Patem zakończył się kolejny dzień obrad w Sądzie Najwyższym. Sędziowie podzielili się na wyraźne dwie grupy, które wzajemnie się blokują. Padły słowa o "radykalnym, bezpardonowym sporze". Stawka jest bardzo wysoka, bo fotel Pierwszego Prezesa Sądu Najwyższego. Przebieg sobotnich obrad relacjonuje Michał Tracz, dziennikarz TVN24.
Jednemu wnioskowi sędziów Kamil Zaradkiewicz uległ. Zgodził się na wpuszczenie do sali obrad mediów, dzięki czemu kamery mogą rejestrować przebieg jednego z najostrzejszych sporów, jakie widział Sąd Najwyższy. Ale sam Zaradkiewicz nie widzi w tym swojej porażki, wręcz przeciwnie. Uważa to za szansę, by opinia publiczna dowiedziała się, jak "starzy" sędziowie próbują destabilizować obrady. Z kolei "starzy" liczą na pokazanie, jak chaotycznie i poza prawem działa pełniący obowiązki prezesa SN Zaradkiewicz.
- Pan mógłby odbierać głos, gdyby był w Sejmie, a to jest Zgromadzenie Ogólne Sądu Najwyższego! I proszę nie wprowadzać atmosfery drylu wojskowego! - grzmi podczas obrad sędzia Krzysztof Rączka, kiedy Kamil Zaradkiewicz kolejny raz próbuje odebrać mu głos. - Proszę o powstrzymanie się od tak rażących zachowań - odpowiada mu Zaradkiewicz, ale głosu i tak nie udziela.
Dwie "poranione" grupy
Gdzie w Sądzie przebiega oś sporu, najlepiej pokazuje projekt uchwały, który ma ustalić plan pracy Zgromadzenia i sposób liczenia głosów. Przedstawiać go ma Marta Romańska, sędzia Izby Cywilnej. W Zgromadzeniu bierze udział 97 osób, a pod projektem widnieją podpisy 49 sędziów. To nieznaczna, ale większość.
To tak zwani "starzy sędziowie". Wybrani do Sądu Najwyższego jeszcze przed zmianami PiS w wymiarze sprawiedliwości.
Po drugiej stronie sporu są tak zwani "nowi sędziowie". Wskazani do sądu przez nową KRS, tę którą wybrali politycy, głównie PiS. Duża część świata prawniczego ma wątpliwości, czy osoby te zostały wybrane zgodnie z prawem i czy w ogóle są sędziami.
- Na sali są dwie, bardzo poranione strony sporu - mówi w trakcie obrad sędzia Wiesław Kozielewicz. - Z jednej strony grupa "starych sędziów", którzy byli obrażani, zniesławiani przez osoby tworzące tzw. miasteczko w 2016 i 2017 roku (grupa protestujących przed Sądem Najwyższym - przyp. red). Z drugiej strony są "młodzi sędziowie" - postponowani, obrażani po wręczeniu prezydenckich nominacji" - jednoznacznie kreśli oś sporu sędzia Kozielewicz.
Wyraźnie widać, że twarzą i głosem "starych" w trakcie posiedzenia stali się sędziowie Rączka i Romańska. "Nowych" reprezentuje głównie Joanna Lemańska, prezeska nowej Izby Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych, oraz część sędziów Izby Dyscyplinarnej. - Przykro mi, że uczestniczę w tak gwałtownym, radykalnym, bezpardonowym sporze - ocenia Wiesław Kozielewicz, choć jego akurat część sędziów określa jako "starego, który coraz częściej sympatyzuje z nowymi".
Zaradkiewicz nieugięty
Dwa wielogodzinne dni obrad nie tylko nie przyniosły kandydatów do fotela Pierwszego Prezesa, ale nie udało się nawet wybrać komisji liczącej głosy. Wszystko dlatego, że sędziowie - jak wskazują - nie mogą doprosić się od Kamila Zaradkiewicza określenia jasnych reguł, jak wyglądać będą obrady i sposób liczenia głosów.
Zaradkiewicz prowadzi je jako sędzia wykonujący obowiązki Pierwszego Prezesa. Na tę funkcję wskazał go prezydent po tym, jak skończyła się kadencja prof. Małgorzaty Gersdorf. Zaradkiewicz też jest "nowym" sędzią, choć jego status sędziowski kwestionuje wielu prawników. Przed nominacją do SN był bliskim współpracownikiem ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry.
Z naszych nieoficjalnych informacji wynika, że w piątek, kiedy kamery nie rejestrowały jeszcze obrad, Zaradkiewicz miał powiedzieć sędziom, że żadne spisane reguły nie będą potrzebne, bo on będzie osobiście ustalał je na bieżąco. Potwierdzają to słowa sędzi Marty Romańskiej, skierowane później bezpośrednio do Zaradkiewcza: "Pan oświadczył, że to pan będzie na bieżąco, ad hoc ten porządek ustalał". Zaradkiewicz nie zaprzeczył.
Choć sprawa wydaje się prawniczą formalnością, jest w rzeczywistości niezwykle istotna. Zgromadzenie ma bowiem wybrać spośród siebie pięcioro kandydatów na Pierwszego Prezesa Sądu Najwyższego i przedstawić ich prezydentowi.
Spór o kandydatów
Zasady, na jakich ma się dokonać wybór I prezesa Sądu Najwyższego określił prezydent, tworząc Regulamin Sądu Najwyższego.
Grupa "starych sędziów" uważa, że każdy kandydat powinien zdobyć poparcie większości Zgromadzenia. To oznaczałoby, że bez poparcia grupy "starych" żaden kandydat nie miałby szans.
Grupa nowych sędziów skupiona wokół Joanny Lemańskiej chce natomiast, żeby spośród wszystkich zgłoszonych kandydatów do prezydenta trafiła piątka z najwyższą liczbą głosów. Matematyka jest tu prosta - taki sposób liczenia głosów doprowadzi do tego, że wśród kandydatów będzie co najmniej jeden zgłoszony przez "nowych". Przy takim liczeniu możliwy byłby nawet scenariusz, w którym kandydatem stanie się piąta, ostatnia osoba z minimalną liczbą głosów poparcia.
- Kandydatem na prezesa nie może być osoba, która sama siebie wskazała na kandydata, a potem sama zagłosowała na siebie. To ma być osoba, która wygrała głosowanie na Zgromadzeniu Ogólnym - protestuje sędzia Marta Romańska.
Obstrukcja vs. prawo
Bez ustalenia tych reguł "starzy sędziowie" nie chcą procedować. Do komisji liczącej głosy zgłaszają się tylko ci "nowi", ale to nie wystarczy, by komisję powołać. Pat trwa. - Nie wyrażam zgody na kandydowanie w posiedzeniu prowadzonym w takim trybie, bez regulaminu, bez porządku obrad i takimi metodami - grzmi sędzia Dawid Miąsik z Izby Pracy i Ubezpieczeń Społecznych.
Trzecie głosowanie nad wyborem komisji skrutacyjnej przyniosło efekt, ale nie spodobał się on Kamilowi Zaradkiewiczowi. Znów poszło o sposób ustalenia wyników. Zaradkiewicz natychmiast przerwał obrady i zarządził przerwę do wtorku.
- To nie jest tak, że nie jest możliwe proceduralnie przeprowadzenie wyborów, tylko nie ma woli skutecznego ich przeprowadzenia - oskarża "starych" sędzia Lemańska. Część "nowych" sędziów jednoznacznie zarzuciła "starym" celowe przedłużanie obrad. - Mieliśmy do czynienia z wzorcowym przykładem obstrukcji. Tak zwani starzy sędziowie postanowili uniemożliwić wybór kandydatów na Pierwszego Prezesa Sądu Najwyższego - ocenia Aleksander Stępkowski, "nowy" sędzia Izby Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych.
"Starzy" zapewniają jednak, że nie chodzi o obstrukcję, a o prawo i że nie zamierzają udaremnić głosowania. - Chodzi o to, by Zgromadzenie przebiegało według jasnych reguł i doprowadziło do wyboru kandydatów. Ja też mam swoich kandydatów, których darzę zaufaniem i chciałbym na swojego kandydata oddać głos - zapewniał w sobotę w "Faktach po Faktach" sędzia Michał Laskowski.
Sędziowie zrezygnowani
Mimo dużych emocji i zaangażowania, wśród części sędziów widać zmęczenie i zrezygnowanie. - Walczymy, ale to nic nie da. I tak wybiorą kogo oni będą chcieli - mówi jeden z sędziów Izby Pracy. A sędzia Laskowski w "Faktach po Faktach" dodaje: - Mam poczucie, że właśnie oglądam zmierzch państwa prawa, zresztą może jesteśmy już trochę dalej.
Obrady mają zostać wznowione we wtorek. Sędziowie podejmą kolejne próby wyłonienia komisji skrutacyjnej, a później wskazania pięcioro kandydatów na Pierwszego Prezesa. Lista trafi na biurko prezydenta, który jednoosobowo wybierze swojego faworyta.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: PAP/Wojciech Olkuśnik