Więźniowie polityczni na Białorusi są poniżani moralnie, niszczeni fizycznie i fakt, że ludzie tam głodują czy próbują popełnić samobójstwo świadczy, że warunki są tam nie do zniesienia – powiedziała białoruska opozycjonistka Swiatłana Cichanouska po odebraniu Nagrody Jana Nowaka-Jeziorańskiego. Nagrody otrzymały także Tatiana Khomich, siostra zatrzymanej Maryi Kalesnikawej oraz Wołha Kawalkowa.
Do grona laureatów Nagrody Jana Nowaka-Jeziorańskiego dołączyły Swiatłana Cichanouska, Maryja Kalesnikawa i Wołha Kawalkowa. Białoruskie opozycjonistki zostały wyróżnione podczas uroczystej gali w ogrodach Ossolineum we Wrocławiu. W imieniu Kalesnikawej nagrodę odebrała siostra – Tatiana Khomich.
Po otrzymaniu wyróżnienia opozycjonistki w rozmowie z prowadzącym galę Piotrem Kraśką opowiadały o sytuacji na Białorusi i represjach, które spotykają walczących o wolność obywateli tego kraju.
"Niewinna osoba marnuje lata swojego życia, swoje zdrowie, tylko dlatego, że dyktator chciałby utrzymać władzę"
Swiatłana Cichanouska mówiła o swoim mężu, Siarhieju, który "od roku jest w więzieniu". - Niewinna osoba marnuje lata swojego życia, swoje zdrowie, tylko dlatego, że dyktator chciałby utrzymać władzę – powiedziała. Cichanouska dodała, że "w białoruskich więzieniach jest bardzo ciężko". - Ludzie są poniżani moralnie, niszczeni fizycznie i fakt, że ludzie tam głodując czy próbują popełnić samobójstwo świadczy, że warunki są tam nie do zniesienia – wskazywała.
- Teraz musimy myśleć o tym, jak uwolnić te osoby, ponieważ teraz tysiące przebywają w więzieniach, a ponad 500 (osób – red.) z nich to więźniowie polityczni – dodała.
Liderka białoruskiej opozycji zwracała uwagę, że jej mąż "siedzi od ośmiu miesięcy sam w celi i nie może komunikować się z nikim oprócz adwokata". - W białoruskich więzieniach bliscy nie mogą odwiedzać swoich krewnych, nie mogą rozmawiać z nimi przez telefon, więc oni są całkowicie odizolowani – dodała.
Zdaniem Cichanouskiej Łukaszenkę może zmusić do uwolnienia więźniów politycznych tylko presja. - Presja w kraju, a także presja państw demokratycznych – stwierdziła. Jak dodała, najbardziej skutecznym jej sposobem są sankcje. - Tylko kiedy reżim Łukaszenki zostanie pozbawiony wsparcia materialnego, gdy nie będzie miał czym płacić funkcjonariuszom OMON-u i KGB, tym, którzy torturują w więzieniach naszych bliskich, wtedy być może zastanowi się nad tym, że nie ma się gdzie podziać i odpowie na nasze wezwania do dialogu. Bo tylko poprzez dialog ze społeczeństwem obywatelskim będzie można omówić sposób transformacji Białorusi – tłumaczyła opozycjonistka.
"Ludzie są już na granicy"
Tatiana Khomich, siostra zatrzymanej Maryi Kalesnikawej, mówiła, że "już prawie od dziewięciu miesięcy Masza znajduje się w więzieniu". - Zatrzymano ją 8 września, bardzo często ma problem z wysyłaniem i odbieraniem listów – poinformowała.
Jak mówiła, adwokaci są jedynymi osobami, z którymi mogą komunikować się więźniowie. Zaznaczyła jednak, że każdy, kto chce wesprzeć jej siostrę, w tym prawnicy, jest szykanowany – dwóch jej adwokatów trafiło do aresztu, dwóch innych pozbawiono licencji.
Według Khomich Maryja jest oskarżona o to, że nawoływała do naruszenia bezpieczeństwa narodowego. - Masza jest bardzo mocną osobą. Robi wszystko, co może w tej sytuacji, trzyma sie na duchu – powiedziała Białorusinka.
Zwróciła się do rodziców Ramana Pratasiewicza: - Bardzo proszę, trzymajcie się, wiem, przez co przeszliście, doskonale to rozumiem. Po prostu się trzymajcie. Najważniejsze dla nich jest wsparcie z zewnątrz. Jeśli z wami będzie wszystko w porządku, im będzie łatwiej.
Mówiąc o sytuacji więźniów politycznych na Białorusi, Khomich przyznała, że problemy są ogromne. Ludzie nie otrzymują na czas pomocy medycznej, nie dostają leków, nie przeprowadza się im testów na koronawirusa, nie otrzymują listów, prawie nikt z nich nie widuje się z bliskimi – wymieniała. - Ludzie są już na granicy. Są przypadki samobójstw, głodówek, bo więźniowie polityczni chcą, by ich głos w jakikolwiek sposób został usłyszany – tłumaczyła. Jak dodała, "teraz bardzo ważne jest, by temat Białorusi, tych męczarni, tego gwałtu, którego doznają Białorusini, był stale poruszany w Europie i na całym świecie, szczególnie w krajach, które z nami sąsiadują".
"Nasza walka trwa doputy, dopóki te wszystkie osoby nie wyjdą na wolność"
- Kiedy otrzymujemy listy czy wiadomości od ludzi znajdujących się w więzieniu, jest to duże wsparcie dla całego naszego kraju – mówiła Wołha Kawalkowa. - Dla nich walczymy – podkreśliła.
W ocenie opozycjonistki represje stosowane przez reżim Łukaszenki przypominają czasy stalinowskie.
Kawalkowa, która sama przez dwa tygodnie była w białoruskim więzieniu, opowiedziała o panujących tam warunkach. - Nie wyłączają ci światła, więc nie możesz zasnąć, nie wpuszczają do twojej celi innych ludzi, żebyś nie wiedział, co się dzieje na świecie i w twoim kraju, mogą nie dawać ci jedzenia, w celach czteroosobowych upycha się po 16-20 osób w okropnych warunkach – mówiła.
I dodała: - Nasza walka trwa doputy, dopóki te wszystkie osoby nie wyjdą na wolność.
Źródło: TVN24