Po pożarze hali z niebezpiecznymi chemikaliami w Zielonej Górze pojawiają się pytania o jego następstwa dla mieszkańców i środowiska. Mnożą się one także po opublikowaniu zdjęcia, na którym widać wojewodę, ministra klimatu oraz wiceministra w maseczkach z filtrem, w pomieszczeniu. W poniedziałek wojewoda powtórzył, że nie nie ma zagrożenia dla mieszkańców. - Tylko jedna osoba poczuła się źle, została hospitalizowana, ale po dwóch godzinach została zwolniona - mówił.
Od soboty do niedzielnego wieczora z pożarem hali w Przylepie, w której składowane były niebezpieczne chemikalia, walczyło około 200 strażaków.
W niedzielę, po posiedzeniu sztabu kryzysowego, wojewoda lubuski Władysław Dajczak przekazał, że zdrowie i życie mieszkańców nie jest zagrożone.
Także wiceminister klimatu i środowiska, poseł Suwerennej Polski Jacek Ozdoba przekonywał, że zarówno pomiary powietrza, jak i inne elementy związane z działaniem Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Środowiska i Państwowej Straży Pożarnej, nie wskazywały na zagrożenia życia i zdrowia mieszkańców. O braku zagrożenia dla zdrowia i życia mieszkańców mówiła też minister klimatu i środowiska Anna Moskwa.
Wyniki uzyskane na stacjach zielonogórskich wczoraj i dzisiaj nie wskazują przekroczeń wartości normatywnych. Zmierzone wartości nie odbiegają od wartości uzyskiwanych przed pożarem w Przylepie.
W niedzielę o godzinie 10.30 Władysław Dajczak opublikował zdjęcie, na którym widać go razem z wiceministrem Ozdobą, minister Moskwą oraz strażakami. Mimo że zdjęcie zostało wykonane w pomieszczeniu, zarówno wojewoda, minister, jak i wiceminister mają założone maseczki z filtrem.
Arłukowicz: to budzi emocje
Do tej sprawy odnosił się w niedzielnym wydaniu "Faktów po Faktach" w TVN24 poseł Platformy Obywatelskiej, były minister zdrowia Bartosz Arłukowicz.
- Z informacji zasięgniętych przez (senatora KO) Krzysztofa Brejzę wynika, że jeśli tylko w przeciągu ostatnich dwóch, trzech lat trujących ludzi pożarów, zagrażających zdrowiu i życiu ludzi, wybuchło w Polsce 750. To musi budzić emocje. Jeśli mamy informację, że Polska staje się śmietniskiem Europy, bo import odpadów do Polski wzrasta ze 150 tysięcy ton do blisko 450 tysięcy ton (rocznie), co w sumie daje przez te ostatnie lata dwa miliony ton, to musi budzić wielkie emocje - mówił.
- W końcu, kiedy nie widzi się reakcji rządzących, którzy powinni pomóc ludziom, a próbują zaciemnić wyniki badania jakości powietrza w Zielonej Górze, czy sami siedzą w maskach i mówią, że nie ma żadnego zagrożenia, to budzi emocje - zaznaczył.
Wojewoda: tylko jeden przypadek osoby, która poczuła się źle
Wojewoda na poniedziałkowej konferencji w południe przyznał, że "dla nas największą radością było to, że w czasie prowadzenia tej niezmiernie trudnej, skomplikowanej akcji, nikt z uczestników tej akcji, czyli strażaków, nie poniósł żadnego uszczerbku (na zdrowiu)". - Nie wydarzyło się nic, co by było wypadkiem przy przygaszeniu tego pożaru - zapewnił.
Dajczak przekazał, że "jest tylko jeden przypadek osoby, która przebywała na działkach w pobliżu miejsca tego zdarzenia". - Poczuła się źle, została hospitalizowana, ale po dwóch godzinach została zwolniona ze szpitala, także nikt z mieszkańców nie ucierpiał z tego powodu - zapewnił.
- Tak jak powtarzaliśmy przez dwa dni, że te badania prowadzone w sposób ciągły, mówią nam o tym, że nie ma zagrożenia dla mieszkańców, to wszystko się sprawdziło, a przypomnę, że prowadzone te badania były przez naprawdę wybitnych specjalistów z doskonałym sprzętem - powiedział.
Aleksander Brzózka, rzecznik Ministerstwa Środowiska i Klimatu, przekonywał na Twitterze, że maseczki zostały użyte przez wojewodę i członków rządu ze względu na "duże zadymienie" na miejscu pożaru i wydane w związku z tym "zalecenie od dowodzącego akcją". Powtórzył twierdzenia, że w niedzielę "nie było zagrożenia dla mieszkańców".
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: twitter.com/DajczakW