W polskich szkołach zdarza się, że uczniowie płacą za kserowanie sprawdzianów, a nauczyciele z własnej pensji wyposażają klasy w gry i pomoce dydaktyczne. Kwota, którą państwo przeznacza na oświatę cały czas rośnie, ale w coraz mniejszym stopniu pokrywa realne wydatki edukacyjne. - Z powodu Polskiego Ładu będzie jeszcze gorzej - twierdzą samorządowcy.
W Warszawie jako pierwsi konsekwencje zmian podatkowych odczują ci, którym marzy się, że ich dzieci aktywnie spędzą ferie w mieście, które w województwie mazowieckim rozpoczną się 31 stycznia.
W stołecznym ratuszu słyszymy, że wzrost opłat dla uczestników miejskiej akcji "Zima w Mieście" to właśnie pierwsze odczuwalne skutki Polskiego Ładu. W ubiegłym roku rodzice warszawskich uczniów płacili za opiekę i wyżywienie dzieci 20 złotych dziennie. W tym będą musieli zapłacić już 50 złotych.
Co mają wspólnego miejskie półkolonie z Polskim Ładem? Miasto skierowało oficjalne komunikaty na ten temat do rodziców uczniów i uczennic już w grudniu. Trafiły do nich przez e-dzienniki, można je też znaleźć na szkolnych stronach internetowych. Na przykład na stronie SP nr 42 na warszawskim Bródnie czytamy: "Warszawa straci ponad 1 mld zł swoich dochodów, co wiąże się z koniecznością wprowadzania radykalnych oszczędności i cięć w budżecie miasta. (...) Dotychczas miasto przeznaczało na Akcję 'Lato/Zima w Mieście' ponad 10 mln zł rocznie. Jednak z powodu bardzo trudnej sytuacji finansowej, spowodowanej ubytkami dochodów samorządów terytorialnych, jesteśmy zmuszeni w przyszłym roku podnieść opłaty za udział dzieci w Akcji i prosić rodziców o partycypację w kosztach jej realizacji".
Lista planów, inwestycji czy projektów, które samorządy w Polsce zmieniają z powodu Polskiego Ładu, jest znacznie dłuższa. Wiele z przeprowadzanych teraz zmian - o których rodzice dopiero będą informowani - już uderza w oświatę. Dlaczego właśnie w nią? Bo edukacja stanowi w budżetach samorządów jedną z największych pozycji.
Kto za to płaci?
Zanim przejdziemy do tegorocznych cięć budżetowych, przyjrzyjmy się temu, jak właściwie jest finansowana oświata w Polsce.
Pieniądze na edukację pochodzą głównie ze środków budżetu państwa transferowanych do jednostek samorządu terytorialnego. Wielkość subwencji oświatowej od państwa ustalana jest według algorytmu przyjmowanego dla konkretnego roku i dzielona między jednostki samorządu terytorialnego (JST) według liczby uczniów. Ale nie tak po prostu, bo dodatkowo przy naliczaniu subwencji brana jest pod uwagę m.in. liczba uczniów z niepełnosprawnościami czy typ szkoły. W szkolnym żargonie mówi się, że różne dzieci mają różne wagi.
Problem z tego rodzaju finansowaniem jest taki, że - zdaniem samorządowców - subwencja od państwa rośnie niewspółmiernie do wydatków na oświatę.
Luka między tym, co rząd daje, a tym, co samorząd wydaje - skokowo wzrosła po reformie edukacji Anny Zalewskiej w 2017 roku. Choć ministerstwo przekazywało samorządom pieniądze m.in. na dopasowanie budynków po gimnazjach do nowych typów szkół, ukryte koszty reformy, jak deklarowali samorządowcy, były znacznie wyższe. Do tego doszły koszty podwyżek nauczycielskich wynagrodzeń.
Wiosną 2019 roku swój raport na ten temat opublikował Związek Powiatów Polskich (ZPP). Wynika z niego, że luka finansowa oświaty w ciągu dwóch lat wzrosła do 23,45 mld zł. Pieniądze od państwa miały wystarczać wtedy jedynie na pokrycie 54,3 proc. wydatków oświatowych. Według ZPP za mało było ich wówczas nawet na nauczycielskie pensje - subwencja pokrywała jedynie 85 proc. wydatków płacowych.
Rok później swój raport na temat finansowania oświaty wydała inna korporacja samorządowa - Związek Miast Polskich. Według wyliczeń ZMP w roku 2003 subwencja wystarczała na 71,55 proc. wydatków jednostek samorządu terytorialnego na oświatę, a w roku 2019 - tylko na 57,20 proc.
Ten temat jest bardzo konfliktogenny. Przykład? W grudniu 2020 roku zakończył się trwający ponad rok spór między zachodniopomorską kurator oświaty Magdaleną Zarębską-Kuleszą a prezydentem Szczecina Piotrem Krzystkiem. Gdy prezydent w oficjalnym liście do mieszkańców poinformował, że subwencja nie pokrywa edukacyjnych wydatków miasta, kurator zarzuciła mu kłamstwo. W odpowiedzi Krzystek poinformował, że "matematyka jest nieubłagana": wyliczył, że Szczecin będzie musiał dorzucić do edukacji około ćwierć miliarda złotych i skierował do sądu prywatny akt oskarżenia. Sprawa zakończyła się ugodą i przeprosinami ze strony kuratorki.
W oficjalnym piśmie można było wówczas przeczytać: "Przepraszam Piotra Krzystka, Prezydenta Miasta Szczecin, za to że na konferencji prasowej zorganizowanej w siedzibie Kuratorium Oświaty w dniu 29 listopada 2019 roku użyłam wobec niego sformułowania 'kłamie'". Kuratorka przekazała oprócz tego na cel społeczny 1000 złotych.
Na tym się nie skończyło. W lutym 2021 roku Urząd Miasta w Szczecinie poinformował, że będzie domagał się w sądzie od Skarbu Państwa 46 milionów złotych. Chodzi o pieniądze, jakie urząd musiał dołożyć do wynagrodzeń nauczycieli w latach 2018-2020.
Bierzcie i rozbudowujcie!
Prawdę mówi minister edukacji i nauki Przemysław Czarnek, gdy powtarza, że "takiej subwencji oświatowej nie było jeszcze nigdy". Odnosi się jednak nie do tego roku, a zapowiedzi (niepopartej jednak na razie żadnymi oficjalnymi dokumentami), że w 2023 roku subwencja przekroczy 60 mld złotych.
W tym roku subwencja oświatowa wynosi około 53 mld złotych, to o około 1,3 miliarda (2,5 proc.) więcej niż przed rokiem.
W ministerstwie są z siebie zadowoleni i w oficjalnym komunikacie chwalą się: "Nakłady na edukację są sukcesywnie zwiększane. W stosunku do kwoty z 2015 r. roku subwencja oświatowa na 2022 r. wzrosła w sumie o ok. 13 mld zł, tj. o 32,2 proc.".
Minister Czarnek nie dostrzega tu żadnych problemów. Na ostatnim posiedzeniu Sejmu, 12 stycznia, poruszył temat finansowania oświaty przy okazji zmian w nadzorze pedagogicznym, które nazywane są lex Czarnek. Mówił wówczas, że samorządowcy, którzy szkoły prowadzą, powinni być głównie od inwestowania w nie. Podkreślał parokrotnie, że organ prowadzący "zajmuje się infrastrukturą szkoły, utrzymaniem szkół".
- Organ samorządowy, prowadzący, jest od tego, żeby prowadzić szkoły - podkreślał minister Czarnek. I do krytykujących go samorządowców oraz posłów opozycji, którzy protestowali przeciw reformie, zwracał się: - Zajmijcie się prowadzeniem szkół. Pomagamy wam bardzo mocno. To miliardy złotych z Polskiego Ładu, które wasi wójtowie również przeznaczają na szkoły. To jest właśnie to, czym się powinniście zająć: prowadzenie szkół, rozbudowywanie ich, rozbudowanie infrastruktury, stworzenie takich warunków pracy dla nauczycieli, jakich oni potrzebują. Pieniądze na to dajemy wielkimi garściami.
Przerywała mu posłanka Kinga Gajewska z Koalicji Obywatelskiej, krzycząc: - Wielkimi garściami to zabieracie pieniądze z kieszeni Polaków!
Ale niezrażony minister Czarnek kontynuował: - Bierzcie, rozbudowujcie. Tym się zajmijcie, a nie upolitycznianiem szkoły - od Platformy po PSL.
Ale z czego?
Wielu samorządowców twierdzi, że nie mają z czego "rozbudowywać". Już 4 sierpnia zeszłego roku przedstawiciele korporacji samorządowych na wspólnej konferencji podkreślali: "Wprowadzenie Polskiego Ładu to mniej pieniędzy dla gmin i straty dla osób prowadzących własną działalność".
Przedstawiciele dziewięciu organizacji samorządowych, którzy podpisali wspólny apel do rządu w sprawie zagrożeń wynikających z Polskiego Ładu, wyliczali wówczas, że mieszkańcy polskich miast, miasteczek i wsi stracą na nim 145 mld zł w ciągu dekady.
Dorota Zmarzlak ze Związku Gmin Wiejskich RP i wójt gminy Izabelin ostrzegała: - Mamy poczucie narastającego chaosu, to pędzący rollercoaster dla mieszkańców. Na budżety samorządowe wpływa dodatkowo wysoka inflacja. Może zabraknąć na potrzeby najbliższe mieszkańcom - edukację, sport, ale nawet na utrzymanie cmentarzy komunalnych.
Władze stolicy już wtedy przewidywały, że budżet miasta zostanie uszczuplony o kwotę, która pokrywałaby ponad 50 procent wydatków bieżących, jakie samorząd ponosi na oświatę.
- W ostatnich latach Warszawa znacznie zwiększyła nakłady na oświatę, traktując tę sferę jako priorytetową - podkreśla cztery miesiące później w rozmowie z tvn24.pl Renata Kaznowska, wiceprezydentka Warszawy odpowiedzialna za edukację. I tłumaczy: - Obecnie jest to największa pozycja budżetowa miasta, a wydatki bieżące na edukację wynoszą ponad 5 miliardów złotych.
Kaznowska wskazuje, że wydatki stolicy na oświatę rosną "lawinowo". Jeszcze w 2014 roku stolica wydawała na nią około 2,7 miliarda złotych. Dziś już prawie dwa razy więcej. Subwencja nie pokrywa już nawet połowy tych kosztów (w tym roku to około 2,4 mld zł).
- Tylko do wynagrodzeń i wynikających z nich pochodnych Warszawa dopłacić musi miliard złotych - twierdzi Kaznowska.
Urzędniczka nie patrzy w przyszłość optymistycznie, bo miasto czekają spore inwestycje w szkołach ponadpodstawowych. Od września 2022 roku w liceach, technikach i branżówkach naukę ma zacząć tzw. kumulacja roczników, czyli 1,5 rocznika dzieci, z których część zaczęła naukę w podstawówkach jako sześciolatki. - To kolejne wydatki na remonty i dostosowanie placówek, a nawet wynajem powierzchni na potrzeby utworzenia dodatkowych oddziałów - zastrzega Kaznowska. I dodaje: - Na to wszystko nakłada się też sytuacja związana z drastycznymi podwyżkami opłat za energię elektryczną oraz podwyżki cen gazu.
Miasto szacuje, że w tym roku na miejską edukację zabraknie około 248 milionów złotych. To oznacza, że rodzice nie tylko więcej zapłacą za półkolonie, ale też, że miasto zawiesiło program "Klasa w Warszawie. Warszawa z klasą", czyli dofinansowanie biletów do kin, teatrów i innych instytucji. O pół godziny skrócona zostaje działalność miejskich przedszkoli - funkcjonowały do 17.30, będą zamykane o 17.
Zmiany odczują też nauczyciele, bo pieniędzy może zabraknąć m.in. na wyższe dodatki dla najmłodszych (miasto miało dotąd specjalny program, który miał zachęcać do pracy w szkole). Ograniczone mogą też zostać o połowę, czyli około 300 złotych, dodatki motywacyjne.
- Analizujemy różne warianty ograniczenia wydatków bieżących, aby znaleźć brakujące fundusze - zapewnia Kaznowska.
Racjonalnie, oszczędnie i bez części remontów
Bartosz Bartoszewicz, wiceprezydent Gdyni do spraw jakości życia, już kilka miesięcy temu wyliczał, że mieszkańcy jego miasta co roku tracą kilka nowych, pełnowymiarowych hal sportowych lub gruntowne remonty kilkunastu boisk szkolnych. Tak przedstawiał finansowe skutki wynikające ze zmniejszającego się udziału państwa w finansowaniu oświaty. Już w zeszłym roku pieniędzy od państwa wystarczyło tylko na 58 proc. tego, co miasto wydaje na oświatę.
Ewa Kaliszuk, wiceprezydentka Olsztyna odpowiedzialna za edukację, zwraca uwagę, że problemy nawarstwiają się od dłuższego czasu. - W związku ze zmianami podatkowymi, które są wdrażane od kilku lat, już wcześniej musieliśmy wyeliminować niemal wszystkie nadprogramowe wydatki i oszczędzać na wszystkim, co chcielibyśmy utrzymać lub planowaliśmy rozwijać - mówi Kaliszuk. - Co więcej, dziś mamy nawet problem z zapewnieniem finansowania na wydatki obligatoryjne, bo planując budżet na 2022 rok, nie wiedzieliśmy, że ceny energii i gazu wzrosną tak drastycznie. I przyjęliśmy założenia na poziomie przewidywanego wykonania na koniec roku 2021 - tłumaczy.
Z prognozy Ministerstwa Finansów dla Olsztyna wynika, że może dojść do uszczuplenia w dochodach z tytułu udziału w podatku PIT na poziomie 18 mln zł. - Ale według naszej prognozy to nawet do około 60, 70 milionów - zastrzega Kaliszuk. - Nieznana jest nam metodologia prognozowania ministra finansów, który z tego tytułu nie ponosi odpowiedzialności. Natomiast samorząd przyjmując taką prognozę w budżecie za pewnik, w razie jej niespełnienia ponosi ogromne skutki z tytułu niewywiązania się z realizacji zadań, w tym finansowania tych zadań. Gdyby polityka była właściwa, rzetelna i prawidłowa, te środki moglibyśmy przeznaczyć na potrzeby naszych uczniów, rozwój nauczycieli i doposażanie szkół - podkreśla.
- Budżet miasta Lublin na rok 2022 to najtrudniejszy budżet Lublina w ostatnich latach, co oznacza konieczność wprowadzenia działań oszczędnościowych w obszarze wydatków bieżących, w tym na oświatę - przyznaje z kolei Mariusz Banach, zastępca prezydenta Lublina do spraw oświaty i wychowania.
Rodzinne miasto ministra Czarnka też będzie miało kłopoty. Wprowadzone przez rząd zmiany w systemie podatkowym i zapisy Polskiego Ładu mogą tu spowodować ubytek dochodów w wysokości około 147 mln zł w skali roku. - Dotychczasowe, powtarzające się rokrocznie niedoszacowanie subwencji oświatowej skutkowało między innymi tym, że oferta zajęć dodatkowych dla lubelskich uczniów była skromna, a dodatek motywacyjny dla nauczycieli jest na poziomie niesatysfakcjonującym - ocenia Banach. I dodaje: - Działania edukacyjne i wychowawcze w przedszkolach, szkołach i miejskich placówkach od lat prowadzone są w sposób racjonalny i oszczędny.
Zaplanowane inwestycje edukacyjne w Lublinie będą realizowane zgodnie z planem (m.in. rozbudowa SP nr 52 oraz ZS nr 12, budowa sali gimnastycznej dla I LO). - Ale ubytek dochodów oznaczał będzie znaczne ograniczenie środków na bieżące remonty w stosunku do roku ubiegłego. O jedną czwartą - informuje wiceprezydent Banach.
A tu jeszcze prąd coraz droższy
- Miasto obecnie nie planuje cięcia wydatków przeznaczanych na wynagrodzenia pracowników oświatowych, zajęcia pozalekcyjne, remonty i inwestycje - zapewnia Joanna Żabierek, rzeczniczka prezydenta Poznania. Ale dodaje też: - Z pewnością wyższe niż planowane będą wydatki na media, czyli prąd, gaz, ogrzewanie. Są to planowane wydatki bieżące, których strukturę być może trzeba będzie zweryfikować w trakcie roku budżetowego.
Poznań wydaje na oświatę około 1,4 mld zł. Ponad 40 proc. tej kwoty to pieniądze z miejskiej kasy, czyli podatków mieszkańców, a nie z subwencji oświatowej.
Łódź do subwencji dokłada rocznie około pół miliarda złotych. W 2021 r. tylko do wydatków subwencjonowanych miasto dołożyło ze swojego budżetu 315 mln zł, w tym roku będzie to wyższa kwota.
W Bydgoszczy znacząco ograniczony został budżet przeznaczony na cele remontowe i inwestycyjne związane z oświatą. Na remonty miasto zabezpieczyło kwotę o 15 proc. niższą niż ta, którą wydano w 2021 roku. Inwestycje zmniejszono o 23 procent.
Kraków na razie nie planuje dodatkowych oszczędności, ale zmiany wydatków bieżących dla miasta też mogą okazać się problemem. Edukacja co roku stanowi największą część budżetu miasta - to zazwyczaj jedna trzecia środków, którymi dysponuje miejski samorząd. I każdego roku wydatek ten był coraz wyższy. W 2019 roku wydatki bieżące (bez inwestycji) wyniosły 1,7 mld złotych, w roku 2020 - już 1,8 mld złotych, a wykonanie w 2021 roku wyniosło prawie 2 mld złotych. Na ten rok miasto zaplanowało 1,9 mld złotych. I ma nadzieję, że to jakoś wystarczy.
Co się dzieje, gdy pieniędzy na szkoły zaczyna brakować? Koszty edukacji zaczynają pokrywać nauczyciele, uczniowie oraz ich rodzice.
Ksero (nadal) kosztuje
Kilka tygodni temu do naszej redakcji napisała uczennica liceum z pytaniem, "czy to normalne", że od nastolatków zbiera się opłaty na przeprowadzenie sprawdzianów. Chodziło o niewielkie kwoty - 80 groszy za jedną klasówkę. "To niby nie jest problem, żeby za to zapłacić, ale nigdy nie spotkałam się z taką praktyką" - komentowała nastolatka.
Taka praktyka jest jednak w szkołach częsta. Zwykle przyjmuje jednak nieco inną formę - uczniowie nie płacą za sprawdzian, ale ich rodzice "zrzucają się" na toner do drukarki i papier do ksero. Takie podejście miała ukrócić wprowadzana w 2014 roku reforma Joanny Kluzik-Rostkowskiej. Przy okazji wprowadzanych bezpłatnych podręczników, szkołom przekazywano też kwoty na tzw. materiały ćwiczeniowe. Kluzik-Rostkowska zakładała, że to te pieniądze pokryją "opłaty za ksero". W praktyce tak się jednak nie stało.
Dopłacają też nauczyciele. W 2017 roku głośno zrobiło się o Annie Sośnie, anglistce z Częstochowy, Nauczycielce Roku 2011, która przez rok zbierała paragony na rzeczy, które kupiła do szkoły. Do swojej pracy dopłaciła tylko w jednym roku szkolnym 4671,74 zł. Pieniądze poszły m.in. na gry, książki, nagrody dla uczniów, artykuły papiernicze, dekoracje do sal, tusze do drukarki i materiały, z których przygotowywała pomoce dydaktyczne.
Samorządy właśnie takie wydatki stale ograniczają. Za to wszystko mogłoby płacić państwo - tak dzieje się na przykład w Wielkiej Brytanii. To zresztą jeden z powodów, dla których Polacy na emigracji lubią brytyjskie szkoły. Tam podręczniki czy pomoce szkolne zapewnia szkoła, jedyny wydatek to obowiązkowy mundurek (pisał o tym więcej w swojej książce "Państwo, szkoła, klasy" socjolog z Uniwersytetu Warszawskiego dr hab. Przemysław Sadura).
Polska wybrała w tej kwestii inną strategię. W 2018 roku rząd wprowadził program Dobry Start znany jako 300 Plus. To jednorazowa wyprawka w wysokości 300 złotych, którą dostaje przed rozpoczęciem roku szkolnego każde dziecko. To około 1,5 miliarda złotych w skali roku, które trafiają bezpośrednio do rodziców.
Tuż przed wprowadzeniemv wyprawki ówczesna minister edukacji Anna Zalewska mówiła w czasie spotkania z działaczami i sympatykami PiS w Jaworze: - Z tej wyprawki rodzice kupią niezbędne rzeczy. Nie będzie już sytuacji, że nauczyciele w szkole na początku roku robią zbiórkę na papier czy ksero. Teraz rodzice kupią te rzeczy dzieciom.
Nie wyszło. Choć prawo mówi, że żadne tego typu opłaty nie mogą być obowiązkowe, to szkoły w całej Polsce nadal zbierają drobne kwoty "dobrowolnie". Na przykład w SP w Lubiewie w Borach Tucholskich opłata za ksero to 20 zł za rok ("2 zł miesięcznie zbierane przez skarbników klasowych"), a w SP nr 168 na warszawskiej Saskiej Kępie rada rodziców zdecydowała w tym roku szkolnym o zbiórce na "Fundusz ksero". Kwota? "30 zł na każde uczęszczające do szkoły dziecko".
I tak, choć edukacja jest w Polsce bezpłatna, to z ubiegłorocznego raportu "Polaków portfel własny: szkoła 2.0 egzamin z powrotu" wynika, że aż jedna trzecia rodziców wydaje miesięcznie od 301 do 500 zł na edukację dziecka.
#bezprzerwy
W tvn24.pl przyglądamy się pomysłom ministra Przemysława Czarnka i jego doradców. Urzędniczy język ustaw i rozporządzeń przekładamy dla Was na język szkolnej praktyki. Z ekspertami oceniamy, czy to, co się za tymi pomysłami i postulowanymi rozwiązaniami kryje, będzie korzystne dla uczniów i nauczycieli. Sprawdzamy, czy autonomia szkół jest zagrożona i czy rodzice rzeczywiście będą mieli wpływ na edukację i wychowanie swoich dzieci. Wszystko to - artykuły, wywiady, materiały wideo, interaktywne infografiki, omówienia badań - możecie znaleźć w naszym serwisie pod hasłem #bezprzerwy.
Autorka/Autor: Justyna Suchecka
Źródło: tvn24.pl