- Nie jest to zaskoczeniem, że przyszły nowe władze, nowy zarząd i robią teraz przegląd wydatków z poprzednich lat - powiedział dziennikarz Konkret24 Jan Kunert, który w TVN24 odniósł się do konferencji obecnego zarządu Polskiej Fundacji Narodowej. Poinformowano na niej, że szkody w majątku fundacji szacowane są na ponad 30 milionów złotych. Do Prokuratury Krajowej złożono zawiadomienie w tej sprawie.
W piątek podczas konferencji prasowej obecny zarząd Polskiej Fundacji Narodowej poinformował, że w Prokuraturze Krajowej zostało złożone zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa. Dotyczy ono działań byłych członków zarządu PFN oraz osób zarządzających na wysokim szczeblu i obejmuje zidentyfikowane nieprawidłowości, które w ocenie PFN mogą wypełniać znamiona czynów zabronionych i dotyczy lat 2017-2024. - Szkoda, którą oszacowaliśmy, to jest ponad 30 milionów złotych - wskazał prezes zarządu fundacji Maciej Szudek.
Tego samego dnia do sprawy na antenie TVN24 odniósł się dziennikarz Konkret24 Jan Kunert, który od września 2017 roku badał, komu, ile i za co fundacja płaciła, z uwagi na dysponowanie przez nią środkami publicznymi. W tamtym czasie, w 2017 roku, Kunert zwrócił się do fundacji o skan rejestru podpisanych umów. Organizacja odmówiła. Dziennikarz poszedł więc do sądu. Ze stanowiskiem fundacji nie zgodził się najpierw 10 kwietnia 2018 roku Wojewódzki Sąd Administracyjny w Warszawie, a następnie 18 maja 2021 roku - już prawomocnie - Naczelny Sąd Administracyjny.
W czasie trwania tej sprawy (ale też i innych) fundacja prezentowała podobną argumentację. Twierdziła m.in., że nie jest podmiotem zobowiązanym do udzielania informacji publicznej, a podmiotem prywatnym, nie dysponuje środkami publicznymi, wnioskowane informacje stanowią tajemnicę przedsiębiorcy, a wnioskowanego rejestru po prostu nie posiada. Kunert opisał szczegółowo sytuację wokół PFN w 2021 roku w tekście "Polska Fundacja Nietransparentna".
"Praktyka rozmyła się z założeniami"
Kunert pytany teraz w studiu TVN24, czy piątkowa konferencja była dla niego zaskoczeniem, odpowiedział, że "można było się tego spodziewać". - Przez lata dziennikarze docierali do różnych informacji, opisywali działalność Polskiej Fundacji Narodowej, opisywali nieprawidłowości, jakie tam odkrywali, więc można powiedzieć, że absolutnie nie jest to zaskoczeniem, że przyszły nowe władze, nowy zarząd i robią teraz przegląd wydatków z poprzednich lat - ocenił.
Jak dodał, "trochę tego było". Kunert przypomniał, że początki PFN to połowa 2016 roku. - To był wtedy jeszcze rząd Beaty Szydło. Była słynna konferencja, na której PFN został zapowiedziany - mówił. Wyjaśnił, że przedstawiony projekt miał "sławić polskie imię na świecie".
- Z czasem ta praktyka rozmyła się z założeniami. Było bardzo dużo przykładów przeróżnych nieprawidłowości, które opisywaliśmy na przestrzeni tych lat, a szkoda, bo projekt zapowiadał się w sposób obiecujący. Aczkolwiek można było już od samego początku mieć zastrzeżenia, bo to właśnie był projekt rządowy - powiedział.
Jak zauważył, Polska Fundacja Narodowa przez te lata działalności utrzymywała, że tak naprawdę nie jest "ani organizacją pozarządową, ani takim podmiotem rządowym", tylko bardziej podmiotem prywatnym. - Ale to przecież rząd zapowiadał cały ten projekt - podkreślił.
Kunert o nieprawidłowościach w PFN
Dziennikarz Konkret24 zwrócił również uwagę, że na konferencji obecnego zarządu PFN pojawiła się kluczowa kwestia, czyli dyskusja o pieniądzach publicznych, ponieważ fundacja była i jest nadal finansowania ze spółek Skarbu Państwa.
- Na budżet PFN-u rocznie spółki przekazywały niecałe 100 milionów złotych. Jak słyszeliśmy na konferencji, nowe władze, tak jak i ja, jesteśmy przekonani, że to są publiczne środki, więc środki nas wszystkich - powiedział.
Kunert przekazał, że środki finansowe były przekazywane m.in. na kampanię billboardową "Sprawiedliwe Sądy". - Przypomnijmy, że to był ten czas, kiedy rząd Zjednoczonej Prawicy "przemeblowywał" wymiar sprawiedliwości i Polska Fundacja Narodowa zrobiła taką wielką akcję oczerniającą sędziów. Określała ich "nadzwyczajną kastą" - wymienił. Jak dodał, na konferencji mogliśmy usłyszeć, że kosztowała ona ponad osiem milionów złotych.
"Jeden z głównych grzechów Polskiej Fundacji Narodowej"
Dziennikarz odniósł się również do dalszych losów kupionego za milion euro jachtu z napisem "I love Poland".
- Został sprzedany. Długo nie było wiadomo, za ile został kupiony, bo Polska Fundacja nie chciała tego ujawnić. Miał też sławić polskie imię, pływając po całym świecie, biorąc udział w różnych regatach. On w pewnym momencie jakoś poważnie zepsuł się i był wyłączony z użytkowania - przekazał Kunert.
Jak przypomniał "nie obyło się bez kontrowersji". - Na początku startu tego projektu, bo miał w niego być zaangażowany Mateusz Kusznierewicz, tam się nie dogadano. W końcu jacht popłynął bez słynnego polskiego żeglarza. Rzeczywiście odnosił sukcesy. Natomiast na ile to była skuteczna promocja Polski? - zapytał.
Kunert stwierdził też, że brak transparentności PFN w związku z wydatkowaniem pieniędzy publicznych to "jeden z głównych grzechów Polskiej Fundacji Narodowej". - Można powiedzieć właściwie, że organizacja ujawniała tylko to, co chciała ujawnić. A jak ktoś dopytywał, czy dziennikarze, czy obywatele, to stawała okoniem i tego nie ujawniała - zaznaczył.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: Adam Chelłtowski / FORUM