- Nie byliśmy tam mordercami, nie byliśmy tam najemnikami. Byliśmy żołnierzami, których skierowali przełożeni i wykonywaliśmy swoje obowiązki - mówi w rozmowie z TVN24 sierżant Jacek Żebryk, który ściga internautów atakujących polskich żołnierzy, przez co sam stał się celem ataków.
Żołnierz opowiada, w jaki sposób rozpoczął walkę z obraźliwymi komentarzami w sieci. - Usłyszałem w radiu o śmierci tragicznej starszego szeregowego Poświata. Po powrocie do domu chciałem się dowiedzieć czegoś więcej na temat okoliczności śmierci tego żołnierza - wspomina. Źebryk wszedł na jeden z internetowych portali. - Przeczytałem o okoliczności śmierci, lecz pod informacją zaraz zaczęło roić się od komentarzy. Ciężko powiedzieć komentarzy - to były wyzwiska kierowane w kierunku tego żołnierza, który zginął, i jego rodziny - relacjonuje.
"Żołnierze to świnie"
Tam przeczytał: "Żołnierze to takie świnie w mundurach, które powinny służyć nam, a nie my im". - Zacząłem przewijać niżej, było coraz gorzej. Postanowiłem zareagować - podkreśla. Żołnierz tłumaczy, że nie jest za ograniczeniem słowa, ale jest za braniem odpowiedzialności za nie. - Nie byliśmy tam mordercami, nie byliśmy tam najemnikami. Byliśmy żołnierzami, których skierowali przełożeni i wykonywaliśmy swoje obowiązki, jako żołnierze - wyjaśnia. - Warto walczyć o swój honor, honor bliskich, o honor drugiego człowieka - dodaje.
Sam stał się celem ataków
O sierżancie Żebryku zrobiło się głośno przed ponad rokiem, kiedy po przeczytaniu obraźliwego wpisu pod informacją o śmierci polskiego żołnierza w Afganistanie zgłosił się do prokuratury i zażądał kary dla jego autora.
Kilka tygodni temu sierżant i jego rodzina sami stali się celem ataku. Na adres prokuratury w Białogardzie przyszły listy od przedstawiających się jako członkowie Muzułmańskiego Międzynarodowego Zakonu Sufich, którzy obrażali sierżanta. Wojskowego nazywali w nich m.in. "katem, oprawcą, służalczykiem amerykańskich faszystów, okupantów i gestapowców, gwałcicielem afgańskich kobiet i dzieci". Co więcej, kilkanaście dni temu ze swojej jednostki odebrał 27 kolejnych listów z tymi samymi groźbami.
Zgłosił sprawę do prokuratury. Interweniował też minister obrony Tomasz Siemoniak. Szef resortu zwrócił się do Prokuratora Generalnego Andrzeja Seremeta "o objęcie szczególnym nadzorem postępowania w sprawie gróźb kierowanych pod adresem st. sierż. Jacka Żebryka".
- Bardzo go wspieramy. Służymy mu też radą prawną. Jego aktywność jest popierana przez całe wojsko. Począwszy od dowódcy, a skończywszy na mnie, staramy mu się ułatwiać działanie - mówił na potwierdzenie tego Siemoniak w piątek.
Szef resortu powiedział, że groźby pod adresem sierżanta Żebryka wydały mu się "bardzo niepokojące" i to dlatego zdecydował się na telefon do Prokuratora Generalnego.
- Nie chcemy, by działalność, która cieszy się takim uznaniem wśród opinii publicznej i która też sprawia, że sądy przyznają rację sierżantowi Żebrykowi, narażała jego lub jego bliskich na jakieś nieprzyjemności. Trzeba surowo reagować i nie lekceważyć zagrożenia - skwitował Siemoniak.
Łatwo nie będzie?
Prokurator rejonowy Ziemowit Książek potwierdza, że do prokuratury w Białogardzie i Koszalinie trafiła sprawa listów z pogróżkami do sierż. Żebryka.
Podkreśla on, że trudno powiedzieć, kiedy można spodziewać się efektów postępowania ze względu na to, że trzeba sprawdzić, czy nadawcy listów w ogóle istniają. Dodaje, że jeśli potrzebna będzie pomoc, prokuratura zwróci się po nią do innych urzędów.
Autor: nsz/tr/k / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN 24