Policjant, który osobiście zrzucał konfetti na głowę wiceministra Jarosława Zielińskiego, ma awansować do Komendy Głównej Policji na dyrektorskie stanowisko - dowiedział się tvn24.pl. Do sprawy odniósł się w środę, pytany o to przez TVN24, sam wiceminister.
Tysiące biało-czerwonych konfetti najpierw godzinami wycinali policjanci pionu prewencji białostockiej policji. Potem naczelnik pionu prewencji nadkomisarz Maciej Zakrzewski osobiście zrzucał konfetti ze śmigłowca krążącego nad głowami uczestników święta niepodległości w 2016 roku.
W konsekwencji awans
Gdy ujawniliśmy, że policjantom polecono ciąć ryzy papieru na konfetti, wybuchła afera, a komendant główny polecił przeprowadzić kontrolę w podlaskiej policji.
- W wyniku przeprowadzonych czynności wyjaśniających potwierdzono wykorzystanie kilku policjantów z oddziału prewencji w Białymstoku do cięcia kartek papieru. W stosunku do osoby odpowiedzialnej za wydanie polecenia cięcia kartek papieru oraz dokonującej ich rozrzucenia ze śmigłowca nienależącego do Policji, zostaną wyciągnięte konsekwencje, zgodnie z dyspozycją art. 132 ust 4b ustawy z dnia 06 kwietnia 1990 roku o Policji - poinformowała wtedy oficjalnie redakcję tvn24.pl policja.
Teraz - jak się dowiadujemy z kilku źródeł - nadkomisarz Maciej Zakrzewski jest kandydatem wiceministra Jarosława Zielińskiego do objęcia dyrektorskiego fotela w Komendzie Głównej Policji. Chodzi o biuro prewencji, które sprawuje nadzór nad największą i najważniejszą częścią policji - wszystkimi funkcjonariuszami, którzy wychodzą każdego dnia na patrole.
Rozgrywka o fotel
Według naszych rozmówców, kandydatura nadkomisarza Zakrzewskiego nie budzi entuzjazmu w centrali policji.
- Wiceminister Jarosław Zieliński, pochodzący z Podlasia, chce promować swoich ludzi. Nie zważając, czy mają wystarczające doświadczenie - komentuje jeden z urzędników resortu spraw wewnętrznych, proszący o zachowanie anonimowości.
Aby poprawić zawodowe CV, nadkomisarz trafił niedawno do elitarnej grupy funkcjonariuszy, którzy w ślad za polskimi kibicami i reprezentacją polecieli na mundial do Rosji. Naczelnik znalazł się tam, choć wcześniej nie zajmował się kontaktami ze środowiskami kibicowskimi i nie był "spottersem" - jak nazywa się specjalnie szkolonych policjantów do pracy z kibicami.
Pobity czy bijący?
Co więcej, naczelnik Zakrzewski pierwszy raz zyskał ogólnokrajową sławę, gdy w 2013 roku objął stanowisko naczelnika pionu patrolowego w komendzie miejskiej policji w Białymstoku. Miasto było wtedy areną wojny z rasistami i nacjonalistami, którą ogłosił ówczesny minister spraw wewnętrznych Bartłomiej Sienkiewicz.
- Pobity został policjant ścigający nacjonalistów - pisały lokalne media o zdarzeniach, które miały miejsce w październikową nocą 2013 r. pod klubem M7. Patrol policji został wezwany do awantury między pijanymi mężczyznami.
"W trakcie, gdy policjant (M. Zakrzewski) wychodził z klubu, przy drzwiach młody mężczyzna zaczął go szarpać i ciągnąć za kurtkę w kierunku rogu budynku (funkcjonariusz skojarzył go później jako jednego ze sprawców przestępstw zatrzymywanych w okresie, gdy pracował w komisariacie). Po chwili zaczął go ciągnąć również drugi mężczyzna" - informowała wtedy oficjalnym komunikacie komenda wojewódzka policji.
Doszło do bójki, naczelnik Zakrzewski był półnagi i zakrwawiony, gdy przyjechały patrole policji. Reporterzy "Rzeczpospolitej" ujawnili wtedy, że nigdy nie zostało wszczęte żadne śledztwo o napaść na naczelnika Zakrzewskiego. Z ich dziennikarskiego śledztwa wynikało, że to naczelnik najprawdopodobniej był agresywny i rozpoczął awanturę.
Rzecznik prasowy komendanta głównego policji, młodszy inspektor Mariusz Ciarka, w rozmowie z tvn24.pl zadeklarował: - Żadne decyzje personalne dotyczące dyrekcji biura prewencji jeszcze nie zapadły. O tej kandydaturze nic mi nie wiadomo.
"Awans? Nic mi o tym nie wiadomo"
O wydarzenia sprzed dwóch lat i karierę policjanta zapytany został w środę w Sejmie sam wiceminister Zieliński. - To było święto niepodległości, naprawdę bardzo godne. Czekali na nie mieszkańcy ziemi augustowskiej, całego regionu. Pierwszy raz było to tak zorganizowane, podniośle i godnie - mówił w odpowiedzi na pytanie TVN24, opisując wydarzenia z 2016 roku.
Zieliński zadeklarował dodatkowo, że "żyje bardzo dobrze bez tych biało-czerwonych papierków zrzucanych ze śmigłowca". - W ogóle ich nie oczekuję i nie potrzebuję - wyjaśnił.
Zapytany o doniesienia o nadchodzącym awansie policjanta, który zrzucił z nieba konfetti, stwierdził, że "nic mu o tym nie wiadomo". - A zwłaszcza nie wiadomo o tym, że rzekomo ja mam ten awans rekomendować. Ja się dowiaduję o tym z komunikatów medialnych. Ja tego funkcjonariusza nie rekomenduję, ani nie zatrudniam funkcjonariuszy w komendzie. Od tego jest komendant główny policji - powiedział.
Autor: Robert Zieliński (r.zielinski@tvn.pl), akw/adso / Źródło: tvn24.pl, TVN24
Źródło zdjęcia głównego: Radio 5