Zachodnia Polska od kilkunastu dni mierzy się z największą od lat katastrofą ekologiczną w kraju. O zatrutej Odrze i odławianych tonach martwych ryb reporter TVN24 Aleksander Przybylski rozmawiał z mieszkańcami Krosna Odrzańskiego i z samorządowcami. - Znicze się zapaliły, wędkarze prawie płakali, powiedzieli że: umarła nam Odra - komentowali wędkarze zaangażowani w usuwanie skutków katastrofy.
Specjalne wydanie niedzielnego programu "Rozmowy o końcu świata" poświęcone było skażeniu Odry i katastrofie ekologicznej z tym związanej. Reporter TVN24 rozmawiał o tym z mieszkańcami Krosna Odrzańskiego (województwo lubuskie).
Na pierwszej linii frontu likwidowania tej katastrofy ekologicznej stoją nie tylko służby, ale także funkcjonariusze straży rybackiej i wędkarze. W rozmowie z reporterem TVN24 wędkarze nie kryli poruszenia rozmiarem strat na Odrze. Przyznawali, że takiej katastrofy dotąd nie widzieli. - Widok był okropny. Nigdy nie spodziewalibyśmy się, że coś takiego można spotkać nas w XXI wieku - mówili.
"Tak się nie da działać"
Rozmówcy TVN24 podkreślali, że truchła ryb nadal będą wypływały. - Patrząc na cały odcinek Odry, już pięć dni działamy. Skończyliśmy działania w niedzielę w miejscowości Radnica, a od poniedziałku działamy do końca powiatu krośnieńskiego ujścia Nysy. Zebraliśmy - patrząc na załadunek przyczepy, gdzie mieliśmy punkty składowania ryby do utylizacji - około 14 ton. Widać, że znicze się zapaliły, wędkarze prawie płakali, powiedzieli, że umarła nam Odra. Od 30 lat, odkąd tu wędkuję, czegoś takiego jeszcze nie widziałem - relacjonował jeden z miejscowych wędkarzy.
Marszałek województwa lubuskiego Elżbieta Anna Polak podkreśliła, że "najważniejszym zadaniem jest zebranie wszystkich ryb, które padły". - Rozmawiałam przed chwilą z marszałkiem [województwa zachodniopomorskiego, Olgierdem - przyp. red.] Geblewiczem o programie ratunkowym i dzisiaj zebrali w Krajniku Dolnym 13 ton [martwych ryb - red.]. Jest to olbrzymie zagrożenie epidemiologiczne. Szkoda, że nie dostaliśmy wcześniej informacji, bo też zrobilibyśmy zapory, tak jak zrobiono to w zachodniopomorskim - mówiła. Tłumaczyła, że bez zapór śnięte ryby przede wszystkim wybiera się z wody ręcznie.
Na spotkaniu z reporterem i mieszkańcami Krosna Odrzańskiego głos zabrał również burmistrz miasta Marek Cebula. - Mając informacje [o katastrofie na Odrze - red.] wcześniej, bylibyśmy w stanie powiadomić naszych mieszkańców, ale niestety, pierwsze, które dotarły, były 10 sierpnia, a zwołanie sztabu kryzysowego przez wojewodę lubuskiego nastąpiło 12 sierpnia o godzinie 9. Tak się nie da działać - podkreślił. - My potrzebujemy informacji, czy można zbliżać się do tej wody, co się będzie działo, czy jest zakaz wojewody wydany, a ja dostaję pytania od przedsiębiorców, którzy prowadzą działalność gospodarczą, co oni mają robić? - zwrócił uwagę burmistrz.
- Musimy wyzbierać to truchło. To jest naprawdę niebezpieczne. Jeśli ktoś nie zdaje sobie z tego sprawy, niech przyjedzie nad rzekę Odrę do gminy Krosno Odrzańskie - dodał. - Większe ryby wyciągane z wody rozpadały się w dłoniach, one dzisiaj są całkowicie sfermentowane, popsute, rozłożone. Trzeba działać tu i teraz - podkreślił samorządowiec.
"Potrwają lata, nie skłamię jak powiem, że minimum dziesięć"
Zdaniem miejscowych wędkarzy odbudowanie całego ekosystemu może potrwać wiele lat. - Na stan poprawy czystości wody będziemy musieli poczekać około roku. Później będzie cała seria badań tej wody i dopiero po nich być może Odra będzie się nadawała do zarybienia. Żeby przywrócić jej stan sprzed tragedii, to potrwają lata, nie skłamię jak powiem, że minimum dziesięć - podsumował jeden z rybaków.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24