Ministerstwo Zdrowia twierdzi, że lubelska firma E&K dostarczyła resortowi 50 respiratorów niemieckiej firmy Dräger. Ma być to pierwsza część dostawy z zamówienia liczącego 1200 urządzeń wartych w sumie 200 mln zł. Ale Niemcy zaprzeczają, żeby cokolwiek sprzedali Polakom z E&K.
W środę opisaliśmy kulisy umowy, którą polskie Ministerstwo Zdrowia w kwietniu 2020 roku zawarło z firmą E&K z Lublina. Mimo że spółka ta nigdy nie zajmowała się handlem sprzętem medycznym, a jej właściciel Andrzej Izdebski był znany z międzynarodowego handlu bronią, ministerstwo zawarło z E&K kontrakt na dostawę 1200 respiratorów o równowartości niemal 200 milionów zł. To największy jednostkowy kontrakt na liście zakupów zamieszczonej przez Ministerstwo Zdrowia.
W ostatnich dniach redakcja tvn24.pl skontaktowała się z przedstawicielami firm wymienionych w umowie z E&K - Mekics z Korei Południowej, amerykańskiej Vyaire i Prunus z Chin. Żaden z nich nie sprzedał ani jednego urządzenia polskiej spółce. Amerykanie i Koreańczycy stwierdzili, że nigdy nie słyszeli o takim przedsiębiorstwie. Z kolei Chińczycy przyznali, że negocjowali z Polakami sprzedaż 200 sztuk respiratorów, ale w pewnym momencie kontakt z E&K się urwał, a w miejsce polskiej firmy pojawiła się pakistańska, zajmująca się doradztwem wojskowym. Jej reprezentant twierdził, że ma upoważnienie od polskiego rządu, żeby dokończyć transakcję z Chińczykami. Ale Pakistańczycy też w pewnym momencie zniknęli.
Z umowy zawartej z E&K wynika, że Ministerstwo Zdrowia zobowiązało firmę do dostarczenia 1200 urządzeń przed 30 czerwca. Zapytaliśmy w związku z tym, jak wygląda realizacja kontraktu, skoro producenci zaprzeczają kontaktom z lubelską spółką.
W odpowiedzi Agnieszka Pochrzęst-Motyczyńska z biura prasowego MZ poinformowała nas, że E&K dostarczyła do Polski pierwszą partię 50 respiratorów. A kolejne dostawy są spodziewane jeszcze w tym miesiącu. Problem w tym, że według ministerstwa do magazynów Agencji Rezerw Materiałowych trafiło 50 urządzeń typu Savina 300 Classic firmy Dräger. Resort nie wyjaśnił, dlaczego spółka E&K dostarczyła inny sprzęt niż jest w umowie, z czego wynika ta zmiana, ani jakie są koszty nowych urządzeń.
Chcemy jasno wyjaśnić: nie znamy tej firmy
Nasze wątpliwości wzbudził fakt, że Dräger ma w Polsce swoje własne przedstawicielstwo, a mimo to przy transakcji z polskim rządem korzysta z pośrednika rodem z Lublina, bez doświadczenia w branży medycznej. W związku z tym zapytaliśmy, dlaczego Niemcy postanowili współpracować z E&K?
W środę otrzymaliśmy odpowiedź od rzeczniczki Drägera Melanie Kamann. “Zgodnie z naszą polityką nie omawiamy publicznie indywidualnych relacji biznesowych. W tym przypadku chcemy jednak jasno wyjaśnić: Dräger nie ma żadnych relacji biznesowych z firmą E&K i nie dostarczył żadnych respiratorów do tej firmy. Ponadto nie prowadzimy obecnie dyskusji na temat respiratorów z Ministerstwem Zdrowia w Polsce”.
Nowe dostawy będą już od kogo innego
Andrzej Izdebski, prezes E&K, nie chciał skomentować stanowiska niemieckiej firmy. Stwierdził jedynie, że kolejne dostawy respiratorów nie będą już z Drägera. Resort zdrowia nie odpowiedział na żadne pytania dotyczące dostaw od E&K.
- Respiratory to nie jest pietruszka. Nie można iść sobie do sklepu i kupić dowolnej liczby urządzeń. Każde wymaga serwisu, kalibracji, przeszkolenia personelu. Dlatego nie potrafię zrozumieć tego, co się dzieje wokół tej transakcji pomiędzy E&K a Ministerstwem Zdrowia. To jest chyba zadanie dla odpowiednich służb - komentuje w rozmowie z tvn24.pl przedsiębiorca, zajmujący się od kilkunastu lat handlem sprzętem medycznym.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock