W Europie kwitnie przemyt rasowych szczeniąt, a jednym z liderów jest niestety Polska. Przemyt zwierząt odbywa się w fatalnych warunkach i z fałszywymi paszportami. To całe szajki, cały system i intratny biznes z wielką szkodą dla zwierząt. Organizacje prozwierzęce protestują i apelują, że trzeba zmienić przepisy i zaostrzyć prawo. Materiał magazynu "Polska i Świat".
Są małe, rozczulające, a także - szczególnie teraz - wyjątkowo pożądane. - W trakcie pandemii ludzie znacznie chętniej chcą mieć zwierzaka w domu – przyznaje inspektor społeczny Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami Michael Bizuk.
W Europie kwitnie przemyt rasowych szczeniąt. Według organizacji prozwierzęcych jednym z jego liderów jest Polska. 12 procent przemyconych w ubiegłym roku do Wielkiej Brytanii psów pochodziło z naszego kraju. Skalę procederu od wielu lat badają wspólnie Towarzystwo Opieki nad Zwierzętami i brytyjska fundacja Dogs Trust. - Kiedy do nas trafiły, były bardzo nerwowe, bały się ludzi. W ogłoszeniach w internecie wyglądają na śliczne małe szczeniaczki i nikt nie zastanawia się, jaka jest ich historia, przez co musiały przejść – mówi Louise Gostling z Dogs Trust.
"Takie szczenię nie powinno być odciągane od matki"
Szczeniaki zabierane są od matek. Zamykane w klatkach i transportowane przez kilkadziesiąt godzin - często bez wody i jedzenia. Później trafiają do miejscowego hodowcy, który wystawia je na sprzedaż w internecie. Do najpopularniejszych ras należą jamniki, buldogi francuskie i angielskie.
Przemyt i zagraniczny handel to intratny biznes. Przykładowo za buldoga francuskiego w Polsce sprzedawca dostanie około 3 tysięcy złotych, w Wielkiej Brytanii ponad 7 tysięcy, a w Szwecji już blisko 9 tysięcy. - Mówimy o szczeniakach naprawdę bardzo młodych. Z tego co pamiętam, najmłodszy złapany na granicy miał 4 tygodnie. Takie szczenię de facto nie powinno być jeszcze odciągane od swojej matki, a co dopiero wiezione przez kilkanaście godzin – podkreśla Bizuk.
Jedna osoba legalnie może przewieźć przez granicę maksymalnie pięć psów. Każdy musi mieć co najmniej 15 tygodni, chip i zwierzęcy paszport, a w nim ważne szczepienia. Pracujący dla hodowców-przemytników lekarze weterynarii często jednak dokumenty fałszują, zmieniając na przykład daty szczepień. - Niepokojące są sytuacje, gdy lekarz weterynarii wydaje paszport nie widząc w ogóle psa. Zbadanie zwierzęcia, odczytanie chipu, podanie szczepionek jest niezbędne do tego, aby taki paszport był wystawiony – zwraca uwagę Witold Katner z Krajowej Izby Lekarsko-Weterynaryjnej. Izba kontroluje nieprawidłowości przy wydawaniu paszportów. Obecnie trwa postępowanie wyjaśniające wobec kilkunastu lekarzy weterynarii.
Parlament Europejski chce zaostrzyć przepisy
Fundacje zwracają uwagę także na dziurawy system granicznej kontroli. Charlie, pluszak udający psa, kilkukrotnie przekraczał brytyjską granicę. Żaden celnik nie zorientował się, że to maskotka, a nie żywe zwierzę. - To pokazuje, jak duże jest zwrócenie uwagi na to, co jest przewożone – mówi Bizuk.
Nad zaostrzeniem przepisów pracuje Parlament Europejski. Organizacje prozwierzęce domagają się między innymi podwyższenia do 6 miesięcy wieku przewożonych psów i wyższych kar. W Polsce za przemyt zwierząt grozi do pięciu lat więzienia.
- Te szczeniaki jeszcze niedawno miały bardzo niepewną przyszłość, przyjechały z hodowli we wschodniej i środkowej Europie – mówi Adam Levy z Dogs Trust. Brytyjska fundacja odzyskała już ponad 1500 szczeniąt, ich łączna rynkowa wartość przekracza 15 milionów złotych.
Patryk Rabiega
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24