Od września rzecznicy dyscyplinarni dla nauczycieli zajmują się błahymi sprawami, które powinno załatwiać się w szkole - twierdzi Sławomir Broniarz, prezes Związku Nauczycielstwa Polskiego. Jeszcze w styczniu minister edukacji ma rozmawiać ze związkowcami o ewentualnym złagodzeniu przepisów.
- Czy nauczyciel, który wypuścił dziecko samo do toalety w czasie lekcji zagroził jego dobru? A taki, który spóźnił się na lekcję, bo zatrzymał go na korytarzu rodzic? Albo inny, który za późno złożył kartę organizacyjną szkolnej wycieczki? – zastanawia się Sławomir Broniarz, prezes Związku Nauczycielstwa Polskiego.
Zastanawia się, bo właśnie takimi sprawami zajmują się aktualnie związkowi prawnicy. Nauczyciele, o których wspomina Broniarz, zdaniem rodziców i dyrektorów szkół, naruszyli dobro dziecka. W efekcie opisywane sprawy trafiły do rzeczników dyscyplinarnych dla nauczycieli. - A przecież są to sprawy, które dotąd wyjaśniano w szkole i tam to powinno się odbywać – zastrzega Broniarz.
"Dobro dziecka" to w oświacie nowy termin, który nie ma definicji. Jego wprowadzenie do przepisów oświatowych, to jedno z ostatnich działań byłej już minister edukacji Anny Zalewskiej. Zmiany w Karcie Nauczyciela związane z "dobrem dziecka" wprowadzono w ubiegłym roku na wniosek Rzecznika Praw Dziecka Mikołaja Pawlaka. Miały poprawić bezpieczeństwo uczniów. Weszły w życie 1 września 2019 roku.
Bat na nauczycieli
Związki zawodowe od początku były wobec tych zmian krytyczne. - Nowe przepisy nie są batem na nauczycieli, którzy rzeczywiście mają coś na sumieniu, ale na całą resztę obawiającą się, że każde ich nawet drobne uchybienie, może być powodem do wszczęcia postępowania dyscyplinarnego i zawieszenia w pracy – uważa Broniarz. - Docierają do nas informacje z całej Polski, że rodzice w sposób do tej pory niespotykany w szkołach interweniują u dyrektorów, by ci zbadali postępowanie nauczycieli, powołując się właśnie na "dobro dziecka" – dodaje.
Na początku roku szkolnego, gdy przepisy wchodziły w życie, minister Dariusz Piontkowski uspokajał, że dyrektorzy nie muszą od razu każdej takiej sprawy kierować do rzecznika. - Dyrektor nie musi sięgać od razu do środków dyscyplinujących. Nie jest to najlepsza metoda – mówił wówczas mediom minister.
Problem w tym, że nowe przepisy zakładają, że dyrektor musi zawiadomić rzecznika w ciągu trzech dni od zgłoszenia mu sprawy związanej z dobrem dziecka. – I zgłasza, bo przepisy mówią również, że jeśli tego nie zrobi, a ktoś się na niego poskarży, to wtedy ten dyrektor ma postępowanie dyscyplinarne – mówi Broniarz.
Gdy nauczyciel wulgarnie się odezwie
Przed reformą dyrektor za drobne uchybienia sam mógł ukarać nauczyciela karą porządkową, czyli upomnieniem lub naganą. Do rzecznika dyscyplinarnego trafiały tylko sprawy najpoważniejsze.
Z naszych ustaleń wynika, że aktualnie postępowania najczęściej dotyczą sytuacji, w których nauczyciele niewłaściwie np. wulgarnie odnosili się do uczniów, a to narusza ich godność. Zgłaszane są też przypadki naruszania nietykalności. – Ale takie sprawy zgłaszano już w przeszłości, a problem jest z tymi błahymi, jak wyjście z klasy, gdy nic się tak naprawdę nie stało – podkreśla Broniarz.
Jak to wygląda w całej Polsce? Do 20 stycznia MEN ma zebrać w tej sprawie dane ze wszystkich województw. Ale na przykład Kuratorium Oświaty w Katowicach poinformowało już, że od 1 września 2018 roku do końca minionego roku szkolnego wniosków o postępowanie dyscyplinarne było w województwie 47 (13 od dyrektorów). Tylko od 1 września 2019 roku do Rzecznika Dyscyplinarnego dla Nauczycieli wpłynęło już co najmniej 76 wniosków, w tym aż 43 od dyrektorów szkół.
Rzecznik dyscyplinarny, po zawiadomieniu od dyrektora, wszczyna postępowanie wyjaśniające. I to on decyduje o ewentualnym złożeniu do komisji dyscyplinarnej wniosku o wszczęcie postępowania dyscyplinarnego. Jeśli się na to zdecyduje, dyrektor ma obowiązek zawiesić nauczyciela w obowiązkach na czas postępowania. – Problem polega na tym, że spotykamy się z przypadkami, gdy dyrektor zawiesza nauczyciela już w momencie informowania rzecznika. Robi to, bo się boi, że jeśli coś pójdzie nie tak, to na niego zostanie zrzucona odpowiedzialność – mówi Broniarz.
A nauczyciel zawieszony w obowiązkach ma prawo wyłącznie do wynagrodzenia zasadniczego.
Jeśli MEN nie pomoże, Lewica jest gotowa
W środę 15 stycznia na sejmowej komisji edukacji minister Dariusz Piontkowski zapowiedział też, że postępowanie dyscyplinarne będzie pierwszym tematem w tym roku, którym zajmie się zespół ds. statusu zawodowego nauczycieli. Z ustaleń tvn24.pl wynika, że do spotkania ma dojść 29 stycznia, a MEN jest skłonne złagodzić część przepisów.
- Dyrektorzy chcieliby mieć czas na wyjaśnienie zgłaszanej sprawy, należy też wprowadzić gradację kar – mówi Broniarz o związkowych postulatach.
Jeśli ministerstwu i związkowcom nie uda się porozumieć, zmiany w przepisach zaproponuje Lewica, zgłaszając je jako projekt poselski z inicjatywy ZNP.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24