Kobieta z Jasła na Podkarpaciu zarzuca proboszczowi naruszanie nietykalności cielesnej i znieważenie. Zgłosiła sprawę władzom kościelnym, ale reakcji się nie doczekała. Pomógł jej wikary, za co spotkały go konsekwencje. Gdy zwierzchnicy kościelni nie reagowali, kobieta wniosła sprawę do sądu. Właśnie ruszył proces w tej sprawie. Materiał magazynu "Polska i Świat".
Od dzieciństwa pani Justyna - jak deklaruje - była związana ze wspólnotą Kościoła. - Uczestniczyłam w oazie, pomagałam siostrom w prowadzeniu scholi – opowiada kobieta, która chce zachować anonimowość. Gdy rok temu poproszono ją o pomoc w organizacji koncertu kolęd, trafiła do parafii w Jaśle. Tamtejszy proboszcz miał ją skrzywdzić, naruszając nietykalność cielesną.
- Nie miałam nawet w głowie czegoś takiego, żeby iść do sądu. Dlatego, że mnie, jako osobie wierzącej, gdzie przecież tyle się słyszy o tym wszystkim teraz w telewizji, o takim wyciąganiu brudów... Ja sama tego nie chciałam. I dlatego byłam przekonana, że zostanie to załatwione za zamkniętymi drzwiami kurii – stwierdza kobieta.
Brak reakcji hierarchów kościelnych
Pani Justyna deklaruje, że chciała tylko, żeby proboszcz przestał zachowywać się wobec niej w sposób, który uważała za niestosowny. Poprosiła o radę innego księdza z tej samej parafii. Duchowny, który zgodził się na anonimową rozmowę z dziennikarzami, doradził jej, by zwróciła się do przełożonych proboszcza w kurii rzeszowskiej.
- Z tego co wiem, rozmawiała z kanclerzem kurii oraz później z samym biskupem, który miał przepraszać, mówić, że jest mu bardzo wstyd, że padła ofiarą takich zachowań – twierdzi ksiądz.
- Po wysłuchaniu samego oskarżonego (proboszcza) kuria się już nigdy więcej z panią Justyną nie skontaktowała. Mnie osobiście było wstyd, że kuria nie chce nic z tym zrobić, więc tym bardziej czułem się odpowiedzialny za to, że muszę jej pomóc – dodaje.
Gdy zwierzchnicy rzeszowskiego Kościoła zawiedli zaufanie pani Justyny, a wspólnota parafian się od niej odwróciła, pomogli inni lokalni duchowni. - Ta sprawa ma charakter precedensowy. Ona wykiełkowała oddolnie, z inicjatywy wikarych, którzy byli zastępcami proboszcza w tamtejszej parafii. I jeden wikariusz zgłosił się do mnie z zapytaniem, czy ja mógłbym zająć się tą sprawą – mówi mec. Maksymilian Gurbisz z kancelarii Accrowell Gurbisz Łagocki.
Sprawą proboszcza z Jasła zajmie się sąd
Adwokat reprezentuje panią Justynę w procesie karnym, który - z prywatnego aktu oskarżenia - właśnie zaczął się w Sądzie Rejonowym w Jaśle. Pani Justyna i jej pełnomocnik zarzucają proboszczowi naruszenie nietykalności cielesnej, zniewagę i pomówienie. Jak mówi prawnik, celem pani Justyny jest powrót do normalnego, spokojnego życia. A także to, by władze kościelne w odpowiedni sposób zareagowały na to, czego miała doświadczyć ze strony księdza.
- To nie jest tego typu sprawa, gdzie przeciwnicy są równi. Mamy do czynienia z jednej strony z potężnym i wpływowym kapłanem, co okazało się już przed procesem, bo pani Justyna podejmowała kroki pozasądowe, wszelkie możliwe próby – wskazuje mec. Maksymilian Gurbisz.
Kuria nie odpowiedziała
O próby wyjaśnienia sprawy u zwierzchników rzeszowskiego Kościoła, które miała podejmować pani Justyna, dziennikarze spytali biuro prasowe kurii - nie uzyskali konkretnej odpowiedzi na żadne z postawionych pytań.
"Kuria Diecezjalna w Rzeszowie nie będzie komentować tej sprawy do momentu rozstrzygnięcia sądowego" – odpowiedziano jedynie. Z możliwości odniesienia się do tego, o czym publicznie mówi pani Justyna, nie skorzystał też oskarżany przez nią proboszcz z Jasła.
O tym, co wydarzyło i wydarzy się na sali rozpraw nie informujemy ze względu na wyłączenie jawności przez sąd. Stało się to wbrew woli pani Justyny i jej pełnomocnika.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24