W ciągu sześciu ostatnich lat zniknęła prawie połowa połączeń PKS-owych. Cztery lata temu prezes PiS obiecywał ich przywrócenie, ale twarde dane pokazują, że tak się nie stało. W wielu miasteczkach bez auta nie ma jak się dostać do lekarza czy kościoła. Ministerstwo infrastruktury odpowiada, że to wina poprzedników. Materiał magazynu "Polska i Świat".
Na dworcu w Ostrowi Mazowieckiej częściej niż autobusy można spotkać rowery. Mieszkańcy skarżą się, że nie są w stanie dojechać do Ostrołęki czy do Wyszkowa. Niektóre połączenia funkcjonują tylko w roku szkolnym. Problemy widzą też sami przewoźnicy.
Ostrołęcki PKS zakończył działalność i mieszkańcy mogą polegać tylko na innych przewoźnikach – i tak o godzinie 12 szukając połączenia do Białegostoku, musimy poczekać dwie godziny.
Jak wynika z informacji, które udostępnił senator Koalicji Obywatelskiej Krzysztof Brejza, od 2016 do 2022 roku zniknęło pond 316 tysięcy kilometrów połączeń autobusowych.
Samorządy obciążone finansowaniem transportu
W 2019 roku powstał Fundusz Rozwoju Przewozów Autobusowych, który do każdego kilometra dokłada złotówkę, tyle że całościowy koszt takiego kilometra to 7 a nawet 8 złotych i na resztę tej kwoty wielu samorządów nie stać.
- Zakładamy, że kilometr przewozu to jest 8 złotych. Planujemy, że dostaniemy dopłatę 3 złote – mówi wójt gminy Gołuchów Marek Zdunek.
Organizacja transportu ciąży na samorządach. Poznań poradził sobie z problemem poprzez porozumienie gmin i powiatów. - Pokazaliśmy to chociażby w sprawie PKS-u, który upadłby gdyby nie nasze porozumienie. Samorządowcy potrafią się porozumieć. Byłoby dobrze, gdyby w tym zakresie było wsparcie ze strony rządu – ocenia prezydent Poznania Jacek Jaśkowiak.
Jak wskazują eksperci, program nie jest idealny. Mówią o konkretnych zmianach. Paweł Rydzyński ze Stowarzyszenia Ekonomiki Transportu uważa, że należy wprowadzić zamianę Funduszu Rozwoju Przewozów Autobusowych, który w tym momencie jest programem dobrowolnym, na obowiązkową dotację celową.
Resort infrastruktury zwala winę na poprzedników
Ministerstwo Infrastruktury na pytania o kurczące się trasy odpowiada, że to wina poprzedników i ich decyzji sprzed 2015 roku. Przekonuje przy tym, że wcale nie jest tak źle, bo i tak udało się zmniejszyć wykluczenie komunikacyjne o około 1,5 mln osób.
Dopiero po ponownym pytaniu dowiadujemy się, że statystyka uzyskana przez senatora Brejzę dotyczy przedsiębiorstw o liczbie pracujących powyżej 9 osób - co nie pozwala na dostrzeżenie pełnego obrazu sytuacji.
- Linii autobusowych może być wiele, natomiast kluczowe tutaj jest pytanie o pracę przewozową, która jest wykonywana, a sądząc po kilometrażu, niestety ten rozwój nie następuje, a następuje regres – twierdzi Iwona Budych ze Stowarzyszenia Wykluczenie Transportowe.
- Najpierw 800 mln rocznie, obecnie miliard, bez zmian systemowych, bez pomysłu, jak ta komunikacja ma być zorganizowana, bez wymienienia dziurawego wiadra na normalne sprawne wiadro. To nie jest nic zaawansowanego, cały czas będziemy lali wodę do dziurawego wiadra - ocenia dr Michał Wolański z SGH.
Co piąta miejscowość w ogóle nie ma transportu publicznego
Kraśnik w województwie lubelskim skorzystał z rządowego programu. - 350 kilometrów, które my zapewniamy po okolicznych miejscowościach to są cztery gminy, to jest 30 miejscowości – wyjaśnia radny Kraśnika Jacek Michalczyk.
Ale to nie rozwiązało problemu. - Tu jest kilka miast powiatowych, jedna duża aglomeracja Lublin i żeby dojechać do Lublina, gdyby nie komunikacja prywatna, to tak naprawdę byłby problem – dodaje.
Jak wynika z szacunków Stowarzyszenia Ekonomiki Transportu, co piąta miejscowość w ogóle nie ma transportu publicznego.
Źródło: TVN24