Była olbrzymia walka, jeżeli chodzi o wał w Nysie i bezpieczeństwo mieszkańców. Przy użyciu między innymi śmigłowców umacniano wały - mówił we wtorek w "Jeden na jeden" Czesław Mroczek, wiceszef MSWiA. Jak dodał, "ewakuacja przy użyciu śmigłowców pokazuje, że były miejsca, do których w inny sposób nie można było dotrzeć".
Wiceminister Czesław Mroczek mówił w TVN24 o bilansie minionej nocy.
- Są tereny, na które woda się wdarła, była olbrzymia walka jeżeli chodzi o wał w Nysie i bezpieczeństwo mieszkańców. Przy użyciu między innymi śmigłowców umacniano wały - opowiadał wiceszef MSWiA. Dodał, że wał udało się zabezpieczyć. - Wykorzystujemy wszystkie możliwości. Akurat pogoda pozwala nam na prowadzenie tej operacji z śmigłowcami, bo w niedzielę mieliśmy bardzo duże ograniczenia przy ewakuacji mieszkańców w Kotlinie Kłodzkiej, w szczególności w Głuchołazach. Teraz jest lepiej - zaznaczył.
Jak mówił, "tam, gdzie woda wdziera się do miejscowości i do miast, są strażacy i państwowi, i ochotniczej straży pożarnej, policjanci, żołnierze i niosą pomoc". - Ewakuacja wczoraj przy użyciu śmigłowców tylko pokazuje, że były miejsca, do których w inny sposób nie można było dotrzeć - powiedział Mroczek.
- Tam jest kilka tysięcy codziennie, ponad sześć tysięcy strażaków, kilka tysięcy policjantów, kilka tysięcy żołnierzy i - tak jak Nysa pokazała tej nocy - kilka tysięcy mieszkańców danych miejscowości wspólnie pracują, by powstrzymać wodę - mówił wiceminister.
"Dochodzi do sytuacji trudnych"
Rząd wprowadził stan klęski żywiołowej na obszarze części województw dolnośląskiego, opolskiego i śląskiego.
Jak wyjaśnił wiceminister, stan ten pozwala m.in. na zastosowanie nakazu ewakuacji. Ostatnie godziny pokazują jednak, że wciąż są miejsca, w których ludzie nie chcą się ewakuować.
- To jest ten kłopot. I tutaj sam nakaz z siebie nie zadziała. Potrzebna jest współpraca i przekonywanie. Ale to, że dochodzi do sytuacji trudnych, pokazują te śmigłowce - mówił Mroczek.
Część mieszkańców nie chce się ewakuować, bo boją się szabrowników. Jak tłumaczył wiceszef MSWiA, działający na miejscu policjanci mają dwa zadania: "uczestniczyć w akcji ratunkowej i zabezpieczać tereny pozostawione przez mieszkańców po ewakuacji".
- Policjanci byli i są w każdej miejscowości, w której jest prowadzona akcja ratownicza, dlatego że współpracują ze strażą pożarną i z wojskiem - podkreślił. Zaznaczył, że pilnowanie mienia ewakuowanych mieszkańców to "od początku ich zadanie". Dodał, że "duże siły policyjne z kraju zostały skierowane na teren tych województw".
- Najpierw jest akcja ratunkowa. Obok strażaków (policjanci) wspierali ludzi w zabezpieczeniu ich zdrowia i życia, a później zostawali na tym terenie. Mamy odwody liczone w tysiącach osób bezpośrednio w akcji - mówił Mroczek. Dodał, że "w garnizonie wrocławskim jest ponad 10 tysięcy funkcjonariuszy policji".
Wiceminister o pomocy dla powodzian
Premier Donald Tusk poinformował, że zapewniono rezerwę na potrzeby miejsc i ludzi ogarniętych powodzią w wysokości miliarda złotych. - Minister finansów zapewnił mnie, że środków na pomoc nie zabraknie - przekazał szef rządu.
- Przede wszystkim chcemy doraźnie zabezpieczyć te osoby, które musiały opuścić swoje budynki, nie wzięły środków, które mogłyby służyć im do utrzymania. W związku z tym to jest pomoc doraźna. 10 tysięcy złotych na przetrwanie tych najbliższych dni. A później pomoc finansowa w odbudowie lokali mieszkalnych i domów mieszkalnych - wyjaśnił w TVN24 Mroczek.
Jak wyjaśnił, "zasiłki otrzymują te osoby, które dotknięte zostały skutkami powodzi i z całą pewnością będą to te osoby, które znajdują się w strefie objętej klęską żywiołową".
- Tę pomoc mogą otrzymać te osoby, które po prostu poniosły szkodę. Te osoby zgłaszają się. Jest bardzo prosta procedura. Składają wnioski do wójtów, burmistrzów, prezydentów i ci realizują w ciągu kilku dni, wręcz od ręki, bo tak ma wyglądać ta procedura - powiedział wiceminister.
Jak tłumaczył, "ten miliard adresowany będzie przede wszystkim do osób, do gospodarstw domowych, do osób fizycznych, przedsiębiorców". - Pomoc miastom, gminom, to są zupełnie inne pieniądze - zaznaczył. Jak dodał, "w związku z tym fundusze dostępne na odbudowę infrastruktury będą pochodziły z różnych innych jeszcze źródeł niż tylko ten miliard".
- Przede wszystkim chcemy doprowadzić do takiej sytuacji, by odtworzyć niezbędną sieć pozwalającą na normalne życie. Czyli sieci energetyczne, gazowe. To wszystko, co decyduje o normalnym funkcjonowaniu gospodarstwa domowego. Później pomóc tym mieszkańcom, których lokale mieszkalne i budynki zostały uszkodzone. I ta pomoc jest już uruchomiona - powiedział Mroczek.
"Nie wzrosło zagrożenie, jeżeli chodzi o spływ wody z Czech"
Dopytywany, czy jesteśmy przygotowani na przyjęcie wody spływającej z Czech, Mroczek odparł, że "osoby zajmujące się w Polsce gospodarką wodną, w szczególności z rejonowych zarządów gospodarki wodnej, wskazują na to, że nie wzrosło zagrożenie, jeżeli chodzi o spływ wody z Czech".
- W Czechach na części zbiorników wały zostały przerwane i ta woda się rozlała. Jak ona się rozlała, to zagrożenie, że będą większe ilości (wody) w Polsce jest mniejsze - wyjaśnił.
"Opole i Wrocław to największe w tej chwili wyzwania"
We wtorek Opole oczekuje na falę kulminacyjną na Odrze. - Trwa ciągła analiza i walka o to, by woda do miasta się nie wdarła. Tutaj olbrzymią, pozytywną rolę spełnia zbiornik Racibórz, ale też inne urządzenia, polder. Opole według szacunków miejskiego Zespołu Reagowania Kryzysowego prezydenta jest w całym zagrożeniu bezpieczne - stwierdził Mroczek.
Pytany o sytuację we Wrocławiu odparł, że "jest ostrzeżenie pana prezydenta, jako kierującego zespołem miejskim w zakresie zarządzania kryzysowego, do kilku dzielnic". - Tam wzrasta zagrożenie, podnoszone są wały, więc cały czas jest walka o to, by ta woda nie zagroziła Wrocławowi. Opole i Wrocław to największe w tej chwili wyzwania w zakresie walki z powodzią i zbiornik Racibórz odgrywa tutaj wielką rolę - powtórzył wiceminister.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24