- Nie było na pokładzie samolotu żadnych tajnych dokumentów ani nośników, na których byłaby zawarta wiedza dotycząca bezpieczeństwa państwa - powiedział w "Kawie na ławę" TVN24 Paweł Graś. Rzecznik rządu zapewnił, że cały sprzęt elektroniczny ofiar katastrofy w Smoleńsku zabezpieczyli rosyjscy i polscy prokuratorzy wraz z przedstawicielami ABW i SKW. Po identyfikacji został on natychmiast przekazany do Polski.
Graś podkreślił, iż w kilka godzin po katastrofie 10 kwietnia na miejscu zdarzenia znaleźli się polscy prokuratorzy, eksperci od badania wypadków lotniczych oraz przedstawiciele Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego i Służby Kontrwywiadu Wojskowego.
- Funkcjonariusze byli, żeby od pierwszych godzin zabezpieczać te rzeczy, które mogą mieć istotny wpływ ze względów bezpieczeństwa państwa oraz mieć wpływ na określenie przyczyn tragedii - powiedział.
Funkcjonariusze byli, żeby od pierwszych godzin zabezpieczać te rzeczy, które mogą mieć istotny wpływ ze względów bezpieczeństwa państwa oraz mieć wpływ na określenie przyczyn tragedii (...) nie było na pokładzie samolotu żadnych tajnych dokumentów, ani nośników. Paweł Graś, rzecznik rządu
- Według badania bardzo szczegółowego i rzetelnego dokonanego przez SKW wraz z oficerami ochrony poszczególnych instytucji i rodzajów wojsk można z całą pewnością stwierdzić: nie było na pokładzie samolotu żadnych tajnych dokumentów, ani nośników na których byłaby zawarta wiedza dotycząca bezpieczeństwa państwa - podkreślił.
Nie było odmowy ze strony rosyjskiej
Rzecznik rządu przypomniał, iż sprawę katastrofy bada polska prokuratura wojskowa. - Według informacji na dzisiaj nie mieliśmy do tej pory przypadku odmowy ze strony rosyjskiej dopuszczenia do jakieś czynności procesowej bądź przekazania jakiś materiałów - mówił Graś.
Zaznaczył, że oddzielne śledztwo prowadzi prokuratura rosyjska. - Tam również, przy prokuraturze rosyjskiej działają polscy prokuratorzy, którzy współdziałają w gromadzeniu materiału dowodowego - mówił.
Katastrofę badają także komisje działające niezależnie od pracy prokuratorów. Przy komisji rosyjskiej akredytowany jest polski obserwator Edmund Klich.
- Ma on na mocy konwencji chicagowskiej prawo dostępu do wszystkich czynności wykonywanych przez tę komisję - zaznaczył Graś. Działa także polska komisja, na czele której od środy stoi szef MSWiA Jerzy Miller.
Rozdzielone kompetencje
Polska komisja powstała natychmiast po katastrofie i na jej czele najpierw stanął Edmund Klich ale - jak wyjaśnił Graś - po kilkunastu dniach, gdy zobaczył jak trudno będzie mu pogodzić tą rolę z rolą akredytowanego przy rosyjskiej komisji "poprosił by z funkcji przewodniczącego polskiej komisji go zwolnić".
Wcześniej w mediach Edmund Klich mówił, że w czasie prac eksperckich, mających na celu zbadanie przyczyn katastrofy samolotu TU-154M pod Smoleńskiem, nie mógł liczyć na pomoc ze strony polskich władz, był zmuszany przez szefa MON do współpracy z polskimi prokuratorami, a strona polska pozostaje w stosunkach z Rosją w "kategorii petenta".
- Pan (Edmund) Klich w rozmowie ze mną prostował przekaz jaki pojawił się w TVN24 i tłumaczył to brakiem możliwości autoryzacji, ale także swoim stanem emocjonalnym - mówił w środę premier Donald Tusk. Podkreślił, że Edmund Klich pracował w "skrajnych warunkach" w Moskwie, a także, że "mieliśmy do czynienia z pewnym napięciem między Edmundem Klichem a wojskowymi, którzy pracują w komisji".
Rosja ma dobrą wolę
W czwartek w Sejmie Tusk powiedział, że obecnie nie jest jeszcze możliwe wyjaśnienie przyczyn katastrofy samolotu pod Smoleńskiem. Zaznaczył też, że do tej pory nie zdarzyło się nic, co mogłoby zakwestionować dobrą wolę strony rosyjskiej i jej gotowość do współpracy w wyjaśnianiu przyczyn tragedii.
Miller podkreślił zaś w czwartek, że prace komisji, którą kieruje, będą wielomiesięczne.
Samolot Tu-154 wiozący delegację na uroczystości zbrodni katyńskiej rozbił się 10 kwietnia w Smoleńsku przy próbie lądowania. W katastrofie zginęło 96 osób - wśród nich prezydent Lech Kaczyński z małżonką, parlamentarzyści, najwyżsi dowódcy wojska, duchowni i przedstawiciele rodzin polskich obywateli pomordowanych przed 70 laty w Katyniu.
Źródło: TVN24, PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24