwania osoby zaginionej (...) ogranicza nam możliwość udzielenia szczegółowych informacji innym osobom jak uprawnionym, do których zaliczyć należy między innymi rodzinę" - zaznaczył.

"Policja wygumkowała nam syna"

Dzwonię do Mariusza Sokołowskiego, inspektora policji w stanie spoczynku, w latach 2007-2015 rzecznika prasowego Komendanta Głównego Policji.

- Rozumiem rodziców, bo rodzice chcą mieć pewność, że policja robi wszystko, co możliwe, bo chodzi o ich dziecko. To zrozumiałe oczekiwania i one zawsze takie są. Jeżeli to są poszukiwania, gdzie byłyby informacje, że ta osoba być może gdzieś żyje, że jest ofiarą przestępczej działalności, to powinno być zrobione wszystko z maksymalnymi środkami, żeby można było tę osobę namierzyć, bo tu chodzi o ratowanie życia ludzkiego. Natomiast jeżeli wiele informacji wskazuje na próbę samobójczą, to w praktyce jest tak, że te czynności wykonuje się do momentu sprawdzania prawdopodobieństwa próby samobójczej. Jeśli nie ma ciała, to potem zaczyna się okres oczekiwania, aż taka osoba się odnajdzie - mówi Sokołowski.

Dodaje, że poszukiwania w wodzie są kosztowne i narażają zdrowie i życie ekipy poszukiwawczej, na przykład płetwonurków.

MACHAJ 2
Daniel Dymiński: nadzieja umiera ostatnia
Źródło: Tomasz Zieliński / tvnwarszawa.pl

- W czasie poszukiwania Grzegorza Borysa zginął młody płetwonurek. To bardzo niebezpieczna praca, dlatego policja ogranicza takie poszukiwania. To są ogromne koszty, a prawdopodobieństwo znalezienia ciała jest nikłe. Pamiętam podobne akcje poszukiwawcze, przyjmuje się w nich postawę oczekującą, że woda odda ciało. Takie poszukiwania są po prostu dużym zagrożeniem i policja musi sobie odpowiedzieć na pytanie, czy jest to zasadne. Natomiast trudno dziwić się rodzicom, że oczekują wsparcia - podkreśla Sokołowski.

Agnieszka: - Policja wygumkowała nam syna. Założyli, że nie żyje, choć nie ma takiej pewności. Formalnie jest osobą, która wciąż żyje. Krzyś jest na liście uczniów w liceum, płacę na niego składki medyczne, nie jest uznany za osobę zmarłą.

Daniel: - My wierzymy, że syn żyje, nie poddajemy się. Mamy żal, że policja po czterech dniach, choć przecież do dziś nie wiadomo, co się stało, zdecydowała, że skoczył do wody. Od tamtej pory podążają tą ścieżką.

I dodaje: - Ktoś teraz powie: "Ale czego ci Dymińscy chcą? Syn nie żyje, nie ma co wydawać pieniędzy na poszukiwanie ciała". Tylko że my nie wiemy, co się stało, policja też nie. Są ludzie, którzy zeznali, że rozmawiali z Krzysiem, są przekonani na sto procent, że to był on. Policja w naszej ocenie nie podjęła tego tropu, nie wiemy, czy wykonano jakiekolwiek czynności, które zidentyfikują, kim był tamten chłopak.

Osoby biorące udział w poszukiwaniach Krzysztofa korzystają m.in. z dronów
Osoby biorące udział w poszukiwaniach Krzysztofa korzystają m.in. z dronów
Źródło: tvn24.pl

Ma żal, że na inne działania policji pieniądze się znajdują.

- Jak słyszę, że nie wiadomo, czy zasadne jest poszukiwanie zaginionego nastolatka, to pytam, co jest zasadne? Pilnowanie domu na Żoliborzu, wydawanie na zastępy policji na pokojowych strajkach? Miliony wydane na poszukiwania ciała mordercy sześcioletniego syna? - mówi z goryczą Daniel.

Agnieszka: - Zrobilibyśmy wszystko, szukali wszędzie. Gdybyśmy mogli, przeczesalibyśmy każdy kąt. Ale nie mamy możliwości szukania syna w miastach, nie możemy sprawdzać monitoringów, nikt nam tego nie przekaże, jest RODO. Jedyne, co możemy, to szukać w wodzie, by wykluczyć, że syn skoczył.

"Mąż co weekend przepada"

21 października jadę z Danielem Dymińskim pod Warszawę, gdzie sam, na własną rękę, szuka syna. Pogoda jest kiepska, pada. Idę przez las, potem szutrową drogą, dochodzę do plaży. Woda w Wiśle jest mętna. Daniel i dwóch ochotników, którzy pomagają w poszukiwaniach, uruchamiają drony. Przez ponad 10 godzin rejestrują brzegi rzeki.

MACHAJ 1
"Chcemy wykluczyć negatywny scenariusz, że Krzysztof jest w wodzie"
Źródło: Tomasz Zieliński / tvnwarszawa.pl

Agnieszka: - Mąż tak co weekend przepada na całe dnie i szuka syna. Na początku wchodził zapłakany, szlochał od progu: "przepraszam, nie znalazłem nam syna". Z jednej strony dla nas to ulga, że syna nie znalazł. A z drugiej… Nie wiemy, gdzie Krzysiu jest. A minęło już ponad pięć miesięcy.

Pytam, czy może się gdzieś ukrywać.

Agnieszka: - Być może. Może boi się konsekwencji, może ma jakieś obawy, nie wie, jak to wszystko odkręcić.

Mówię, że może boi się, iż trzeba będzie zapłacić za poszukiwania, a może boi się, że rodzice mu nie wybaczą.

Agnieszka: - O tym nie pomyślałam, a tak może być. Teraz sprawdzamy, czy Krzysia nie ma w schroniskach, na squotach. Najpierw myślałam, że Krzysiu wróci na Dzień Dziecka. Potem, że może na imieniny ojca. Później, że na 1 września, bo szkoła była dla niego ważna. Teraz zbliżają się święta i nawet boję się o nich myśleć.

Po chwili dodaje: - Dziś już nic nie jest dla mnie ważne poza tym, żeby wrócił. Nie gniewam się na niego, nie mam mu czego wybaczać. Musiał mieć powód, żeby wyjść, ja nie muszę go poznać. Być może kiedyś będzie gotowy, by ze mną o tym wszystkim porozmawiać. Teraz tylko pragnę, by wrócił. I kompletnie nic więcej nie ma znaczenia. Bardzo go kocham. I codziennie na niego czekam.

Wieczorem w domu rodziców Krzysztofa oglądamy zdjęcia z dronów.

- Tu płynęliśmy, ale były to zwłoki bobra - ojciec Krzysztofa pokazuje mi czarny kształt. - A tu są zwłoki sarny. To na szczęście nie był Krzyś.

Agnieszka: - My już chcemy, żeby to się skończyło. Bez względu, czy pozytywnie czy negatywnie. Jeśli syna nie ma wśród żywych, to chcemy go pochować. Zacząć żałobę. Niech się odnajdzie, bo nie jesteśmy w stanie dłużej tak żyć.

Oglądamy zdjęcia z drona i milczymy.

Jeśli doświadczasz problemów emocjonalnych i chciałbyś uzyskać poradę lub wsparcie, tutaj znajdziesz listę organizacji oferujących profesjonalną pomoc. W sytuacji bezpośredniego zagrożenia życia zadzwoń na numer 997 lub 112.

Sonarowanie Wisły (sonar holowany i boczny) - ponad 100 godzin nagrań;

Dron - 26 godzin lotu; łączna długość lotu - 250 km, ponad 120 lotów;

Przepłynięta Wisła (łódź, bosak, lornetka) - łącznie ponad 1200 km

Przeszukane tereny nad Wisłą - 300 hektarów;

Rozwieszono i rozdano ponad 35 000 plakatów i 1000 ulotek

TikTok - ponad 1 mln wyświetleń, Facebook - 159 128 udostępnień, 55 000 członków grupy poszukiwawczej.

Czy zamknięto strefę poszukiwań? Jeśli tak, to do ilu kilometrów?

Czy z tej strefy zabezpieczono monitoring? Czy policjanci zabezpieczyli nagrania z kamer zewnętrznych i wewnętrznych w tramwajach i autobusach z 27 maja już po godz. 5.35, gdy Krzysztof został po raz ostatni zarejestrowany na monitoringu zamontowanym na moście?

Czy chłopiec był poszukiwany za pomocą sonarów, dronów, czy korzystano z pomocy płetwonurków? Jeśli tak, to kiedy rozpoczęto te poszukiwania i jaki teren do tej pory przeszukano?

Czy do poszukiwań wykorzystano psy zwłokowe, jeśli tak, to kiedy i jaki był obszar tych poszukiwań?

Czy wykonano analizę połączeń i danych cyfrowych powiązanych z telefonem Krzysztofa, zawartości jego komputera, czy sprawdzono logowania do stacji BTS?

Czy policja sprawdziła tropy z 31 sierpnia tego roku, gdzie kamera samochodowa zarejestrowała człowieka idącego poboczem na drodze nr 11, co do którego rodzice są niemal pewni, że to ich syn? Czy policja sprawdziła trop z 20 sierpnia, gdzie gospodarz domu na Mazurach jest przekonany, że rozmawiał z Krzysztofem? Czy został zabezpieczony monitoring z tej miejscowości?

Czy policja ma zaplanowane kolejne poszukiwania?

Czytaj także: