Po najbliższych wyborach PiS może poprzeć rząd ponadpartyjny, jeśli będzie taka konieczność – mówi w wywiadzie dla "Newsweeka" prezes PiS Jarosław Kaczyński. Jego zdaniem, mogłoby do tego dojść, gdyby trzeba było ratować Polskę przed bankructwem po tym, jak rząd PO doprowadziłby kraj do zapaści.
Do takiego rządu, zdaniem prezesa PiS, mogliby wejść przedstawiciele rozmaitych środowisk i partii, którzy byliby "uznanymi autorytetami".
Ta wypowiedź podgrzeje nastroje w Platformie Obywatelskiej. Liderzy PO na czele z premierem Donaldem Tuskiem obawiają się, że po wyborach może powstać koalicja "wszyscy przeciwko Platformie" - czyli rząd SLD z PSL, po cichu wspierany przez PiS.
Spekuluje się, że poważnym kandydatem na premiera byłby wówczas prof. Michał Kleiber, były minister nauki w rządach SLD-PSL, a potem doradca prezydenta Lecha Kaczyńskiego.
"Żadnego koalicjanta nie wykluczam, ale..."
"Rząd fachowców", czyli w praktyce nieformalne porozumienie PiS z SLD, to także zręczna formuła unikania bezpośredniej koalicji. Lider PiS twardo odcina się bowiem od tworzenia rządu z SLD. - Żadnego koalicjanta nie wykluczam. Poza SLD. Wspólny rząd z SLD to byłby dowód na to, że władza jest dla nas celem samym w sobie — mówi prezes PiS.
Zapowiadany przez Kaczyńskiego "rząd fachowców" potwierdza - jak pisze "Newsweek" - że PiS jest gotowy na rozmaite powyborcze układanki po to tylko, aby odsunąć Tuska do władzy. - Każda nasza koalicja będzie zemstą na Tusku. Bo nie wyobrażam sobie rządzenia razem z nim - mówi Kaczyński.
Źródło: Newsweek
Źródło zdjęcia głównego: PAP