Nie udało się rozpocząć procesu ws. jednej z największych afer korupcyjnych w polskiej służbie zdrowia, bo jeden z oskarżonych nie miał adwokata i wnioskował dopiero o obrońcę z urzędu. Sprawa dotyczy ustawiania przetargów na sprzęt dla placówek medycznych tak, aby wybierano w nich produkty firmy Philips. W procesie odpowiadają m.in. dyrektorzy szpitali oskarżeni o przyjmowanie łapówek.
Proces miał sie rozpocząć w środę o godzinie 11. w katowickim sądzie. Rozprawa się odbyła, ale sam proces nie ruszył, ponieważ jeden z oskarżonych wnioskował o obrońcę z urzędu. Jak argumentował Wacław Sz., nie stać go na obrońcę z wyboru; myślał, że takie wnioski składa się podczas pierwszej rozprawy. Sąd, który nie może rozpocząć procesu, zanim wszyscy oskarżeni nie będą mieli skutecznie umocowanych obrońców lub sami z nich nie zrezygnują, zobowiązał Sz. do dostarczenia dokumentów potwierdzających jego sytuację finansową.
Innemu z oskarżonych, który zadeklarował rezygnację z obrońcy, sąd wyznaczył obrońcę z urzędu, ze względu na stan jego zdrowia.
Proces będzie jawny
Obrońcy kilku oskarżonych wnieśli w środę o wyłączenie jawności procesów ze względu na interes oskarżonych, z których niektórzy pełnią nadal funkcje publiczne, a także interes wymiaru sprawiedliwości polegający na możliwości zbadania sprawy w sposób niezmącony i "bez zbędnych nacisków opinii publicznej".
Sąd odrzucił ten wniosek. Jak argumentował sędzia Piotr Pisarek, obrońcy nie wykazali, by rozprawa jawna mogła naruszyć prywatny interes oskarżonych; zaznaczył też, że w interesie wymiaru sprawiedliwości jest jawność prowadzenia procesów.
W środę sąd odebrał dane oskarżonych. Akt oskarżenia liczy 223 strony - sędzia Pisarek wstępnie oszacował, że jego odczytywanie może zająć dwie-trzy rozprawy. Kolejne terminy rozpraw sąd wyznaczył na 25 listopada, 21 i 22 grudnia.
Część oskarżonych zgłosiła też chęć dobrowolnego poddania się karze. Sąd nie odebrał tych wniosków, zapowiadając że uczyni to w kolejnym terminie.
23 oskarżonych, 90 przestępstw
Pod koniec ubiegłego roku poznańska prokuratura oskarżyła o przyjmowanie i wręczanie łapówek 23 osoby, wśród nich dyrektorów szpitali ze Śląska, Zagłębia i Podbeskidzia oraz byłych pracowników holenderskiego koncernu. Akt oskarżenia objął m.in. byłego szefa działu medycznego i dawnego kierownika regionalnego oddziału Philips Polska. Wszystkim oskarżonym poznańska prokuratura zarzuciła popełnienie łącznie 90 przestępstw.
Według śledczych, łapówki w zamian za wybór sprzętu jednego producenta przyjmowali w latach 1999-2006 ówcześni dyrektorzy i inne osoby funkcyjne placówek medycznych, m.in.: w Chorzowie, Jastrzębiu Zdroju, Katowicach, Wrocławiu, Raciborzu, Bielsku-Białej i Sosnowcu. Wartość kontraktów wynosiła od ok. 100 tys. zł do kilku milionów złotych.
Proceder polegał na wprowadzaniu do specyfikacji istotnych warunków zamówienia takich parametrów technicznych sprzętu medycznego, by ograniczyć dostęp do przetargu oferentom, którzy zaproponowali dostawę urządzeń innych producentów niż Philips - podawała prokuratura.
Łapówki za pół miliona
Popełnienie 29 przestępstw zarzucono Krzysztofowi B. Jako dyrektor działu medycznego Philips Polska miał on - wraz z innymi osobami - wręczać łapówki przedstawicielom szpitali. W niektórych przypadkach wartość wręczonych łapówek miała sięgać ok. 500 tys. zł. Poza zarzutami korupcyjnymi Krzysztof B. usłyszał także zarzuty związane z wyłudzeniem pieniędzy m.in. na szkodę spółki Philips Polska.
Marianowi R., ówczesnemu kierownikowi regionalnemu odpowiedzialnemu za sprzedaż sprzętu Philipsa na terenie południowej Polski, postawiono 16 zarzutów - w tym 13 korupcyjnych oraz poświadczenia nieprawdy w dokumentach i zarzut wyłudzenia pieniędzy.
Na ławie oskarżonych zasiedli też były wicemarszałek woj. śląskiego Grzegorz Sz., któremu prokuratura zarzuciła korupcję w związku z pełnieniem funkcji szefa Chorzowskiego Centrum Pediatrii i Onkologii, a także Marian K., właściciel jednej z firm oferujących sprzęt medyczny Philipsa. To K. zgłosił się do prokuratury i powiadomił o przestępstwach korupcyjnych. Ciąży na nim osiem zarzutów dotyczących poświadczenia nieprawdy w dokumentach i zarzut wyłudzenia pieniędzy.
Phillips wiedział o korupcji?
"Superwizjer" TVN w czerwcu tego roku dotarł do zeznań jednego z niemieckich menedżerów koncernu, z których wynikało, że w korporacji mógł istnieć "fundusz łapówkarski". Wydatki na łapówki miały być księgowane pod hasłem "PAD".
Wilfried Berkholz, były szef sprzedaży Philipsa na Polskę i do krajów byłego Związku Radzieckiego, zeznał 19 września 2008 roku: - Na pytanie czy były określone rezerwy finansowe na pokrycie jakichkolwiek niespodziewanych kosztów, mogę tylko powiedzieć, że były takie rezerwy prowizyjne, które były kontrolowane przez panów o nazwiskach Grimm oraz Heyne. Jeżeli chodzi o dalsze okoliczności zawarte w tym pytaniu, korzystam tutaj z przysługującego mi prawa odmowy udzielenia informacji (…).
Tajne hasło
Jak wynika z ustaleń polskiej prokuratury, w tym z projektów kalkulacji cenowych zabezpieczonych w polskim oddziale Philipsa, wydatki na łapówki określano hasłem PAD. Zwykle było to do dziesięciu procent wartości kontraktu netto.
Polscy prokuratorzy zaproponowali zajęcie się tym wątkiem swoim niemieckim kolegom, jednak tam sprawa została umorzona ze względu na przedawnienie. Niemcom nie udało się także zabezpieczyć w hamburskiej siedzibie Philipsa żadnych dokumentów, o które prosili Polacy, bo wszystkie zostały zniszczone - oficjalnie z powodu upływu czasu.
Skruszony
Polskie śledztwo w sprawie Philipsa rozpoczęło się od zeznań Mariana Kuliga, który – zanim zdecydował się na współpracę z prokuraturą – sam kiedyś brał udział w ustawianiu przetargów na sprzęt medyczny Philipsa. W trakcie śledztwa pojawił się kolejny skruszony: jeden z byłych dyrektorów regionalnych Philipsa w Polsce, który w swoich zeznaniach potwierdził, że wręczał łapówki dyrektorom szpitali i szczegółowo opisał ustawione przetargi.
Źródło: Superwizjer, PAP