W Pobiedziskach (woj. wielkopolskie) pod psem zarwał się lód. Właściciel Hektora najpierw wezwał na pomoc strażaków, potem sam ruszył na pomoc zwierzęciu. Szybko okazało się, że lepiej, żeby się wycofał i poczekał na profesjonalną pomoc.
Strażacy z Ochotniczej Straży Pożarnej w Pobiedziskach (woj. wielkopolskie) uratowali psa, który utknął na lodzie na zbiorniku wodnym na Łowisku Pstrąg w tej samej miejscowości. Do zdarzenia doszło w sobotę po godzinie 10. - Właściciel psa zadzwonił z prośbą o pomoc pod numer 112. Ruszyliśmy na miejsce, gdy tylko otrzymaliśmy zgłoszenie z Państwowej Straży Pożarnej. Akurat byliśmy już w strażnicy, więc dotarliśmy nad zbiornik w około 5-7 minut - opowiada Adam Smura z OSP Pobiedziska.
Lód kruszył się pod ciężarem ratowników
Pomocy potrzebował Hektor, trzyletni pies gończy polski. - To jest wspaniały, towarzyski pies, który uwielbia ludzi. Zabrałem go na pole oddalone o 500 metrów od łowiska. Jest to takie miejsce, gdzie wszyscy puszczają psy wolno, żeby się wybiegały. Akurat w tamtym momencie w pobliżu pojawiła się sarna. Wygrał instynkt i Hektor pobiegł za tą sarną w stronę zbiornika. Ona później zwinnie czmychnęła, a pod Hektorem załamał się lód - opowiada tvn24.pl Witold Kapciński, właściciel psa.
Pan Witold wezwał straż pożarną, a potem próbował sam ratować czworonoga. - Rozebrałem się i wszedłem do wody. Myślałem, że dam radę. Widziałem, że Hektor jest coraz bardziej wycieńczony i zziębnięty. Po minucie w lodowatej wodzie sam zacząłem się gorzej czuć. To mogło się źle skończyć, więc wróciłem na brzeg - wspomina mężczyzna.
Kiedy strażacy pojawili się na miejscu, pies znajdował się około 10 metrów od brzegu, a jego właściciel był już na lądzie. - Wiemy, że próbował wcześniej samodzielnie ratować psa. Dobrze, że zrezygnował, woda była zimna, a lód miał grubość zaledwie pięciu centymetrów, łamał się pod ciężarem ratowników, którzy weszli na akwen - relacjonuje Smura.
"Nie ratujcie na własną rękę"
Do akcji ratunkowej użyto sani lodowych oraz lin, które zabezpieczały strażaków ubranych w specjalne kombinezony. Po około 10 minutach Hektor był już na brzegu. Strażacy owinęli go kocem termicznym. - Jestem im dozgonnie wdzięczny za uratowanie Hektora, którego bardzo kocham. Szczególne podziękowania dla druhów Dariusza Króla i Adama Smury, którzy podjęli mojego psa z tego zbiornika. Wykazali się wielkim profesjonalizmem. Dzięki nim mój Hektor żyje - podkreśla właściciel czworonoga.
- Ta sytuacja miała szczęśliwy finał. Apelujemy o to, by nie puszczać psów luzem w pobliżu zbiorników wodnych. A jeśli zwierzę wejdzie na lód, to na pewno nie wolno za nim podążyć i próbować ratować na własną rękę. Trzeba od razu wezwać służby ratunkowe - dodaje Smura.
Też ruszyli na ratunek psom
Na tym samym zbiorniku w Pobiedziskach doszło do podobnej sytuacji w marcu ubiegłego roku. Wówczas 38-latka wybrała się na spacer z psem. W pewnym momencie zwierzę nagle wskoczyło do lodowatej wody i zaczęło się oddalać od lądu. Kobieta instynktownie wskoczyła do wody. Po chwili okazało się, że dopłynęła do miejsca, gdzie była tafla lodu i nie miała możliwości wyjścia. Wtedy też z pomocą ruszyli druhowie oraz policjanci. Dzięki szybkiej akcji udało się uratować 38-latkę i jej pupila.
Tyle szczęście nie mieli czterej młodzi mężczyźni, którzy 13 grudnia weszli na lód na stawie w Wolbromiu (woj. małopolskie). Oni też chcieli uratować psa. Trzej z nich utonęli.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: OSP Pobiedziska