Jakub K., uczestnik wieszania zdjęć europosłów na szubienicach w listopadzie 2017 roku, pracował w tym czasie w Ministerstwie Sprawiedliwości. Był do niego delegowany z Sądu Rejonowego w Gliwicach. Resort mówi, że odesłał K. z powrotem zaraz po tym, jak dowiedział się, że brał on udział w demonstracji.
25 listopada 2017 r. na placu Sejmu Śląskiego w Katowicach, przy pomniku Wojciecha Korfantego, zgromadziło się kilkudziesięciu przedstawicieli środowisk narodowych pod hasłem "Stop współczesnej Targowicy". Kilku z nich stanęło z symbolicznymi szubienicami, na których wisiały zdjęcia sześcioro europosłów, którzy głosowali za rezolucją Parlamentu Europejskiego ws. praworządności w Polsce.
Kilka dni później katowicka prokuratura wszczęła śledztwo, które pod koniec zeszłego roku zostało przedłużone do maja roku bieżącego.
Z sądu do ministerstwa
Według wydanego przez katowicką prokuraturę regionalną postanowienia o przedłużeniu śledztwa, do którego dotarliśmy, Jakub K. był przesłuchany w roli świadka jako jeden z "uczestników manifestacji z dnia 25 listopada 2017 r., którzy nakładali wizerunki europosłów na szubienice oraz zabierali głos w trakcie happeningu".
Jakub K. jest działaczem Młodzieży Wszechpolskiej. W listopadowych wyborach samorządowych był kandydatem na prezydenta Katowic z ramienia Ruchu Narodowego.
Witold Cieśla, zastępca dyrektora Departamentu Prawa Administracyjnego Ministerstwa Sprawiedliwości w odpowiedzi na pytania portalu tvn24.pl potwierdził, że Jakub K. jako pracownik sądu rejonowego w Gliwicach w ramach tzw. delegacji (przeniesienia) pracował wtedy w ministerstwie.
Cieśla wyjaśnił, że K. jako asystent sędziego w Sądzie Rejonowym w Gliwicach trafił do ministerstwa w ramach delegacji w sierpniu 2017 r., bo odpowiedział na zamieszczone przez resort ogłoszenie o "możliwości delegacji pracowników sądów, sędziów, referendarzy sądowych i prokuratorów do resortu".
"Decyzja o delegacji była podjęta, ponieważ z macierzystego sądu nie przekazano żadnych zastrzeżeń do pracy pana K. Fakt, że był tam zatrudniony świadczy o tym, że sędziowie z nim współpracujący cenili jego pracę" – napisał przedstawiciel resortu.
"Ministerstwo natychmiast zakończyło delegację"
Cieśla zaznacza, że zakres obowiązków K. był taki sam jak innych pracowników, a do zakresu zadań departamentu "należy obsługa merytoryczna, administracyjna i biurowa Komisji do spraw reprywatyzacji nieruchomości warszawskich".
Wiceszef departamentu podkreślił, że ministerstwo "natychmiast (w ten sam dzień)" po uzyskaniu informacji, że K. "współpracuje z organizacją, która zorganizowała wydarzenie w Katowicach", a także, że "brał w nim udział, zakończyło jego delegację". Jak dodał, delegacja trwała od 16 sierpnia 2017 r. do 2 lutego 2018 r.".
Wymagania wobec asystentów sędziego
Rzeczniczka prasowa Sądu Okręgowego w Gliwicach Agata Dybek-Zdyń zaznaczyła w rozmowie z tvn24.pl, że K. był asystentem sędziego w tamtejszym sądzie rejonowym przez około 5 lat i odszedł we wrześniu 2018 roku.
Asystent sędziego zajmuje się m.in. przygotowaniem projektów orzeczeń i musi spełniać wymogi określone w art. 155 ustawy o ustroju sądów powszechnych - musi być obywatelem RP korzystającym z pełni praw publicznych, mieć co najmniej 24 lata, tytuł magistra prawa i charakteryzować się "nieskazitelnym charakterem".
Dybek-Zdyń podkreśliła, że kwalifikacje "formalne i merytoryczne" asystentów są sprawdzane podczas ich przyjmowania do sądu. - Co jakiś czas sędzia, który pracuje z asystentem wystawia opinię, ale tylko na temat jego pracy - tłumaczyła sędzia.
K. nie chciał rozmawiać
Z samym K. udało się nam skontaktować za pośrednictwem jego znajomego, związanego z Młodzieżą Wszechpolską. Nie zgodził się jednak na rozmowę.
Parlament Europejski przyjął w połowie listopada 2017 r. rezolucję wzywającą polski rząd do przestrzegania postanowień dotyczących praworządności. Przeciwko rezolucji głosowali europosłowie PiS, SLD wstrzymało się od głosu, eurodeputowani PSL nie wzięli udziału w głosowaniu. Większość PO wstrzymała się od głosu, ale sześciu europosłów poparło ten dokument. Byli to: Michał Boni, Danuta Huebner, Danuta Jazłowiecka, Barbara Kudrycka, Julia Pitera i Róża Thun. To ich zdjęcia narodowcy zawiesili na szubienicach.
Po manifestacji w Katowicach tamtejsza prokuratura wszczęła śledztwo pod kątem art. 119 Kodeksu karnego. Stanowi on, że "kto stosuje przemoc lub groźbę bezprawną wobec grupy osób lub poszczególnej osoby z powodu jej przynależności narodowej, etnicznej, rasowej, politycznej, wyznaniowej lub z powodu jej bezwyznaniowości, podlega karze pozbawienia wolności od 3 miesięcy do lat 5".
"Sprawców nie trzeba szukać daleko, można ich znaleźć w Ministerstwie Sprawiedliwości"
Informacje o zatrudnieniu Jakuba K. w Ministerstwie Sprawiedliwości skomentowali podczas konferencji przed gmachem resortu politycy Platformy Obywatelskiej: Róża Thun, Jan Grabiec i Robert Kropiwnicki.
Thun wyraziła opinię, że "prokuratura nie działa w tej sprawie" między innymi dlatego, ponieważ jedna z osób uczestniczących w incydencie była pracownikiem Ministerstwa Sprawiedliwości. - W dodatku pracowała w obsłudze komisji weryfikacyjnej, dobrana do tego zespołu przez (wice)ministra (Patryka) Jakiego - mówiła Thun. Europosłanka była jedną z osób, których zdjęcia zawisły na szubienicach podczas manifestacji narodowców.
Robert Kropiwnicki podkreślił, że jest to "bardzo bulwersujące, że osoba, która dokonywała tak haniebnego działania w Katowicach była przez dłuższy czas zatrudniona w Ministerstwie Sprawiedliwości w departamencie prawa administracyjnego".
- Okazuje się, że tych sprawców nie trzeba szukać daleko, nie trzeba ich szukać listem gończym, bo można ich znaleźć w Ministerstwie Sprawiedliwości albo w sądach i na stanowiskach podległych ministrowi sprawiedliwości - dorzucił Jan Grabiec.
Jak mówił, "ten fakt był ukrywany do tej pory przez Ministerstwo Sprawiedliwości, polityków PiS". - Bo nie sądzę, żeby prokurator generalny (Zbigniew Ziobro) nie wiedział o tym, kogo przesłuchuje prokuratura - podkreślił.
Jaki: sąd nie przekazał żadnych informacji
- To była osoba, która jest pracownikiem jednego z katowickich sądów i nigdy nie była pracownikiem Ministerstwa Sprawiedliwości, była osobą delegowaną z tego sądu - oświadczył przebywający w piątek w Brukseli wiceminister sprawiedliwości Patryk Jaki.
Dodał, że sąd nie przekazał resortowi "żadnych informacji dotyczącej tego zdarzenia". - Sami do tego doszliśmy i cofnęliśmy delegację do sądu - stwierdził Jaki.
Autor: Grzegorz Łakomski, Robert Zieliński, akw //rzw / Źródło: tvn24.pl