"Chroni przed rakiem, a w tropikach "zmniejsza ryzyko zachorowania na malarię" - to tylko dwie z licznych teorii ruchów antyszczepionkowych na temat odry. W internecie rozprzestrzeniają się lotem błyskawicy i są nie mniej zaraźliwe i śmiercionośne niż sam wirus. Lekarze i ludzie nauki załamują ręce, mówią o "kiepskiej jakości science fiction". Mimo to wirus nieufności i sceptycyzmu wobec szczepień ochronnych rozsiewa się po świecie.
UNICEF ogłosiła, że straciliśmy populacyjną odporność na odrę. Przypominamy tekst opublikowany w styczniu 2024 roku.
Pierwsza połowa grudnia 2023 roku - Rumunia ogłasza stan epidemii odry. Koniec grudnia - władze Ukrainy ogłaszają, że epidemia odry grozi stolicy kraju, bo w Kijowie zaobserwowano "ogromny wzrost" zachorowań na tę chorobę.
To musi niepokoić, zwłaszcza że w Ukrainie zaledwie pięć lat temu panowała już epidemia odry. Wirus nieufności do szczepień doprowadził do jej wybuchu w latach 2017-2019. Wcześniej, już od 2008 roku, rosyjskie służby prowadziły u naszych wschodnich sąsiadów kampanię dezinformacyjną dotyczącą szczepień. Opowie o niej za chwilę analityk Ośrodka Studiów Wschodnich. A także o indyjskiej szczepionce, której tysiące dawek wylądowały na śmietniku.
- W 2019 roku Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) opublikowała listę dziesięciu globalnych zagrożeń dla zdrowia. Na tej liście, obok zanieczyszczeń powietrza i zmian klimatycznych, globalnej pandemii grypy czy braku podstawowej opieki zdrowotnej, znalazła się również niechęć do szczepień - mówi mi Szymon Cienki, rzecznik prasowy Głównego Inspektoratu Sanitarnego (GIS). W 2019 roku WHO nie wzięła pod uwagę jeszcze jednego zagrożenia: wirusa SARS-CoV-2 wywołującego chorobę COVID-19. Wirusa, który w ciągu kilku lat doprowadził do śmierci prawie 7 milionów ludzi na całym świecie (dane WHO na 6 grudnia 2023 roku).
Jak pokazują dane GIS, stan wyszczepialności (czyli pełnego zaszczepienia populacji zgodnie z Programem Szczepień Ochronnych) w naszym kraju na choroby zakaźne spada z roku na rok. Coraz więcej rodziców uchyla się od obowiązku szczepienia swoich dzieci. Tymczasem wirus odry atakuje głównie tych najmłodszych. Jak pokazują dane WHO, odra i jej powikłania każdego roku są przyczyną śmierci około 160 tysięcy dzieci na całym świecie.
Jak to się stało, że nie potrafimy sobie poradzić z chorobą, której miało już nie być?
Zmiotło mnie na dwa tygodnie
- Najpierw złapała mnie gorączka i ból mięśni. Wyglądało to trochę jak covid, może grypa. A później zaczęło mnie wszystko swędzieć. Jak ściągnąłem koszulkę, zobaczyłem, że mam całe zasypane plecy. Następnego dnia poszedłem do lekarza, który postawił diagnozę: to odra - opowiada 34-letni Kuba, który w 2022 roku przechorował odrę.
- Byłem bardzo zaskoczony, tym bardziej że byłem zaszczepiony dwiema dawkami. Nawet pan doktor stwierdził, że takiego przypadku jeszcze nie widział. Nie dość, że dorosły, to jeszcze zaszczepiony - żartuje dzisiaj Kuba.
- Na dwa tygodnie mnie zmiotło. Trzydzieści dziewięć, czasem czterdzieści stopni gorączki. Przez gorączkę praktycznie nie funkcjonowałem, nie mogłem spać. Musiałem czekać do bardzo późnych godzin nocnych, żeby wziąć podwójną dawkę leków przeciwbólowych, zbijających temperaturę, by chociaż na pięć godzin zasnąć. Budziłem się o 4-5 rano, znowu mierzyłem temperaturę, która wzrastała do 39-40 stopni. I na tym poziomie utrzymywała się przez 10 dni - wspomina dzisiaj Kuba. - Po tamtym zachorowaniu mniej więcej przez pół roku czułem się osłabiony. Czułem, że szybciej się męczę - dodaje.
W przypadku Kuby skończyło się na gorączce, bólach mięśniowych i typowej dla odry wysypce. Ale nie zawsze przebieg choroby jest na tyle "szczęśliwy", o ile można mówić o "szczęśliwości", gdy człowiek przez dwa tygodnie leży z czterdziestostopniową temperaturą w łóżku. Ale odra to nie jest zwykła grypa czy przeziębienie, tyle że z wysypką. Odra może prowadzić do groźnych dla zdrowia powikłań, a nawet śmierci.
- Najczęstszymi powikłaniami odry są zapalenie ucha środkowego (które może skutkować utratą słuchu), zapalenie płuc, biegunka, poinfekcyjne zapalenia mózgu oraz podostre stwardniające zapalenie mózgu (SSPE) - wylicza Szymon Cienki, rzecznik GIS. SSPE jest postępującą, degeneracyjną chorobą ośrodkowego układu nerwowego, która powoduje niepełnosprawność i prowadzi do zgonu. Jak można przeczytać na stronie Narodowego Instytutu Zdrowia Publicznego, większość, bo 80 proc. chorych, umiera od roku do trzech lat po diagnozie. SSPE jest chorobą nieuleczalną.
Najbardziej narażeni na powikłania po odrze są najmłodsi i osoby z obniżoną odpornością. - Szczególnie ciężki przebieg odry występuje zwykle u źle odżywionych małych dzieci, szczególne tych z niedoborami witaminy A lub u osób, których układ odpornościowy został osłabiony przez HIV/AIDS lub inną chorobę - wylicza rzecznik prasowy GIS.
Dlatego, jak przekonuje Szymon Cienki, tak istotne są szczepienia ochronne. Szczepienia, z którymi w ostatnich latach jest źle.
Kokon ochronny
Przyjrzyjmy się, jak to wyglądało w ostatniej dekadzie. Według danych biuletynu "Szczepienia ochronne w Polsce" (przygotowuje go Narodowy Instytut Zdrowia Publicznego i Główny Inspektorat Sanitarny), w 2022 roku stan zaszczepienia polskiej populacji na odrę pierwszą dawką szczepionki MMR wynosił 90,9 proc. (oceniane u dzieci w drugim roku życia). Drugą dawkę preparatu otrzymało z kolei 86,1 proc. dzieci w wieku 11 lat. MMR to szczepionka skojarzona przeciw odrze, śwince i różyczce.
Szczepienie przeciwko odrze jest w Polsce obowiązkowe - w trzecim roku życia każde dziecko powinno już być zaszczepione pierwszą dawką. A jak to wygląda w praktyce? Wystarczy zajrzeć do raportu "Szczepienia ochronne w Polsce w 2021 roku", żeby zobaczyć, że poziom zaszczepienia dla rocznika 2018 wynosił 94,1 proc. I tu sytuacja się pogarsza, bo jeszcze kilka lat temu dla rocznika 2013 stan wyszczepialności na odrę oscylował w granicach 98,6 proc. Zatem w ciągu ostatniej dekady zeszliśmy z niemal 99 proc. do 90 proc. w 2022 roku. Ktoś powie, że to przecież wciąż dużo. Czy na pewno?
- Szczepienia ochronne nie zapewniają wyłącznie odporności indywidualnej. Przy wysokim poziomie zaszczepienia w społeczeństwie uzyskuje się odporność populacyjną, która w przypadku odry powstaje, gdy liczba osób uodpornionych osiąga poziom co najmniej 95 procent - wyjaśnia Szymon Cienki z GIS.
- Ten rodzaj odporności jest istotny dla ochrony osób, które ze względu na przeciwwskazania o charakterze medycznym (m.in. dzieci chore na nowotwory, osoby poddane leczeniu immunosupresyjnemu) nie mogły zostać poddane szczepieniom ochronnym lub takie, które nie wykształciły odporności immunologicznej. Wówczas tworzy się wokół takich osób tzw. kokon ochronny - podkreśla Cienki.
Obecnie w Polsce, zgodnie z Programem Szczepień Ochronnych (PSO), szczepienia na odrę wykonuje się szczepionką MMR u dzieci w 13-15. miesiącu życia oraz w 6. roku życia. Już po pierwszej dawce odporność uzyskuje aż 95 proc. zaszczepionych. Druga dawka, nazywana też uzupełniającą, pozwala na osiągnięcie odporności u niemal 100 proc. osób.
56 milionów uratowanych istnień
Kokon ochronny, o którym wspominał Szymon Cienki, wijemy sobie w Polsce już kilkadziesiąt lat, bo od 1963 roku, kiedy do obiegu weszła szczepionka przeciwko odrze. Do kalendarza szczepień obowiązkowych wprowadzono ją w Polsce w roku 1975. Jak wynika z danych opublikowanych przez Narodowy Instytut Zdrowia Publicznego, przed wprowadzeniem obowiązku szczepień ochronnych, w latach 1955-1974, rejestrowano w naszym kraju od 70 tysięcy do 130 tysięcy przypadków odry rocznie pomiędzy latami epidemicznymi oraz od 135 tysięcy do 200 tysięcy zachorowań w latach epidemicznych. A epidemie występowały cyklicznie, średnio co dwa-trzy lata. Od 1975 roku, czyli od kiedy szczepienie stało się obowiązkowe, liczba zachorowań znacznie spadła - do kilkunastu lub maksymalnie kilkuset w zależności od roku. A chorują głównie osoby niezaszczepione. Jak podaje portal Medycyna Praktyczna - Pediatria, ryzyko wystąpienia odry u nieszczepionego dziecka jest aż 66 razy większe niż u dziecka, które otrzymało dwie dawki szczepionki.
Jeśli kogoś wciąż nie przekonuje ta statystyka, to spójrzmy, jak problem odry przedstawia się globalnie. W 1965 roku, czyli przed erą powszechnych szczepionek na choroby zakaźne, na całym świecie na odrę i związane z nią powikłania zmarło aż 2,6 miliona osób. W ciągu kolejnych 35 lat, a więc do 2000 roku, liczba ta spadła do 545 tysięcy. Przez kolejne dwie dekady, dzięki rozwojowi medycyny, zwiększającej się dostępności szczepionek, a także działaniom agend ONZ (WHO i UNICEF), udało się zmniejszyć liczbę zgonów na odrę do 140 tysięcy w 2018 roku. To wciąż dużo, ale nieporównywalnie mniej niż w roku 1965. Co więcej, jak wynika z szacunków WHO, dzięki szczepionkom przeciwko odrze udało się uniknąć w latach 2000-2021 aż 56 milionów zgonów.
Skąd zatem tak duży sceptycyzm wobec mających nas chronić preparatów?
- Niewątpliwy wpływ na obniżanie się poziomu zaszczepienia mają silnie działające ruchy antyszczepionkowe - zauważa Szymon Cienki. - Poprzez swoją działalność zwiększają one lub utrwalają obawy rodziców dzieci związane z ryzykiem wystąpienia niepożądanych odczynów poszczepiennych (tzw. NOP-ów), a także wątpliwości dotyczące celowości szczepień. Kwestionują również bezpieczeństwo szczepionek oraz umocowań przepisów prawnych nakładających na opiekunów obowiązek szczepień. Problemem są również agresywne, roszczeniowe postawy w stosunku do lekarzy czy pielęgniarek. Na przykład wymaganie od personelu medycznego wzięcia pełnej odpowiedzialności za ewentualne NOP-y - zaznacza Cienki.
Wirus sceptycyzmu i nieufności
Wszystko zaczęło się od artykułu. W 1998 roku na łamach prestiżowego czasopisma naukowego "The Lancet" opublikowano wyniki badania wiążącego szczepionkę skojarzoną przeciwko odrze, śwince i różyczce (MMR) z "nowym zespołem" obejmującym autyzm i chorobę jelit. Wybuchła panika. Wielu rodziców, zwłaszcza w krajach Europy Zachodniej, zaczęło rezygnować ze szczepienia dzieci "podejrzanym" preparatem.
Autorem artykułu na łamach "The Lancet" był Andrew Wakefield - lekarz, któremu w późniejszych latach udowodniono liczne fałszerstwa. Okazało się, że badanie wiążące szczepionkę MMR z autyzmem od początku było jedną wielką mistyfikacją. Dwa lata przed głośną publikacją Wakefield podpisał umowę z prawnikiem Richardem Barrem na przeprowadzenie badań, które mogłyby dostarczyć dowodów na to, że szczepionka powoduje szkody zdrowotne u zaszczepionych nią dzieci. Za dowiedzenie tej tezy, a więc falsyfikację wyników, otrzymał ponad 400 tysięcy funtów.
Co więcej, Wakefield pracował wówczas nad… konkurencyjną szczepionką przeciwko odrze. Dziwnym trafem wniosek patentowy na swoją szczepionkę złożył rok przed ukazaniem się artykułu w "The Lancet". Gdyby więc okazało się, że szczepionka skojarzona MMR szkodzi i zostaje wycofana z rynku, Wakefield mógłby wkroczyć ze swoim preparatem i zarobić na tym duże pieniądze.
Również samo badanie, sugerujące związek między skojarzoną szczepionką MMR a autyzmem, zostało przeprowadzone w sposób (eufemistycznie mówiąc) nierzetelny. Grupa kontrolna liczyła zaledwie… dwanaścioro dzieci, więc nie była w żadnym stopniu miarodajna. Co więcej, dzieci nie były wybierane losowo. Wakefield przeprowadził rekrutację tak, by dobrać pacjentów do wyników, jakie chciał otrzymać.
Późniejsze postępowanie przed brytyjskim sądem lekarskim dowiodło również, że Wakefield nie miał zgody Komisji Bioetycznej na większość przeprowadzanych przez siebie badań, a także że narażał zdrowie najmłodszych pacjentów, m.in. poddając ich inwazyjnym procedurom medycznym.
Na mocy tego postępowania sądowego w 2010 roku Andrew Wakefield został dożywotnio pozbawiony prawa wykonywania zawodu lekarza przez General Medical Council w Wielkiej Brytanii. Również czasopismo "The Lancet" podjęło decyzję o wycofaniu artykułu Wakefielda i usunięciu go ze swoich archiwów. Równocześnie niezależne od siebie badania, prowadzone na całym świecie, nie wykazały związku szczepionki MMR przeciwko odrze, śwince i różyczce z autyzmem. W badaniach tych uczestniczyło ponad milion osób.
CZYTAJ TEŻ: CZY WSZYSCY ANTYSZCZEPIONKOWCY WIERZĄ W BZDURY O AUTYZMIE LUB RTĘCI? SKĄD SIĘ W OGÓLE WZIĘLI? >>>
Jak podaje agencja Associated Press, po doniesieniach czasopisma "The Lancet", czyli na początku lat dwutysięcznych, poziom zaszczepienia na odrę w Wielkiej Brytanii spadł z 92 proc. do 73 proc. W niektórych częściach Londynu wskaźnik oscylował zaledwie w okolicach 50 proc. Popłoch przed niepożądanymi odczynami poszczepiennymi, które rzekomo miała wywoływać szczepionka MMR, wyszedł daleko poza granice Wysp Brytyjskich i dotarł do innych miejsc na świecie. Chociażby do Ukrainy.
Dali nam jego rzeczy i powiedzieli "współczujemy"
Pionek na C4. Wieża bije gońca. Królowa na pole D2. Iwan uwielbia grać w szachy. Wielokrotnie wygrywa szkolne turnieje. Trenuje również karate kyokushin. Jest w tym naprawdę dobry, z zawodów przywozi koleje medale. W domu cały czas ćwiczy. Podciąga się na drążku. Chodzi na ściankę wspinaczkową. Jest zwyczajnym, pełnym pasji, lubianym przez rówieśników i kochanym przez rodzinę 12-latkiem. Przed nim pewnie jeszcze wiele turniejów szachowych i zawodów karate. Ale Iwan już na nie nie pojedzie, bo umrze na odrę w szpitalu dziecięcym w Mukaczewie.
Rodzice nawet nie zdążą się z nim pożegnać. Na co dzień pracują w Niemczech. Gdy dowiadują się, że ich syn jest w ciężkim stanie, od razu ruszają do Ukrainy. Jadą do szpitala. Ale jest już za późno. Po Iwanie zostają tylko jego rzeczy i wspomnienia.
Dzieci takich jak Iwan Kampow, które zmarły w czasie epidemii odry w Ukrainie w latach 2017-2019, było więcej. Dokładnie dwadzieścioro pięcioro.
Z danych WHO wynika, że podczas tej epidemii w Ukrainie na odrę zachorowało około 115 tysięcy osób. Czterdzieści jeden z nich zmarło.
- W takich przypadkach nigdy nie ma jednego czynnika, to jest zawsze kompleks uwarunkowań. 2017 rok był bezpośrednio skutkiem kryzysu całej struktury służby zdrowia w Ukrainie - tłumaczy Krzysztof Nieczypor, analityk ds. Ukrainy z Ośrodka Studiów Wschodnich. - Ów kryzys został spowodowany zarówno trudną sytuacją gospodarczą u naszych wschodnich sąsiadów, jak i błędnymi decyzjami polityków kierujących wówczas resortem zdrowia. W 2014 roku, na skutek afer korupcyjnych, zlikwidowano Państwową Służbę Sanitarno-Epidemiologiczną, która zajmowała się monitorowaniem, kontrolą i przeciwdziałaniem zachorowaniom na odrę i inne choroby zakaźne - dodaje.
- Jako jeden z czynników wzrostu zachorowań w latach 2017-2019 należy wymienić także rosnącą skalę propagandy związanej z podważaniem zasadności i sensu przeprowadzania szczepień. Oczywiście mieliśmy tu do czynienia z propagandowym działaniem służb rosyjskich, które rozpowszechniały za pośrednictwem platform internetowych informacje dotyczące rzekomej nieskuteczności czy nawet szkodliwości szczepionek, szczególnie na odrę. To była wręcz cała kampania dezinformacyjna przeprowadzana w Ukrainie w latach 2008-2014 - podkreśla Krzysztof Nieczypor.
Rosyjskie trolle, indyjskie szczepionki i ukraińskie talk shows
Cofnijmy się zatem do 2008 roku. Do czasów pierwszej akcji propagandowej zorganizowanej przez służby rosyjskie. - To wtedy w przestrzeni medialnej pojawiły się informacje na temat jednego z zakładów farmaceutycznych w Charkowie, gdzie rzekomo celowo produkowano szczepionki, które miały szkodzić, a nawet uśmiercać osoby z nich korzystające - opowiada Krzysztof Nieczypor z OSW.
W tej sprawie powołano nawet specjalną komisję międzynarodową, w skład której weszli niezależni eksperci WHO. Wnioski tej komisji zaprzeczyły doniesieniom medialnym dotyczącym rzekomej szkodliwości szczepionek z Charkowa. Jednak konferencja prasowa przedstawicieli WHO nie miała już takiego rezonansu medialnego jak wcześniejsze informacje propagandowe. Informacje, które zaczęły żyć własnym życiem i przeniknęły do świadomości ukraińskiego społeczeństwa.
Sytuację pogorszyła dodatkowo śmierć 17-latka z Kramatorska, który rzekomo miał umrzeć dzień po przyjęciu szczepionki na odrę. Informacja o tragedii była szeroko cytowana w ukraińskich mediach. - Media zawsze gonią za sensacją. I to nie tylko te ukraińskie. Ale tu zwróciłbym uwagę na bardzo nieodpowiedzialne zachowanie polityków. Wówczas w telewizji odbywały się liczne "talk shows" z udziałem liderów poszczególnych ugrupowań politycznych, którzy żerowali na tej tragedii, wzajemnie oskarżając siebie o śmierć dziecka. Nadanie tej sprawie politycznego znaczenia dodatkowo podbiło nieufność Ukraińców w stosunku do szczepionek - komentuje Krzysztof Nieczypor.
Wówczas w Ukrainie powołano parlamentarną komisję śledczą, która miała zbadać sprawę śmierci 17-latka. Ponadto rząd podjął decyzję o wstrzymaniu szczepień w szkołach do czasu opublikowania wyników pracy komisji. W przedstawionym opinii publicznej raporcie końcowym parlamentarzyści orzekli, że śmierć dziecka była spowodowana niską jakością importowanych z Indii szczepionek, co tylko dało pożywkę do formułowania kolejnych teorii spiskowych. Trzeba zaznaczyć, że wyniki prac komisji zostały podważone przez grupę ekspertów WHO. Według ich badań, przyczyną śmierci dziecka nie było podanie szczepionki przeciwko odrze, ale wstrząs septyczny spowodowany infekcją. Mimo to ukraińskie ministerstwo zdrowia podjęło w 2010 roku decyzję o zniszczeniu 8 milionów dawek indyjskiej szczepionki.
Wszystkie te wydarzenia doprowadziły do drastycznego spadku wyszczepienia ukraińskiego społeczeństwa. Jak podaje portal szczepienia.info, w latach 2008-2010 poziom wyszczepialności w Ukrainie oscylował w okolicach 90 proc. Tymczasem w latach 2010-2016, na skutek chaosu w służbie zdrowia, błędnych decyzji politycznych i akcji propagandowych rosyjskich służb, na odrę zaszczepiono - w zależności od regionu, miejsca zamieszkania w mieście lub na wsi - jedynie 31-57 proc. ukraińskich dzieci. Od takiego poziomu wyszczepienia społeczeństwa do wybuchu epidemii droga już bardzo krótka.
Kiepskiej jakości science fiction
Wirus nieufności do szczepień nie dotyczy wyłącznie Ukrainy. To akurat wirus, który jest w stanie przetrwać na każdej szerokości i długości geograficznej.
W Polsce prężnie działa Ogólnopolskie Stowarzyszenie Wiedzy o Szczepieniach "Stop NOP". Gdy wejdziemy na stronę internetową stowarzyszenia i klikniemy w zakładkę "odra", wyskoczy szereg artykułów. Nie sposób przytoczyć, z jakim szeregiem absurdów czytelnik ma tutaj do czynienia. Niech za przykład wystarczy to, że "odra chroni przed stwardnieniem rozsianym, atakami serca i udarem", a nawet "może spowodować remisję padaczki" czy "zmniejszać ryzyko zachorowania na raka". Na stronie "Stop NOP" nie brak też artykułów o "szczepionkach powstałych dzięki aborcji". Bzdury? Będzie jeszcze gorzej.
W 2020 roku wybucha epidemia COVID-19. Wirus zbiera śmiertelne żniwo, epidemia przybiera rozmiary pandemii. Naukowcy pracują w pocie czoła, próbując stworzyć preparat, który zabezpieczy ludzkie zdrowie i życie. Misja kończy się powodzeniem, bo już w grudniu 2020 roku do obrotu wchodzi pierwsza szczepionka na koronawirusa - Comirnaty firmy Pfizer i BioNTech. Później swoje preparaty na rynek wypuszczają także inne koncerny farmaceutyczne, jak Moderna czy AstraZeneca.
Ale to też czas, w którym antyszczepionkowcy nabierają wiatru w żagle. Internet zalewają teorie o "wielkim eksperymencie medycznym" czy o spisku "światowego rządu", którego celem jest zmniejszenie zaludnienia planety.
W USA popularnością cieszy się teoria spiskowa o szczepionkach wyposażonych w nanochipy od Billa Gatesa. Z badań sondażowni YouGov i tygodnika "The Economist" przeprowadzonych w 2021 roku wynika, że w teorię o nanochipach wierzy aż 20 proc. Amerykanów. Celem umieszczania mikrourządzeń w preparatach ma być kontrolowanie umysłów ludzi oraz realizacja planu eugeniki, za którym stoi wpływowy miliarder.
Mimo że eksperci medyczni określają całą tę teorię mianem "kiepskiej jakości science fiction", to stanowi ona niebywałą pożywkę dla ruchów antyszczepionkowych, także w Polsce. W 2020 roku w Łodzi spłonął maszt sieci telekomunikacyjnej Play. Pożar wybuchł po tym, jak social media obiegła informacja, jakoby wieże komórkowe 5G miały odpowiadać za wybuch pandemii COVID-19.
W 2021 roku w centrum Lublina stanął antyszczepionkowy billboard z rozerwanym płodem i napisem "Wszystkie szczepionki na COVID-19 korzystają ze zbrodni aborcji". W tym samym roku w Kaliszu pojawiły się tablice z hasłem "Mamo, tato, nie pozwólcie mnie zaszczepić", za które odpowiadały Wolna Polska Opole wraz z Kaliską Grupą Działania. Takich przykładów można wymienić jeszcze wiele.
Covidowy paradoks
Pandemia COVID-19 i wzrastający w siłę ruch antyszczepionkowy przekładają się na spadek zaufania do preparatów ochronnych. Jak wynika z badania "State of Vaccine Confidence in the EU (2022)" zaprezentowanego przez Komisję Europejską, w latach 2020-2022 (czyli w latach pandemicznych) postrzeganie bezpieczeństwa i skuteczności szczepionek spadło we WSZYSTKICH krajach Unii Europejskiej. Problemem jest także uchylanie się od szczepień obowiązkowych. Narodowy Instytut Zdrowia Publicznego podaje, że w ciągu ostatnich 5 lat liczba takich uchyleń wzrosła w Polsce dwukrotnie. W 2022 roku odnotowano ich u nas ponad 72 tysiące.
Mimo tych niepokojących danych liczba zachorowań na odrę w Polsce… spada. Tak, dobrze przeczytaliście. Nie rośnie, a spada. Jak podaje Narodowy Instytut Zdrowia Publicznego, w 2019 roku osiągnęliśmy w Polsce absolutny pik zachorowań na odrę (1502 przypadki), natomiast w 2020 liczba ta spadła znacznie, bo do 29 zarejestrowanych przypadków. Jak to możliwe przy takim podejściu do szczepień ochronnych?
Możemy tutaj mówić o "covidowym paradoksie", czyli o sytuacji, gdy jedna epidemia niejako "pomogła" w zwalczeniu drugiej.
- Ogłoszenie stanu epidemii w związku z zakażeniami wirusem SARS-CoV-2 w Polsce wprowadziło szereg ograniczeń oraz nakazów, których niewątpliwie pozytywnym efektem ubocznym był spadek liczby przypadków innych chorób zakaźnych w kraju - tłumaczy Szymon Cienki z Głównego Inspektoratu Sanitarnego.
- Na ten fakt największy wpływ miało noszenie maseczek ochronnych, częstsze mycie oraz dezynfekcja rąk i utrzymywanie dystansu społecznego. Istotne w tym kontekście były również ograniczenia dotyczące liczby osób korzystających z transportu zbiorowego, a także ograniczenie kontaktów społecznych na przykład poprzez zamykanie placówek opieki, szkół, uniwersytetów czy przechodzenie pracowników na tryb pracy zdalnej - wylicza Szymon Cienki.
Pomoc na wagę zdrowia
Czy spadek liczby zachorowań na odrę w pandemicznych latach oznacza, że w stu procentach opanowaliśmy sytuację? Niezupełnie. Polskę czeka kolejne wyzwanie, jakim jest zaszczepienie obywateli Ukrainy, którzy masowo przybyli do naszego kraju po wybuchu pełnoskalowej wojny w 2022 roku.
W Ukrainie szczepienie na odrę również należy do obowiązkowych i jest realizowane podobnie jak w Polsce (w postaci dwóch dawek, pierwszej - w 12. miesiącu życia i drugiej - w 6. roku życia). A raczej było realizowane, bo krajową kampanię szczepień brutalnie przerwała rosyjska agresja.
- Wiele szpitali, placówek i ośrodków medycznych zostało fizycznie zlikwidowanych na skutek ataków rakietowych armii rosyjskiej - tłumaczy Krzysztof Nieczypor z Ośrodka Studiów Wschodnich. - Innym ważnym czynnikiem jest odpływ kadry medycznej. Wśród uchodźców, którzy zostali zmuszeni do emigracji, są przecież lekarze, pielęgniarki, pracownicy służby zdrowia, przez co zwyczajnie nie ma kto szczepić. Do tego dochodzą kwestie związane z obrotem handlowym, chociażby blokada Morza Czarnego przez Federację Rosyjską. Dla całej gospodarki ukraińskiej zarówno import, jak i eksport towarów odbywał się głównie drogą morską. Blokada tego kanału transportu może powodować utrudnienia w dostawie szczepionek - dodaje analityk OSW.
Ukrainie starają się dlatego pomagać inne kraje i organizacje międzynarodowe. WHO dostarczyła tam 59 autobusów i 26 samochodów typu SUV. Są wykorzystywane przez zespoły medyczne podczas "mobilnych" sesji szczepień. UNICEF przekazał naszym wschodnim sąsiadom sześć ciężarówek chłodni, które służą do transportu preparatów ochronnych.
- W 2023 roku w Ukrainie zanotowano 43 przypadki zachorowań na odrę (stan na wrzesień). W 2022 roku było ich tylko 11. Mamy zatem do czynienia z czterokrotnym wzrostem liczby zachorowań - zauważa Nieczypor. - Co ciekawe, przypadki odry występują głównie w trzech obwodach: tarnopolskim, chmielnickim i lwowskim. Są to obwody zachodnie, które znajdują się blisko granicy z Polską - dodaje analityk OSW.
Jak na tę sytuację reaguje Polska? Zgodnie z ustawą o zapobieganiu oraz zwalczaniu zakażeń i chorób zakaźnych u ludzi obowiązkowi szczepień podlegają dzieci, które przebywają na terenie naszego kraju powyżej trzech miesięcy. Powinny zostać zaszczepione bezpłatnie w ramach Programu Szczepień Ochronnych. Ministerstwo Zdrowia RP uznaje szczepienie na odrę, świnkę i różyczkę za priorytetowe obok szczepień na błonicę, tężec, krztusiec i polio.
Ponadto jeszcze w tym roku rząd PiS planował wprowadzić kary finansowe dla osób uchylających się od szczepień. Maksymalna wysokość grzywny miała wynosić 10 tys. zł, jednak w założeniu mogła być nakładana wielokrotnie, jeśli ktoś wciąż odmawiałby przyjęcia preparatu.
Takie rozwiązanie jest już stosowane w kilku krajach Unii Europejskiej. Od 2022 roku w Austrii za uchylanie się od szczepień na COVID-19 grozi grzywna w wysokości nawet 3600 euro. W Niemczech rodzice, którzy przed posłaniem dziecka do przedszkola nie odbędą konsultacji z lekarzem o obowiązkowych szczepieniach ochronnych (m.in. na odrę), są karani mandatem do 2500 euro. Również we Włoszech wprowadzono karę grzywny do 500 euro dla rodziców dzieci w wieku 6-16 lat, które pominęły jedną z dwunastu obowiązkowych szczepionek ochronnych.
Na razie nie wiadomo, czy nowy rząd w Polsce będzie chciał wprowadzić kary finansowe za uchylanie się od szczepień. Pytaliśmy o to resort zdrowia w grudniu, ale do chwili publikacji artykułu nie otrzymaliśmy odpowiedzi.
A co ze szczepieniami dzieci z Ukrainy? Ich rodzice nieraz natrafiają na przeszkody. - Z badań, jakie przeprowadziliśmy wraz z Fundacją Instytutu Matki i Dziecka, wynika, że główną barierą, z jaką borykają się rodzice, jest ta językowa - mówi Agnieszka Sochoń-Latuszek, specjalistka ds. zmian społecznych i behawioralnych w biurze UNICEF. Bariera językowa stanowi przeszkodę w komunikacji na linii pacjent-lekarz, ale też utrudnia polskim pracownikom ochrony zdrowia zrozumienie dokumentacji medycznej, która najczęściej jest tylko w języku ukraińskim.
Z badania przeprowadzonego w 2023 roku przez UNICEF oraz Instytut Matki i Dziecka wynika, że co druga matka z Ukrainy uważa, iż dostęp do rzetelnych informacji w języku ukraińskim na temat szczepień byłby pomocny w pokonaniu barier na drodze do zaszczepienia swoich dzieci.
By ułatwić ukraińskim rodzicom zaszczepienie dzieci w Polsce, Biuro UNICEF ds. Reagowania na Potrzeby Uchodźców w Polsce wraz z Instytutem Matki i Dziecka we wrześniu 2022 roku ruszyły z kampanią "Powiedz TAK szczepieniom". - Inicjatywa ma na celu edukację, promowanie wiedzy o szczepieniach oraz systemie zdrowia w Polsce, jak również wsparcie ukraińskich matek w przełamaniu barier, które mogą utrudniać bądź opóźniać decyzję o zaszczepieniu dzieci - mówi Agnieszka Sochoń-Latuszek. - W ramach kampanii dystrybuujemy materiały informacyjne, kalendarze szczepień, informacje online dostępne zarówno w języku polskim, jak i ukraińskim, jak również prowadzimy serię szkoleń i webinarów dla pracowników ochrony zdrowia - dodaje.
Choroba, której miało już nie być
Czy Polsce grozi epidemia odry? Na razie nic na to nie wskazuje.
Jak informuje Główny Inspektorat Sanitarny, do 30 listopada 2023 roku zarejestrowano w naszym kraju 33 przypadki odry. Liczba zachorowań utrzymuje się więc na stałym poziomie. Według biuletynu informacyjnego "Choroby zakaźne i zatrucia w Polsce w 2022 roku" sporządzonego przez Narodowy Instytut Zdrowia Publicznego i GIS, w 2022 roku w Polsce odnotowano 27 zachorowań na odrę. Najwięcej w województwach mazowieckim (11), śląskim (5) i małopolskim (4). Liczba 27 przy blisko 40-milionowej populacji może wydawać się niewysoka, ale…
Z raportu "Epidemiological Annual Report for 2022" opublikowanego przez Europejskie Centrum ds. Zapobiegania i Kontroli Chorób wynika, że Polska z 27 przypadkami uplasowała się na pierwszym miejscu wśród państw Unii Europejskiej, jeśli chodzi o liczbę zachorowań na odrę. Na dalszych miejscach znalazły się kolejno: Francja i Belgia (po 19), Włochy (18), Niemcy (15). Aż 77 proc. zgłoszeń zachorowań na odrę w UE pochodziło właśnie z tych pięciu krajów, a 80 proc. chorych stanowiły osoby niezaszczepione.
W statystykach dotyczących zachorowań na odrę w Europie w 2023 roku Polskę może wyprzedzić Rumunia. Choć na dane z oficjalnych raportów przyjdzie nam jeszcze poczekać, to Rumunia w pierwszej połowie grudnia ogłosiła u siebie stan epidemii odry. Chorobę zdiagnozowano u ponad 2 tysięcy osób w 29 powiatach na terenie całego kraju. Najwięcej w Targu Mures, Braszowie i Bukareszcie. Pierwszą ofiarą śmiertelną epidemii w Rumunii był 7-miesięczny chłopiec. Niemowlę zaraziło się wirusem po kontakcie z 3-letnim, niezaszczepionym przeciwko odrze bratem.
Skąd ten wybuch epidemii? Rumunia znajduje się w gronie krajów o najniższym wskaźniku wyszczepialności na odrę. Jak podało tamtejsze ministerstwo zdrowia, odesetek zaszczepionych pierwszą dawką wynosi w Rumunii 78 proc., a drugą - zaledwie 62 proc.
A przypomnijmy, że odry miało już nie być. W 2001 roku w Kopenhadze odbyło się spotkanie ekspertów WHO. Opracowano na nim plan eliminacji wirusa odry we wszystkich 51 krajach Regionu Europejskiego do… 2020 roku.
Dziś mamy rok 2024, a końca wirusa nie widać. Co więcej, kolejne kraje Starego Kontynentu tracą status "wolnych od odry". Przysługuje on państwom, w których przez 12 miesięcy nie odnotowano żadnego zakażenia endemicznego. W 2018 roku status ten straciły Albania, Czechy, Grecja i Wielka Brytania. Dziś zresztą Wielka Brytania stoi u progu epidemii odry. Tamtejsza Agencja Bezpieczeństwa Zdrowia alarmuje, że w Londynie może dojść nawet do 160 tysięcy infekcji. Taka skala zakażeń może doprowadzić do śmierci dziesiątek osób. A przecież tej choroby miało już nie być.
Autorka/Autor: Ada Wiśniewska
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock