|

Wędkarz wyłowił paczkę. Wystraszył się i wrzucił ją z powrotem do rzeki. FBI wciąż szuka ciała w Wiśle

Poszukiwania były prowadzone w okolicy mostu
Poszukiwania były prowadzone w okolicy mostu
Źródło: Artur Węgrzynowicz, tvnwarszawa.pl

Na jej facebookowym profilu co jakiś czas pojawiały się nowe wpisy. Ale rodzina i znajomi zastanawiali się: "Dlaczego nie dzwoni? Dlaczego nie widzieliśmy jej od wielu miesięcy?". Prokuratura jest przekonana, że nie żyje, została zamordowana przez syna. Ciała Gretchen P. wciąż nie udało się jednak odnaleźć.

Artykuł dostępny w subskrypcji

Jej zdjęcie nadal figuruje w bazie osób zaginionych Fundacji Itaka. Niebieskie oczy, 167 centymetrów wzrostu. Ostatnie miejsce pobytu: Warszawa. W dniu zaginięcia miała 68 lat, w tym roku obchodziłaby 71. urodziny. Zamilkła w marcu 2020 roku. Formalnie wciąż jest osobą zaginioną. Ale prokuratura i służby (w tym amerykańskie FBI) nie mają wątpliwości: Gretchen P. nie żyje.

Podejrzewają, że to właśnie jej ciało, albo przynajmniej jego część, mogło znajdować się w paczce, którą z rzeki na terenie Nowego Dworu Mazowieckiego wyłowił wędkarz. Mężczyzna wystraszył się jednak i wrzucił pakunek z powrotem do wody. Zawiadomił służby. We wskazanym przez niego miejscu przeprowadzono poszukiwania. W działaniach wzięli udział agenci Federalnego Biura Śledczego (FBI), bo ofiarą zbrodni jest obywatelka Stanów Zjednoczonych.

Prokuratura po raz pierwszy oficjalnie przyznaje, że prowadzi śledztwo w tej sprawie i przekazuje nam jego szczegóły. Zarzut w sprawie usłyszał syn Amerykanki. Jest podejrzany o brutalne zabójstwo matki, poćwiartowanie jej ciała i wrzucenie go do rzeki.

W poszukiwaniach wykorzystywane są sonary
W poszukiwaniach wykorzystywane są sonary
Źródło: Artur Węgrzynowicz, tvnwarszawa.pl

Śledztwo przeciwko Karlowi P.

Brzeg Wisły, tuż pod mostem w Nowym Dworze Mazowieckim, poruszenie. Kilkudziesięciu policjantów, strażacy i, to nie jest typowa sytuacja, agenci FBI. Jest wrzesień 2022 roku. Służby badają to miejsce kolejny raz. Na rzece łodzie, z których co jakiś czas do wody wchodzą płetwonurkowie warszawskiej straży pożarnej i amerykańskich służb.

Okoliczni mieszkańcy już od dawna wiedzą, czego dotyczy akcja: znów szukają ciała Amerykanki. Mówią o tym od 2021 roku, chociaż do tej pory służby nigdy oficjalnie tego nie potwierdziły. Zasłaniały się dobrem śledztwa.

Teraz postępowanie dobiega już końca, a prok. Aleksandra Skrzyniarz, rzeczniczka Prokuratury Okręgowej w Warszawie, przyznaje, że sprawa dotyczy zabójstwa. - Prokuratura Rejonowa Warszawa-Żoliborz prowadzi śledztwo przeciwko Karlowi P. - mówi rzeczniczka.

Karl to syn zaginionej Amerykanki.

Według prokuratury relacje Gretchen P. z jej synem były "napięte". Oboje od jesieni 2016 roku mieszkali na warszawskim Żoliborzu. Karl rozpoczął w Polsce studia.

- W marcu 2020 roku wszelkie kontakty Gretchen P. ze znajomymi urwały się. Co prawda na jej kontach społecznościowych pojawiały się wpisy wskazujące na aktywność, jednak różniły się one stylem pisania. W dniu 4 kwietnia 2020 roku na jej facebookowym profilu pojawił się wpis, że przebywa ona w USA - opisuje prokurator Skrzyniarz.

Kilku znajomych zdążyło nawet zareagować optymistycznie na powrót Amerykanki do Kalifornii, nikt jednak jej tam nie widział. Służby są przekonane, że już wtedy Gretchen nie żyła. Skąd dowiedzieli się o zabójstwie? Od samego podejrzanego, Karl opowiedział o nim siostrze.

- Postępowanie zainicjowane zostało informacją o śmierci Gretchen P., uzyskaną w toku prowadzonej sprawy poszukiwawczej. Służby otrzymały informacje o tym, że Karl P. dokonał zabójstwa swojej matki, poćwiartował zwłoki, po czym rozczłonkowane wrzucił je do Wisły. O powyższym zwierzył się osobie z rodziny - mówi nam rzeczniczka stołecznej prokuratury.

Jak dowiedzieliśmy się nieoficjalnie, Karl P. miał kilkukrotnie przyjeżdżać taksówką na most w Nowym Dworze Mazowieckim.

Działania są prowadzone w Nowym Dworze Mazowieckim
Działania są prowadzone w Nowym Dworze Mazowieckim
Źródło: Artur Węgrzynowicz, tvnwarszawa.pl

Prokuratura: udusił poduszką

Śledczy nie mają wątpliwości, że Gretchen P. zmarła w nocy z 31 marca na 1 kwietnia 2020 roku. Jak informuje nas prokurator Skrzyniarz, kobieta została najpewniej uduszona poduszką.

- Następnie Karl P. dokonał zakupu narzędzi: piły ręcznej, taśmy naprawczej, folii malarskich oraz metalowej siatki ogrodzeniowej. Podejrzany rozczłonkował ciało swojej matki w mieszkaniu na warszawskim Żoliborzu. Następnie jego części owinął siatką ogrodzeniową. Rozczłonkowane ciało matki zrzucił z mostu do Wisły w okolicach Nowego Dworu Mazowieckiego - relacjonuje rzeczniczka.

Inspirację, jak się dowiedzieliśmy, czerpał z internetu.

Amerykanin wrzucił do rzeki kilka paczek. Dokładnie obserwował, co się z nimi stanie. Do pierwszej przyczepił cegłę, jednak zauważył, że mimo tego "pakunek odpłynął z nurtem rzeki". Tymczasem jemu zależało, żeby zatonął. Dlatego kolejne paczki były już bardziej dociążone.

Kilka miesięcy po morderstwie Karl wrócił do Stanów Zjednoczonych. - Po dokonaniu zabójstwa korzystał z kart płatniczych i rachunków bankowych swojej matki. W październiku 2020 roku opuścił terytorium Polski - precyzuje Aleksandra Skrzyniarz.

To właśnie w Stanach Zjednoczonych został zatrzymany, a w maju 2021 roku przekazany polskim organom ścigania.

- Karl P. podejrzany jest o popełnienie przestępstwa zabójstwa swojej matki Gretchen P. oraz o dokonanie kradzieży środków pieniężnych wyżej wymienionej w kwocie nie mniejszej niż 2,5 tysiąca złotych - informuje prok. Skrzyniarz. - W toku czynności procesowych Prokuratury Rejonowej Warszawa-Żoliborz Karl P. został przesłuchany w charakterze podejrzanego, nie przyznał się do popełnienia zarzucanych mu czynów. Jednakże w swoich wyjaśnieniach opisał, że zabił matkę, dusząc ją poduszką i używał jej kart płatniczych. Zrelacjonował również proces poćwiartowania ciała matki, a następnie wrzucenia go do Wisły. Na dalszym etapie postępowania zmienił treść swoich wyjaśnień, zaprzeczając, aby zabił matkę - informuje prokurator Aleksandra Skrzyniarz.

Polskie służby współpracują z Amerykanami
Polskie służby współpracują z Amerykanami
Źródło: Artur Węgrzynowicz, tvnwarszawa.pl

Eksperyment

Śledztwo, jak informuje nas prok. Skrzyniarz, jest już na końcowym etapie. - Wykonano szereg czynności dowodowych, między innymi eksperymenty procesowe, czynności mające na celu poszukiwanie ciała pokrzywdzonej, akcje nurków, powołano biegłych z różnych specjalności, przesłuchano świadków w ramach międzynarodowej pomocy prawnej, zabezpieczono dokumentację - wylicza prokurator.

Przebieg jednej z takich akcji poszukiwawczych obserwował i zarejestrował nasz reporter. Służby pojawiały się w okolicy mostu w Nowym Dworze Mazowieckim kilkukrotnie. Po raz pierwszy ponad rok temu, ale wówczas stan wody był bardzo wysoki, co utrudniało akcję. W działaniach od początku brali udział policjanci z Komendy Stołecznej Policji, z Centralnego Pododdziału Kontrterrostycznego BOA, płetwonurkowie ze specjalistycznej jednostki warszawskiej straży pożarnej, agenci FBI oraz legionowski WOPR.

Jak ustaliliśmy, w poszukiwaniach nie było przełomu aż do czasu, kiedy po kilku miesiącach na policję zgłosił się wędkarz, który stwierdził, że wyłowił podejrzany pakunek, ale się wystraszył i wrzucił go do wody. Z opisu wynikało, że pakunek był bardzo zbliżony do tego, w jaki podejrzany zapakował ciało matki. Dlatego służby wróciły do poszukiwań.

Przeprowadzono wówczas eksperyment. Karl opisał przecież szczegółowo śledczym, jak zapakował ciało matki. Służby przygotowały więc pakunek o podobnej wadze, podobnie zapakowany i wrzuciły go do Wisły.

- Eksperyment jednoznacznie wykazał, że tak przygotowana paczka, rzucona do wody, właściwie już po kilku godzinach była przykryta piaskiem - usłyszeliśmy od jednej z osób, która brała udział w akcji.

fbi2
Wrześniowa akcja na Wiśle
Źródło: Artur Węgrzynowicz, tvnwarszawa.pl

Bez efektu

Ostatnie poszukiwania w Wiśle trwały tydzień. Pod mostem było rozłożone stanowisko służb, znajdowało się tam mnóstwo butli tlenowych. Oprócz radiowozów policji był też ambulans policyjny, na rzece pływały cztery łodzie. Teren poszukiwań był wyznaczony linami i bojami. Poszukiwania rozpoczynały się rano, kończyły późnym popołudniem. Mimo że akcja była tak duża, do tej pory nie udało się znaleźć ciała Amerykanki.

Dlaczego poszukiwania są tak trudne? O tym mówi nam jeden z płetwonurków ze specjalistycznej grupy warszawskiej straży pożarnej, który brał udział w akcji.

- Rzadko szukamy rozczłonkowanych zwłok, ale dysponujemy sprzętem, który może nam w tym pomóc - mówi młodszy kapitan inżynier Jakub Nowak, zastępca dowódcy Jednostki Ratowniczo-Gaśniczej 1 w Warszawie. W poszukiwaniach w Nowym Dworze Mazowieckim wraz z innymi strażakami brał udział kilkukrotnie. - Mamy sonary podwodne, posiadamy dwa typy takich urządzeń. sonar dookólny oraz sonar boczny holowany. Zasada ich działania: przetwornik ultradźwiękowy wysyła impulsy akustyczne w wodzie, które po odbiciu się od dna akwenu, bądź znajdujących się w nim obiektów, powracają do odbiornika, a następnie są przetwarzane na obraz zwany sonogramem. 

Strażak opisuje, jak wygląda współpraca płetwonurków z organami ścigania. Nowak podkreśla, że udział strażaków-płetwonurków w poszukiwaniach zwłok następuje na wniosek policji, który kierowany jest bezpośrednio do właściwego komendanta Państwowej Straży Pożarnej. Zazwyczaj taki wniosek rozpatrywany jest pozytywnie. 

Działania płetwonurków zaczynają się od rozmowy. - Musimy dowiedzieć się, co tak naprawdę się wydarzyło, czego tak naprawdę mamy szukać, musimy poznać jak najwięcej szczegółów sprawy. Interesuje nas też to, jak dużo czasu minęło od zabójstwa, gdzie ewentualnie mogły zostać wrzucone zwłoki, jaki był charakter zdarzenia. Czy zwłoki są w samochodzie? Czy zostały rzucone z mostu, a może z brzegu? Ważny jest rodzaj akwenu. Czy to będzie zbiornik stojący, czy rzeka - precyzuje.

Płetwonurek w akcji
Płetwonurek w akcji
Źródło: Artur Węgrzynowicz, tvnwarszawa.pl

Po co wykrywacz metalu?

Strażak przyznaje: - Nurkowanie w Wiśle nie należy do przyjemności. W grę wchodzi silny nurt. Nurek musi się odpowiednio dociążyć ołowiem, żeby w ogóle opaść na dno. Do tego dochodzi brudna woda, w której właściwie nic nie widać.

I dodaje: - Poćwiartowane zwłoki były owinięte metalowa siatką. To powodowało, że mogliśmy użyć podwodnych wykrywaczy metali. Z racji tego, że poszukiwania prowadzone były tuż pod mostem, który był w swojej historii zburzony a następnie odbudowany, więc znajdowaliśmy tam mnóstwo metalowych elementów. Do tego dochodziły rzeczy, które wrzucają do wody ludzie: puszki, śmieci, hulajnogi elektryczne. W związku z tym wykrywacz metali się po prostu nie sprawdził - opisuje strażak. 

- Inaczej by było, gdybyśmy szukali w ustronnym miejscu, na dzikiej plaży, gdzie nagromadzenie metalowych elementów jest mniejsze. Nurt rzeki, brudna woda, silny prąd plus to, że minęło bardzo dużo czasu od zdarzenia, nie ułatwiało pracy - ocenia.

Karl dociążył przecież paczkę cegłą. - Przez dwa lata, od kiedy doszło do zdarzenia, poziom rzeki wielokrotnie się zmieniał, więc jest duże prawdopodobieństwo, że pakunki zmieniły swoje położenie, ewentualnie mogły zostać przykryte bardzo dużą ilością piasku - twierdzi strażak.

I dodaje: - Czas działa na niekorzyść. Jeżeli zdarzenie będzie miało miejsce na rzece, to wiadomo, że ciało będzie przemieszczało się razem z nurtem. Może się odnaleźć wiele kilometrów dalej od miejsca, gdzie zostało wrzucone do wody. Takie ciało, wędrując wraz z wodą, może na przykład wpłynąć w konary powalonego drzewa i tam zostanie. Dużo zależy też od pory roku. Procesy gnilne postępują dużo szybciej w ciepłej wodzie. Wtedy ciało jest w stanie wypłynąć na powierzchnie po kilku dniach, po tygodniu. A zupełnie inaczej będzie, kiedy mamy do czynienia z zimną wodą, kiedy ciało może wypłynąć na powierzchnię na przykład po miesiącu.

Syn wrzucił do Wisły poćwiartowane zwłoki matki w marcu.

- Ciało było rozczłonkowane, czy to utrudnia akcję? - pytamy.

- Z jednej strony fakt, że ciało zostało rozczłonkowane utrudnia poszukiwania - szukamy wtedy małych obiektów, które mogą zostać częściowo lub całkowicie przysypane przez nanoszony przez rzekę piasek. Obiekty takie mogą nie być dobrze widoczne na sonogramie i dosyć łatwo je pomylić na przykład z kamieniem. Z drugiej zaś strony, organom ścigania jako dowód w sprawie wystarczy choć jedna część ciała z kilku, co teoretycznie może wróżyć większy sukces poszukiwań - odpowiada Nowak. - Czy je znajdziemy? - Miejsce zostało dość dobrze sprawdzone nie tylko przez nas i nikomu do tej pory nie udało się znaleźć ciała. Może to być trudne - kończy strażak.

Poszukiwania były prowadzone w okolicy mostu
Poszukiwania były prowadzone w okolicy mostu
Źródło: Artur Węgrzynowicz, tvnwarszawa.pl

Kiedy rzeka "nie oddaje" ciała

O sprawie rozmawiamy również z policjantem z Komendy Stołecznej Policji, który od ponad dwudziestu lat zajmuje sią zabójstwami (chce pozostać anonimowy). W rozmowie z tvn24.pl opowiada, że znalezienie ciała w rzece bywa "ekstremalnie trudne".

- Jesteśmy przyzwyczajeni do myśli, że na miejsce wystarczy wysłać płetwonurków, a oni błyskawicznie dostarczą nam dowodów. Niestety jest zupełnie inaczej - zaznacza policjant.

Nie chce mówić o szczegółach spraw, którymi się obecnie zajmuje. Przekazuje jednak, że czasami na znalezienie zwłok trzeba czekać "miesiące, jeśli nie lata".

- Od stycznia ubiegłego roku poszukujemy ciała mężczyzny, który na oczach kilkudziesięciu świadków wpadł do Wisły. Przez cztery kolejne dni szukali go płetwonurkowie, którzy jednak niczego nie znaleźli - opowiada policjant.

Jak to możliwe? Funkcjonariusz przekazuje, że nurt rzeki potrafi nie tylko szybko przemieścić ciało daleko od obszaru poszukiwań, ale też "ukryć" je przy dnie.

- Nie ma technologii, która pozwoliłaby nam podnieść rzekę i zajrzeć, co jest na dnie. Oczywiście są sonary, są płetwonurkowie. Ale na dnie i wokół brzegów rzek znajduje się mnóstwo obiektów, które uniemożliwiają skuteczne przeszukania - podkreśla policjant.

Efekt tego taki, że czasami trzeba czekać, aż "rzeka sama odda ciało". Czasami - jak mówi - trwa to kilka lat. 

- Proszę pamiętać, jak długo i przy jak gigantycznym zaangażowaniu szukano ciała Ewy Tylman. W czasie działań z Warty wyłowiono zwłoki kilku innych osób - przypomina funkcjonariusz. 

A co, jeśli - jak w przypadku Gretchen P. - ciało jest rozczłonkowane? Sytuacja komplikuje się jeszcze bardziej. - Skoro blisko dwumetrowe ciało potrafi "zniknąć" na wiele miesięcy, jeżeli nie lat, to odnalezienie mniejszych obiektów może być jeszcze trudniejsze - zaznacza policjant. 

Akcja służb na Wiśle
Akcja służb na Wiśle
Źródło: Artur Węgrzynowicz, tvnwarszawa.pl

***

Karlowi P. grozi dożywocie. Do 13 listopada 2022 r. pozostaje tymczasowo aresztowany. Śledztwo wciąż trwa. Czy brak zwłok ofiary może być przeszkodą, by postawić podejrzanego przed sądem?

Może, ale nie musi. Warszawska prokuratura ma bogate doświadczenie w sprawach o zabójstwo, w których nie udało się odnaleźć ofiar.

W 2002 roku zaginął taksówkarz Kazimierz Kosecki. Po czasie okazało się, że został zamordowany przez Zbigniewa B., policjanta z warszawskiego Mokotowa. W 2005 roku zaginęła 31-letnia Edyta. Kobieta, jak się później okazało, została uwiedziona przez Arkadiusza B., który wyłudził od niej kilkadziesiąt tysięcy złotych, a potem ją zabił. Z kolei w latach 2006-2008 Mariusz B., zabił kolejno cztery osoby: męża i córkę swojej kochanki, partnera z kursu tanecznego kochanki oraz księdza z parafii, w której był ministrantem.

Ofiar wszystkich sześciu zabójstw nie odnaleziono do dziś, ale sprawcy wszystkich sześciu zabójstw zostali skazani. Wszyscy na dożywocie.

Czytaj także: