- W tej chwili blisko 400 żołnierzy, 24 godziny na dobę, szuka śladów po tym dronie lub dwóch dronach, jak niektórzy sądzą - mówił w czasie środowej konferencji prasowej premier Donald Tusk. W poniedziałek, kiedy Rosja przypuściła zmasowany atak rakietowy na Ukrainę, Dowództwo Operacyjne Rodzajów Sił Zbrojnych poinformowało, że na terytorium Polski wleciał "obiekt powietrzny".
Dowódca Operacyjny Rodzajów Sił Zbrojnych generał Maciej Klisz na poniedziałkowym briefingu powiedział, że "mamy prawdopodobnie do czynienia z wlotem obiektu na terytorium Polski". - Obiekt był potwierdzony radiolokacyjnie przez co najmniej trzy stacje radiolokacyjne - stwierdził krótko przed godziną 13.
W poniedziałek nad ranem Rosja przypuściła zmasowany atak rakietowy na Ukrainę. Rosyjskie rakiety zmierzały także w kierunku miast w zachodniej części kraju. Polska poderwała wówczas myśliwce.
"Do tej pory nie mamy potwierdzenia"
- W tej chwili blisko 400 żołnierzy, 24 godziny na dobę, szuka jakichś śladów po tym dronie lub dwóch dronach, jak niektórzy sądzą. Ale ciągle nie mamy stuprocentowej pewności, że one (drony - red.) wtargnęły w polską przestrzeń powietrzną, nie wiemy, czyje były, jeśli w ogóle były - mówił Donald Tusk.
Szef rządu odniósł się też do pytania, które dotyczyło zmiany przepisów, umożliwiających wojskowym zestrzeliwanie obiektów - takich jak drony czy rakiety - które znalazły się w polskiej przestrzeni powietrznej w czasie zmasowanych ataków na Ukrainę.
- Problem z zestrzeliwaniem ma często inny charakter. Po pierwsze, to są bardzo często ułamki sekund, które na przykład uniemożliwiają sprawdzenie, czy nie jest to obiekt cywilny, czy nie jest to zabłąkany samolot - mówił szef rządu.
Sojusznicy rekomendują "wstrzemięźliwość"
Tusk zwrócił uwagę, że sojusznicy "rekomendują pewną wstrzemięźliwość". - Jeśli nie ma bezpośredniego zagrożenia dla życia, zdrowia, jeśli nie jest to atak czy agresja - wyliczał premier. I dodał: - Bardzo cenię takie rozsądne i wyważone podejście naszych wojskowych, którzy nie są zainteresowani tym, aby za każdym razem otwierać ogień do wszystkiego, co się na niebie porusza.
Premier zapewnił, że ma "pełne zaufanie do wojskowych, którzy odpowiadają za te kwestie", stwierdził również, że "jeśli jest potrzebna jakakolwiek nowa legislacja, jest gotów to zmienić natychmiast".
Obiekt zaniknął po około 25 kilometrach
Generał Maciej Klisz przekazał w poniedziałek, że obiekt przekroczył granicę RP o godzinie 6.43 czasu polskiego na wysokości ukraińskiego miasta Czerwonogród, atakowanego kilkakrotnie przez stronę rosyjską, ze względu na znajdującą się tam elektrownię.
Obiekt zaniknął po około 25 kilometrach na terytorium Polski.
Klisz powiedział, że wojsko technicznie mogło strącić intruza, nie pozwoliły na to jednak przepisy, które wymagają wizualnej identyfikacji obiektu - np. przez podlatujący w jego pobliże samolot wojskowy - by upewnić się, że strącony nie zostanie np. zabłąkany cywilny samolot. Takie przepisy - jak zaznaczył - nie obowiązywałyby jednak w czasie wojny.
Źródło: TVN24, PAP
Źródło zdjęcia głównego: PAP/Wojtek Jargiło