Jako obywatel patrzę na to z obrzydzeniem, jako katolik ze smutkiem - powiedział w "Dzienniku Gazecie Prawnej" były prezes Trybunału Konstytucyjnego profesor Andrzej Rzepliński pytany, czy śledzi to, co obecnie dzieje się w Polsce. Jak stwierdził, aby próbować wyjść z kryzysu po decyzji TK kierowanego przez Julię Przyłębską w sprawie aborcji, najpierw trzeba ogłosić to orzeczenie.
Trybunał Konstytucyjny kierowany przez Julię Przyłębską orzekł w zeszłym tygodniu, że niezgodne z konstytucją jest prawo do aborcji w przypadku ciężkiego i nieodwracalnego upośledzenia płodu. Od tego czasu w całej Polsce trwają protesty.
Były prezes TK Andrzej Rzepliński pytany w "Dzienniku Gazecie Prawnej", czy śledzi to, co się dzieje, odpowiedział: - Jako obywatel patrzę na to z obrzydzeniem, jako katolik ze smutkiem.
Ocenił, że demonstracje przed kościołami są "niezrozumiałe, bo przecież do kościoła można przestać chodzić". - Nic się nie dzieje tym, którzy nie chodzą, nikt ich tam na siłę nie zaciąga, nikt ich nie piętnuje - dodał.
- To raczej księża boją się chodzić po kolędzie, bo spotykają ich niemiłe reakcje - powiedział. Na pytanie, dlaczego demonstrujący idą pod kościoły, odpowiedział: - A myśli pan, że hołota francuska zachowuje się inaczej? A hołota amerykańska jest inna?
- Nasuwa się pytanie, kto za nimi stoi, kto ich nakręca i promuje? Przecież dzisiaj przez media społecznościowe można pewne osoby wykreować i rozpropagować. Nie możemy wykluczyć, że ktoś chciałby Polskę – używając języka profesora Zybertowicza – kompletnie rozwibrować - mówił Rzepliński. Na pytanie, czy wie kto, powiedział: - Nie mam pojęcia, ale widzę, że Polska swinguje pod melodię z Sowy i Przyjaciół.
"Myśmy wszyscy sparszywieli w ciągu tych pięciu lat"
W wywiadzie dla "DGP" profesor Rzepliński stwierdził, że "źle się dzieje, gdy Kościół po raz kolejny chowa się do dziury". - Biskup, który szanuje siebie i szanuje swój Kościół, powinien wyjść do tych ludzi. Zabić, toby go nie zabili, choć pewnie by go opluli, no trudno. Rządzi wówczas prawo tłumu - mówił były prezes TK.
Zaznaczył, że "jeśli ktoś chciałby wyrzucać biskupów z domu, by ich ukamienować, to sam pierwszy stanąłbym przed nim". - I niech najpierw ukamieniują mnie - dodał.
Rzepliński przyznał, że protestujący, używając wulgaryzmów, "tylko eskalują konflikt i prowadzą do anarchizacji życia, to niedopuszczalne". - Nie tylko na ulicach są awanturnicy, myśmy wszyscy sparszywieli w ciągu tych pięciu lat - ocenił. - Wszyscy mają średnie, większość wyższe wykształcenie, i co z tego? No niech mi pan powie: co z tego? - pytał Rzepliński.
Rzepliński: gdyby życie Kaczyńskiego było zagrożone, stanąłbym w jego obronie
Odnosząc się do stwierdzenia, że "nic z tego nie wynika, ale przykład dają elity", odpowiedział: - Takie mamy te elity. Politycznych awanturników mamy również w Sejmie, i to na najwyższym poziomie. Kto za, kto przeciw, 30 sekund na pytanie, żadnych wniosków i głosujemy. To polityczna hołota.
Były prezes TK powiedział, że nie ma jego aprobaty "dla wycia pod oknami Kaczyńskiego". - Nie podoba się? To trzeba było odpowiednio głosować w wyborach - powiedział.
- Mogę się z nim nie zgadzać, potępiać jego politykę, ale gdyby życie pana Jarosława było zagrożone, to stanąłbym w jego obronie, bo taki mam charakter. Nie może być zgody na samosądy - oświadczył.
- Mnie, gdy byłem prezesem Trybunału Konstytucyjnego, grożono zabójstwem. Człowiek zaoferował milion złotych za "skasowanie tego sk…a Rzeplińskiego". Wydział kryminalny policji zgłosił się do szefa biura trybunału i miałem ochronę. Nie chciałem się na to zgodzić, ale szef biura przekonał mnie, że to obniżyłoby rangę trybunału, gdyby nie zareagowano na takie wzywanie do zabójstwa. No i tu, pod oknami, do końca mojej kadencji i jeszcze jakiś czas po niej stawały samochody policji - mówił Rzepliński.
"Rozwiązania są dwa"
Pytany, jak można wyjść z kryzysu związanego z orzeczeniem TK, odpowiedział: - Najpierw trzeba ogłosić orzeczenie TK, to oczywiste. I to ogłosić niezwłocznie.
- Musi zostać powołana nadzwyczajna komisja sejmowa, która by się zajęła zakwestionowanym przepisem ustawy antyaborcyjnej. Możliwe są tu dwa rozwiązania: albo Sejm ten przepis doprecyzowuje, albo uchwala go ponownie w tej samej treści - wskazał Rzepliński.
Na pytanie, co powinno się znaleźć w zmienionej ustawie, odpowiedział: - Potwierdzenie dotychczasowej przesłanki z wyłączeniem zespołu Downa. Tu trzeba też pomyśleć o takich rozwiązaniach, które nie tylko dadzą jakieś zasiłki rodzicom takich dzieci, ale pozwolą im później, jako obywatelom, godnie żyć, to musi być całościowy system opieki zapisany w prawie.
Rzepliński przyznał, że "z całą pewnością głosowałby przeciwko przepisowi, który skazywałby na śmierć ludzi z zespołem Downa, zwłaszcza w tym okresie, kiedy są kompletnie bezbronni i zależni od innych". - Nie wyobrażam sobie Polski bez dzieci z zespołem Downa - powiedział.
Profesor Rzepliński: nie jesteśmy hołotą, wywiad ze mną dla "DGP" zmanipulowano
W piątek po południu profesor Rzepliński wydał oświadczenie opublikowane w mediach społecznościowych, w którym tłumaczy między innymi kontekst użytego określenia "hołota".
"Obywatelki i Obywatele są na ulicy od 2016 r. I ja też. Nikomu oceniać, czy robimy to dobrze, czy źle. Nie jesteśmy hołotą. Oświadczam, że treść wywiadu ze mną, opublikowanego w piątek w DGP została zmanipulowana" - napisał prof. Rzepliński.
"Przede wszystkim nie nazwałem hołotą uczestników ostatnich polskich protestów. Użyłem tego określenia wobec plądrujących sklepy czy palących samochody demonstrantów we Francji i USA. Nie odnosiłem tych zachowań do uczestników polskich protestów po 'wyroku' TK w sprawie zgodności z Konstytucją przepisów ustawy o planowaniu rodziny, ochronie płodu ludzkiego i warunkach dopuszczalności przerywania ciąży z 7 stycznia 1993" - dodał.
Źródło: PAP