"Czy seks grupowy jest zachowaniem dopuszczalnym?", "Czy się masturbujesz?" – wyleciały z ankiety po interwencji rodziców. Ale już "Czy osoba homoseksualna może pełnić funkcje publiczne?" – zostało. Podobnie jak wiele innych pytań o seksualność, używki, wiarę skierowanych do 13- i 14-latków. Zawierająca je ankieta została właśnie usunięta z sieci po, jak twierdzą jej twórcy, "bezprecedensowym ataku części mediów i polityków". Nie oznacza to, że nie trafi ona do szkół i waszych dzieci.
Są takie tematy, przy których dorośli potrafią sobie skoczyć do gardeł i o których trudno nam dyskutować bez emocji – aborcja, eutanazja, kwestie bioetyczne i ich uregulowanie prawne.
Są też takie, o których raczej wolelibyśmy nie mówić poza gronem najbliższych czy gabinetem terapeuty: narkotyki, alkohol, inne uzależnienia oraz używki, autoagresja.
I wreszcie takie, które są bardzo intymne – seks, masturbacja, relacje czy wiara.
Wszystkie te tematy - o których dorośli często nie tylko z dziećmi, ale nawet między sobą nie dyskutują - znalazły się w ankiecie skierowanej do uczniów klas siódmych i ósmych, do której link rozesłały szkołom kuratoria oświaty.
My pytamy krótko: po co?
Żeby lepiej zrozumieć młodych Polaków - odpowiada nam szczecińska uczelnia, która badanie przygotowała. I jeszcze, że "ich (autorów badania) celem nie jest stworzenie prostego, powierzchownego obrazu młodzieży polskiej, ale dotarcie do sedna analizowanych zjawisk w tym także, tych o charakterze dewiacyjnym lub patologicznym”.
Okej, mówią inni badacze, ale nie tak to się robi.
W ankiecie są błędy metodologiczne – zwraca uwagę pedagożka i socjolożka z Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu - dr hab. Iwona Chmura-Rutkowska, która zajmuje się badaniem dzieci i młodzieży.
Wylicza:
Autorzy nie zadbali o podstawę, czyli weryfikowanie zgody rodziców na udział nieletniego w badaniu - ankieta była otwarta dla wszystkich na stronie internetowej.
Czy ktoś sprawdził, jak młodzież rozumie: "manifestowanie orientacji seksualnej", "in vitro" czy "wyzywający ubiór"? Nie. Dane są bezwartościowe, jeśli nie wiemy, jakie znaczenie młode osoby przypisują tym pojęciom.
Niedopuszczalne w badaniach są pytania z tezą, takie jak: "Czy Twoim zdaniem osoby homoseksualne mogą pełnić wszystkie funkcje i stanowiska publiczne?". Dlaczego pytanie to nie dotyczy także osób heteroseksualnych? - Nie trzeba szczególnej wnikliwości, by zobaczyć ukrytą agendę i ideologiczną podszewkę tych badań - komentuje badaczka.
I wreszcie grzech "wymuszania" odpowiedzi: czyli brak możliwości pominięcia jakiegoś, uznawanego za trudne, drażliwe albo bardzo intymne pytania lub zaznaczenia "nie chcę odpowiadać na to pytanie".
- Ci badacze tak naprawdę znaleźli świetne pytania do dyskusji, ale ta dyskusja w polskiej szkole się nie odbędzie – mówi z kolei specjalista od tematów wrażliwych Paweł Kubicki, socjolog ze Szkoły Głównej Handlowej.
Czy 13- i 14-latkowie się masturbują? Tak. Czy potrafią o tym mówić?
- W podstawie programowej nieobowiązkowego skądinąd przedmiotu wychowanie do życia w rodzinie nie ma nawet takich słów jak "masturbacja" czy "orientacja" ("seks" jest tylko w słowie "cyberseks" i przedstawiany jest w kontekście zagrożenia) - zauważa Kubicki.
Można zatem założyć, że są szkoły, w których się o masturbacji nie tyle nie rozmawia, co się w ogóle nie mówi. Albo tyle co na lekcjach religii - w kontekście grzechu.
- A kiedy w szkołach nie ma rozmowy, ankiety takie jak te mogą być dla dzieci i młodzieży czymś traumatyzującym i naruszającym ich poczucie bezpieczeństwa - wtóruje Kubickiemu Iga Kazimierczyk, z Uniwersytetu Warszawskiego.
22 września ankieta zniknęła z sieci, ale to nie znaczy, że badacze nie będą stawiać przed dziećmi zawartych w niej pytań. Tyle że w innej formie.
My sprawdziliśmy, kto stoi za badaniem młodzieży i pytaniami do kontrowersyjnej ankiety.
A w obliczu pojawiających się oskarżeń o seksualizację dzieci zapytaliśmy o nie Ministerstwo Edukacji i Nauki. To odpowiada: my nie ingerujemy w pytania, my za nie tylko płacimy.
Ile?
- Czy to właśnie nie jest ta cała seksualizacja, z którą tak walczą politycy PiS? I co na to minister Czarnek, który tak walczy z rozmawianiem z młodzieżą o seksie? – pyta w liście do redakcji mama ósmoklasistki. Córka dostała ankietę ze szkoły przez e-dziennik, gdy udział w badaniu zareklamowało rzeszowskie kuratorium oświaty.
Ankietę polecały też inne kuratoria. W sprawie jako jeden z pierwszych interweniował m.in. marszałek województwa pomorskiego Mieczysław Struk, do którego też mieli zwracać się rodzice i nauczyciele wątpiący w dostosowanie pytań do wieku dzieci.
Tuż po tym, jak Struk rozesłał do mediów swój list w tej sprawie, po kilku dniach twórcy ankiety usunęli z niej pytania o masturbację oraz seks (w tym przygodny i grupowy). A w tej kwestii uczniom i uczennicom pozostawili do oceny moralnej jedynie m.in. kwestię seksu przedmałżeńskiego czy manifestowania orientacji seksualnej w sferze publicznej.
My postanowiliśmy zadać swoje pytania, m.in. kto, za ile i właściwie po co przepytuje w ten sposób młodzież. A przede wszystkim: jak w ogóle doszło do tego, że uczelnia wyższa ze Szczecina postanowiła zapytać 13-latki o ich doświadczenia seksualne.
Kto do kogo przyszedł i jaki miał budżet?
Akademia Nauk Stosowanych Towarzystwa Wiedzy Powszechnej w Szczecinie, do niedawna znana jako Wyższa Szkoła Humanistyczna TWP, to nieduża uczelnia niepubliczna, która kształci m.in. licencjatów z kryminologii, BHP, obronności i bezpieczeństwa narodowego oraz magistrów z pedagogiki czy psychologii. Choć uczelnia podpisała z MEiN umowę już w zeszłym roku (dotyczy lat 2021-2023), to o projekcie zrobiło się głośno dopiero we wrześniu tego roku, gdy kuratoria oświaty zaczęły zachęcać nauczycieli, by przekazali uczniom informacje o możliwości udziału w prowadzonym przez ANS TWP badaniu.
Kto był inicjatorem przedsięwzięcia? Jakie środki finansowe z MEiN otrzymał zespół badawczy? Jaki jest jego cel?
Na nasze pytania w formie pisemnej odpowiedział prof. ANS TWP, dr hab. Waldemar Urbanik, rektor szczecińskiej uczelni, z wykształcenia socjolog, specjalizujący się przede wszystkim w tematyce bezrobocia i rynku pracy.
Z jego wiadomości dowiadujemy się, że to uczelnia wyszła z inicjatywą zrealizowania projektu badawczo-rozwojowego. "W marcu 2021 roku został złożony w tym względzie wniosek ANS TWP w Szczecinie do Ministerstwa Edukacji i Nauki na kwotę 4 656 500 złotych. W wyniku negocjacji została ustalona ostateczna kwota realizacji projektu tj. 4 548 500 złotych. Ostatecznie umowa została podpisana we wrześniu 2021 roku".
Nie było konkursu.
Czy to dużo pieniędzy? Sporo, jeśli przyjrzymy się, jakimi środkami publicznymi dotąd uczelnia dysponowała. W latach 2017-2022 MEiN przekazało tej uczelni łącznie ok. 10 mln złotych, ale kwoty te znacznie wzrosły w ostatnich dwóch latach.
Według danych z MEiN uczelnia otrzymywała:
2017 r. - 453,8 tys. zł 2018 r. - 930,1 tys. zł 2019 r. - 796,2 tys. zł 2020 r. - 1,263 mln zł 2021 r. - 2,962 mln zł 2022 r. (do 31 sierpnia) - 3,745 mln zł
A kto pytał?
Okazuje się, że nie tylko pracownicy ANS TWP.
Rektor Urbanik zachwala: "Są to uznani specjaliści, reprezentujący m.in. takie uczelnie, jak: Uniwersytet Zielonogórski, Uniwersytet Szczeciński, Uniwersytet Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie, Papieski Uniwersytet Salezjański w Rzymie oraz, co oczywiste, Akademię Nauk Stosowanych Towarzystwa Wiedzy Powszechnej w Szczecinie (sześciu członków zespołu ze stopniem profesora, czterech członków zespołu ze stopniem doktora i jeden magister)".
Ich nazwiska znajdujemy na stronie projektu.
Kim są?
Jacek Kurzępa, który otwiera tę listę, od 2010 roku był radnym PiS powiatu krośnieńskiego, a od 2015 roku jest posłem tej partii. Jest socjologiem i jednym z nielicznych w tym zespole naukowcem specjalizującym się właśnie w badaniu młodych ludzi - jest autorem wielu opracowań dotyczących tzw. trudnej młodzieży.
Oprócz niego na liście ekspertów jest m.in. teolożka z UKSW Monika Przybysz (w 2007 roku uzyskała doktorat na podstawie pracy Zarządzanie sytuacjami kryzysowymi w Kościele w Polsce za pomocą public relations), specjalista od organizacji harcerskich Karol Leszczyński, pedagog Zbigniew Formella (to on reprezentuje Papieski Uniwersytet Salezjański w Rzymie, też zajmuje się trudną młodzieżą), socjolog Marcin Zarzecki (intensywnie współpracuje z MEiN, jest ekspertem komisji i zespołów doradczych zajmujących się szkolnictwem wyższym), socjolog Krzysztof Wielecki (jak czytamy na stronie UKSW, do jego ważnych prac należą “badania nad europejską myślą społeczną oraz postindustrialnym kryzysem cywilizacyjnym”) czy politolog Maciej Drzonek (stały komentator mediów państwowych, w tym miesiącu np. w temacie reparacji wojennych).
Od rektora dowiadujemy się, że wynagrodzenia wszystkich osób zaangażowanych w realizację projektu stanowią jedną czwartą ogólnych kosztów realizacji zadania przewidzianego na prawie trzy lata.
Czyli pensje kilkunastu osób (oprócz badaczy to m.in. informatycy) to około 1,25 miliona złotych.
Projekt ma składać się z badania ilościowego w trzech grupach (młodzież 13-15 lat, 15-25 lat oraz rodzice badanej młodzieży - łącznie 25 tys. respondentów), a w przyszłości również badań jakościowych ("badania focusowe, narracyjne wywiady pogłębione, analiza treści, obserwacja na grupie nie mniejszej niż 1000 badanych").
Pozwólcie starszym zrozumieć siebie😊👍 👉www. mlodziez4zero.pl ✊MŁODZIEŻ 4.0 to ogólnopolski projekt badawczy realizowany...
Posted by Młodzież 4.0 on Wednesday, July 20, 2022
Badania mają być apolityczne i obiektywne. Mają
Rektor Urbanik jeszcze w poniedziałek, 19 września, zapewniał, że wszystkie narzędzia badawcze, w tym budząca wątpliwości rodziców ankieta, przechodziły przez procedurę weryfikacji "zgodnie z zasadami metodologii nauk, poprzez realizację badań pilotażowych". Pierwsza część pilotażu została przeprowadzona w maju i czerwcu w północno-zachodniej Polsce.
Urbanik: "Zważywszy na specyfikę badań przyjęto, że ostateczna weryfikacja narzędzi badawczych zostanie przeprowadzona w terminie od 1 do 30 września 2022 r. na próbie ogólnopolskiej".
Czy MEiN wiedziało, o co będzie pytana młodzież? Urbanik przekonuje, że nie. W jego wiadomości czytamy: "Pragnę wyraźnie zaznaczyć, że zakres znaczeniowy narzędzi badawczych nie był konsultowany i uzgodniony z MEiN, byłoby to bowiem zaprzeczeniem zasady apolityczności i obiektywizmu badań naukowych. Niedopuszczalnym jest bowiem, aby politycy lub urzędnicy mieli jakikolwiek wpływ na przebieg badań naukowych".
MEiN nie używa słów zaczynających się od "seks"
Podobnie do sprawy odnosi się Adrianna Całus-Polak, rzecznika MEiN: "Projekt badawczy został pozytywnie oceniony. Natomiast wybór metody badawczej jest kwestią autorską realizującego zadanie. MEiN nie ingeruje w metodologię przeprowadzania badań ani nie zatwierdza, czy akceptuje wykorzystywane w nich treści, nie zna pytań kierowanych przez grupy badawcze".
Co MEiN sądzi o pytaniach na temat "seksu grupowego" i jak odnosi się do zarzutów o seksualizowanie młodzieży? Tego się z odpowiedzi rzeczniczki nie dowiadujemy. Słowo "seks" (ani nawet żadnego tego słowa pochodne np. “seksualność”) nie pojawiły się w odpowiedzi na nasze pytania.
Całus-Polak zapewnia jednak, że w tej sprawie skierowano przypomnienia do dyrektorów placówek oświatowych.
Jakie? "Stanowczo podkreślamy, że wypełnianie przez uczniów ankiet służących badaniom naukowym jest zawsze czynnością dobrowolną. W odniesieniu do niepełnoletnich uczniów, w związku z konstytucyjnym prawem rodziców do wychowania dzieci zgodnie z własnymi przekonaniami, przeprowadzenie takich ankiet powinno odbywać się za zgodą rodziców".
Całus-Polak przypomina też, że właściwą praktyką jest zapoznanie rodziców z treścią pytań ankietowych, aby ich ewentualna zgoda miała charakter świadomej decyzji, a nie czysto formalnego aktu.
Po tym komunikacie ze stron kuratoriów oświaty (w tym rzeszowskiego, łódzkiego oraz gdańskiego), które wcześniej reklamowały szczecińskie badanie, zniknęły informacje na temat ankiety.
A 22 września ostatecznie zniknęła też ankieta. Na stronie projektu czytamy: "W związku z bezprecedensowym atakiem części mediów i polityków będącym próbą ograniczenia wolności, obiektywizmu i apolityczności badań naukowych, Zespół Projektowy działania badawczo-rozwojowego Młodzież 4.0 podjął decyzję o rezygnacji z pozyskiwania danych empirycznych za pomocą otwartej ankiety internetowej. Badania będą kontynuowane z wykorzystaniem tradycyjnych metod pozyskiwania danych empirycznych".
Co to oznacza w praktyce? Że uczniowie i uczennice będą wypełniali papierowe ankiety, a rodzice będą musieli wyrazić na to zgodę. Dobrze więc, by wiedzieli, co się w ankietach kryje.
Rektor rozumiał wątpliwości
Jak to się stało, że w ankiecie pojawiły się pytania dotyczące przygodnego seksu czy maturbacji? Rektor Urbanik zapewniał dotąd, że "rozumie wątpliwości" rodziców. Zastrzega jednak, że chciałby, odpowiadając na nasze pytania, zwrócić uwagę na kilka elementów, które jego zdaniem uzasadniały umieszczenie kontrowersyjnych pytań w badaniu.
"Po pierwsze, badania w ramach projektu badawczo-rozwojowego Młodzież 4.0 są badaniami par excellence naukowymi. W związku z tym ich celem nie jest stworzenie prostego, powierzchownego obrazu młodzieży polskiej, ale dotarcie do sedna analizowanych zjawisk w tym także tych o charakterze dewiacyjnym lub patologicznym" - czytamy w odpowiedzi.
Do tego rektor - podobnie jak rzeczniczka MEiN - przypominał, że badania są anonimowe, dobrowolne, a udział w nich osób niepełnoletnich wymaga zgody rodziców.
A co z zarzutami o seksualizację? Rektor odsyła do podstawy programowej przedmiotu wychowania do życia w rodzinie dla szkoły podstawowej.
Urbanik: "W podstawach programowych (Rozporządzenie Ministra Edukacji Narodowej z dnia 14 lutego 2017 roku poz. 356) wskazane są między innymi takie treści, jak: "zna kryteria dojrzałości biologicznej, psychicznej i społecznej"; "rozumie, czym jest cielesność, płciowość, seksualność"; "wyjaśnia, na czym polega identyfikacja z własną płcią"; "zna zagrożenia okresu dojrzewania, takie jak: uzależnienia chemiczne i behawioralne, presja seksualna, pornografia, cyberseks, prostytucja nieletnich; potrafi wymienić sposoby profilaktyki i przeciwdziałania".
Cały moduł podstawy programowej przedmiotu jest zatytułowany i poświęcony "seksualności człowieka".
Rektor Urbanik dodaje: "Przyznam Pani Redaktor, że w pracach zespołu projektowego wielokrotnie zastanawialiśmy się nad właściwością i adekwatnością pytań odnoszących się do seksualności młodzieży. Zespół badawczy uznał jednak, że zakres przedmiotowy owych pytań w żadnym razie nie wykracza poza obszar wyznaczony przez podstawę programową dla przedmiotu Wychowanie do życia w rodzinie".
Co ciekawe jednak, jeśli zajrzymy do tej podstawy programowej, okaże się, np. że ani razu nie padają w niej słowa takie jak "masturbacja" czy "orientacja". A ich wprost dotyczyły pytania.
Ta pierwsza, czasem pojawia się na lekcjach religii – jako przykład grzechu. Uczniowie po wielu latach od zakończenia szkoły wspominają jeszcze, jak nauczyciele przekonywali ich na katechezie, że różne życiowe tragedie mogą spotkać ich właśnie związku z masturbacją.
Jest coś jeszcze, co warto brać pod uwagę – wspomniane już WDŻ nie jest przedmiotem obowiązkowym. W skali całej Polski na zajęcia uczęszcza średnio ok. 57 proc. uczniów. Ale np. we Wrocławiu w ubiegłym roku szkolnym w tych zajęciach brał udział jedynie co trzeci uczeń podstawówki i co dwudziesty ze szkoły ponadpodstawowej.
Tymczasem lekcje poświęcone masturbacji zapamiętało ze szkół 42 procent uczniów, o satysfakcji z seksu - 38 procent, a o aborcji - 46 procent. To dane Instytutu Badań Edukacyjnych z (2015 roku).
Teraz może być jeszcze gorzej, bo - jak twierdzą edukatorzy seksualni - podstawa programowa z 2017 roku jest jeszcze bardziej konserwatywna, czego przykładem jest to, że uczniowie uczą się np. o moralnych skutkach antykoncepcji.
Prawdziwych rozmów na te tematy nie toczy się nie tylko w szkołach, ale i w domach. Nie brakuje rodziców, którzy nie chcą, by ktokolwiek rozmawiał z ich dziećmi o seksie. Z badań IBE wynika, że 22 procent rodziców deklaruje, iż rozmowa z dziećmi o seksualności jest niezgodna z ich systemem wartości. Połowa boi się, by takich tematów nie zacząć poruszać zbyt wcześnie, a 33 procent czuje skrępowanie.
O czym rozmawiają ci, którzy się nie wzbraniają? 90 procent deklaruje, że rozmawia o higienie narządów płciowych, 87 procent - o wartościach rodzinnych, 86 procent - o wzajemnym zaufaniu. Tylko 49 procent rozmawia o zbyt wczesnym rodzicielstwie, 52 procent - o przemocy seksualnej, 57 procent - o tematyce orientacji seksualnej. O masturbacji rozmawiało z dziećmi jedynie 15 procent badanych, o życiu seksualnym jako źródle satysfakcji - 18 procent, a o przebiegu i skutkach aborcji - 26 procent.
W świetle tych danych reakcja rodziców na szczecińską ankietę wcale nie dziwi.
My nie edukujemy, my pytamy
Dlaczego ostatecznie pytania usunięto, skoro badacze uważają, że były zgodne z tym, czego dzieci się uczą? Rektor Urbanik pisze: "W trakcie badań weryfikacyjnych podjętych od 1 września zaczęły do nas docierać informacje dotyczące wątpliwości i kontrowersji skoncentrowanych wokół omawianych pytań. Dlatego też zespół badawczy podjął decyzję o usunięciu owych pytań, szanując opinię części rodziców i nauczycieli".
Zapewnia równocześnie: "Pragnę wyraźnie podkreślić, że proces pozyskiwania danych empirycznych w badaniach naukowych nie dostarcza respondentom (nie jest to ich celem) wiedzy dotyczącej analizowanych zjawisk. Tak jest i w tym przypadku. My nie edukujemy młodzieży w zakresie seksualności czy w zakresie preferowanych wartości, a jedynie o nie pytamy”.
Po co właściwie badaczom i ministerstwu te wszystkie dane? Rektor Urbanik tłumaczy, że przede wszystkim, by zidentyfikować zachowania, postawy i opinie młodego pokolenia Polaków. Stąd też przedmiotem badań jest stosunek młodego człowieka do takich elementów rzeczywistości, jak relacje i więzi rodzinne, koleżeńskie, stosunek do narodu, państwa, Kościoła, organizacji pozarządowych, świata przyrody, seksualności, wartości, świata dorosłych, mediów, roli i znaczenia autorytetów w życiu młodego pokolenia.
Wątpliwości, czy taki jest rzeczywisty cel badań, ma m.in. Agata Stola, seksuolożka i badaczka z Instytutu Studiów Społecznych UW. Mówi nam:
I zaraz dodaje: - Tak zadawane pytania badawcze są niezrozumiałe dla osoby dorosłej, a co dopiero 13-14 latka. Nie wiadomo, o co do końca badacze pytają. Co gorsza, odpowiedzi w takiej sytuacji również można interpretować na potrzeby wcześniej postawionej tezy.
Inni badacze mają wątpliwości
O szczecińskie badania ankietowe zapytaliśmy ekspertów. Socjolog prof. Paweł Kubicki, który zajmuje się m.in. projektowaniem badań na tematy wrażliwe, jak wykluczenie, niepełnosprawność, przemoc, zwraca uwagę na brak możliwości omówienia i przepracowania ewentualnych emocji i skojarzeń, które ankieta może wywołać u badanych.
- Należy żałować, że uczeń nie ma szans dopytać o te tematy nikogo, a ewentualną wiedzę czerpie od rówieśników i z internetu - komentuje badacz. I dodaje: - Dlatego warto byłoby mieć profesjonalne lekcje z edukacji seksualnej, rozbudowane o możliwość zadawania pytań po zajęciach. Ta ankieta jest przykładem pytań, które mogą być dla młodych ludzi ważne, ale zazwyczaj nie mają szans z nikim ich omówić albo robią to za późno. Ci badacze tak naprawdę znaleźli świetne pytania do dyskusji, ale ta dyskusja w polskiej szkole się nie odbędzie - podsumowuje.
Gdy o zawarte w ankiecie zagadnienia dotyczące seksualności pytamy Agatę Stolę, ta zauważa z kolei: - Jedyne dobre pytanie i adekwatne do grupy wiekowej to pytanie o masturbację, choć wynik pewnie ministrowi Czarnkowi mógłby się nie spodobać. Pozostałe pytania? Szczerze mówiąc, nawet mi, jako seksuolożce, trudno byłoby na nie odpowiedzieć. Nie rozumiem, co autorzy mieli na myśli w kwestii na przykład "manifestowania orientacji w sferze publicznej". Co to znaczy? Nikt nie wyjaśnia. A 13- i 14-latki mają rozumieć, tak? I pewnie najlepiej zaznaczyć, że im przeszkadza i jest niedopuszczalna. Chciałabym też wiedzieć, co się kryje pod hasłem "podejmowanie zachowań seksualnych w miejscach publicznych". Zupełnie jakby ktoś tu popuścił wodzę fantazji - dodaje.
Dr Iga Kazimierczyk, pedagożka z Uniwersytetu Warszawskiego i szefowa fundacji Przestrzeń w Edukacji jest zdziwiona, że takie badanie skierowano do nastolatków – nie tylko w związku z pytaniami o seks. - Przyjętym w nauce standardem jest sprawdzenie badań pod kątem etycznym - mówi. – Badania prowadzone z dziećmi powinno zostać poddane kontroli przez uniwersytecką komisję etyczną, która sprawdza, czy dobro badanych osób nie zostanie naruszone. Następuje pewnego rodzaju szacowanie ryzyka, czy naukowa korzyść jaką osiągniemy, nie będzie osiągnięta z naruszeniem czyjegoś poczucia komfortu czy - w tym wypadku - bezpieczeństwa. Powinno sprawdzić się także, czy badania nie będą wzbudzały - szczególnie u dzieci i młodzieży - poczucia winy, lęku, obsesyjnych myśli, czy nie zintensyfikują jakichkolwiek nieprzyjemnych przeżyć, czy traumy. Dlatego robienie badań wśród dzieci jest bardzo trudne - podkreśla.
Dziecko musi mieć możliwość wyrażenia świadomej zgody na badania i jej wycofania – w każdym momencie.
Jej zdaniem badanie w tym kształcie nie przeszłoby przez komisję na UW. – Wątpliwości budą też tematy zdrowia psychicznego czy przemocy domowej. Uczniom pytania na ten temat są w tej ankiecie zadawane znienacka, a bez odpowiedniego omówienia i przygotowania, mogą pogłębiać traumy – uważa. W pierwszej wersji ankiety były np. pytania o samookaleczenia.
Podobnego zdania jest pedagożka i socjolożka z Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu – dr hab. Iwona Chmura-Rutkowska. - Widzę tu wiele naruszeń wymagań etycznych i dobrych praktyk w badaniach z dziećmi prowadzonych w obszarze nauk społecznych i badań interdyscyplinarnych - komentuje. Przykłady? Autorzy nie zadbali o podstawę, czyli weryfikowanie zgody rodziców na udział nieletniego w badaniu - ankieta była otwarta dla wszystkich na stronie internetowej.
- Projektując badania dla dzieci bierze się pod uwagę, inny niż w przypadku dorosłych zasób doświadczeń, inne możliwości poznawczo-emocjonalne, inny poziom rozumienia zjawisk oraz umiejętności komunikowania swoich stanów i przekonań - podkreśla Chmura-Rutkowska. - Tematy, metody i język muszą być adekwatne do kategorii wiekowej, co autorzy i autorki tej ankiety zdają się ignorować, pytając o zachowania, przekonania, pojęcia potencjalnie niezrozumiałe i/lub wieloznaczne. Ciekawi mnie, w jaki sposób autorzy i autorki ankiety sami definiują oraz jak sprawdzili rozumienie przez nastolatków szeregu określeń pojawiających się w badaniu, takich jak: "zachowania seksualne", "przygodny seks", "manifestowanie orientacji seksualnej", "wyzywający ubiór", "zabiegi in vitro" - zastanawia się badaczka.
Dlaczego to ważne? Bo jak mówi: "dane są bezwartościowe, jeśli nie wiemy jakie znaczenia osoby badane przypisują danym pojęciom i czy zjawiska, których dotyczą pytania mieszczą się w zakresie rozumienia respondentów".
Wiele kłopotliwych pytań
Prof. Chmura-Rutkowska zgłasza też wątpliwości co do pytań o aborcję. Jej zdaniem problemem przy pytaniu o nią 13- i 14-letnich dzieci jest wczesny etap rozwoju psychoseksualnego, niewielką wiedzę na ten temat, brak adekwatnej edukacji seksualnej w Polsce, a także tabuizowanie oraz stygmatyzowanie i upolitycznianie tematu przerywania ciąży.
Jej zdaniem poza wieloznacznością pojęć w ankiecie jest też wiele błędów o poważnych konsekwencjach dla wyników, np. brak możliwości pominięcia jakiegoś, uznawanego za trudne, drażliwe albo bardzo intymne pytania lub zaznaczenia "nie chcę odpowiadać na to pytanie".
Np. w pytaniu "Czy w ramach lekcji religii powinno się przede wszystkim" - brakuje opcji - nie chcę, by jakiekolwiek treści związane z religią były nauczane w szkole.
- Do tego niektóre pytania mają ukrytą tezę, np. "Czy Twoim zdaniem osoby homoseksualne mogą pełnić wszystkie funkcje i stanowiska publiczne?". Skoro autorzy chcieli dowiedzieć się, czy dla młodych ludzi orientacja seksualna ma znaczenie w sferze zawodowej – powinni zapytać również o to, czy osoby hetero mogą pełnić wszystkie funkcje i stanowiska publiczne.
Chmura-Rutkowska zauważa też: - Autorzy badań nie dają szansy prawnym opiekunom zweryfikowania przed wypełnieniem przez dziecko zawartości tematycznej kwestionariusza oraz przemyślenia gotowości nastolatka do refleksji i wypowiedzi na zaproponowane tematy. W badaniu nie wzięto pod uwagę ewentualnych negatywnych konsekwencji zapraszania dzieci do dzielenia się ukrywanymi doświadczeniami. Choć zachęca się dzieci i młodzież do relacjonowania krzywdzących i ryzykownych zachowań, np. autoagresji, uzależnień, przemocy, to nie proponuje się ani w kwestionariuszu, ani na stronie miejsc i adresów, w których można uzyskać pomoc w przypadku bycia ofiarą naruszeń, przeżywania kryzysu, pogorszenia się samopoczucia, czy chęci poszukania pomocy lub konsultacji. Gdy badania są realizowane przez profesjonalistów i przy zgodzie opiekunów, odpowiedzialność za wsparcie biorą właśnie dorośli, którzy mają szanse podjąć decyzję, szacując ewentualne ryzyka - podkreśla.
I po co to wszystko?
Pedagożka przypomina, że odpowiedzialność etyczna badaczy rozciąga się na wszystkie etapy, także na jego efekt, rekomendacje, komunikację na temat wyników oraz sposób ich wykorzystania. - Kluczowe jest bezpieczeństwo i odpowiedzialność za osoby badane oraz grupę, do której należą - mówi Chmura-Rutkowska. - Liczy się uczciwe i adekwatne przedstawienie punktu widzenia uczestników oraz przeciwstawianie się wykorzystywaniu danych do realizacji interesów i celów (politycznych, biznesowych), które są sprzeczne z dobrem dziecka.
Chmura-Rutkowska zastanawia się, w jakim celu będą wykorzystane zebrane dane na temat nastawień nastolatków wobec aborcji, in vitro, seksu pozamałżeńskiego, nieheteronormatywności, migracji i uchodźctwa czy religii w szkołach. I komentuje: - Już sam dobór i "miks" problemów, których dotyczy ankieta, wydaje się nie tylko chaotyczny, ale też mocno podlany ideologicznym i politycznym sosem. Autorzy nie prezentują ramy teoretycznej swoich badań, np. odniesienia do zadań i kryzysów rozwojowych na poszczególnych etapach życia lub mapy najważniejszych wyzwań współczesnego świata, stąd podejrzenie, że zestaw tematów jest zlepkiem "potrzebnych" komuś do realizacji niejawnych celów kategorii informacji.
Moi rozmówcy zgodnie podkreślają, że to nie pierwszy raz, gdy opłacone przez MEiN badania budzą wątpliwości etyczne i metodologiczne. Podobnie było w ubiegłym roku, gdy w czasie badania skutków pandemii badacze z UKSW pytali 10-latki o ich kontakt z używkami.
Posłanka Lewicy Agnieszka Dziemianowicz-Bąk, która przez lata pracowała w IBE i ma doktorat z pedagogiki, mówiła wówczas: - Przy takiej konstrukcji pytań wnioski z badania tak czy inaczej będą przedstawiane jako potencjalnie niekorzystne dla nauczycieli. Nie dziwi mnie ich podejrzliwość. Minister Czarnek nie dał im żadnego powodu do zaufania i mnóstwo powodów do tego, by z ufnością wobec ministerstwa uważać.
Autorka/Autor: Justyna Suchecka
Źródło: tvn24.plt
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock