Czarny dym, zerowa widoczność i dwie osoby uwięzione w płonącym budynku. Nie miały żadnych szans. Stężenie tlenku węgla było tak wysokie, że zabiło kobiety w ciągu kilku minut - mówią strażacy. O tragicznym pożarze w Giżycku jako pierwsi poinformowali nas internauci, pisząc na Kontakt TVN24.
Pożar wybuchł w środę popołudniu w jednym z giżyckich hipermarketów. - Ratownicy zjawili się na miejscu już dwie minuty po otrzymaniu zgłoszenia - relacjonuje bryg. Krzysztof Kroszkiewicz ze straży pożarnej w Giżycku.
- Czarny dym, zerowa widoczność, bardzo silne zadymienie - te czynniki bardzo utrudniały pracę strażakom. Po omacku, centymetr po centymetrze przeczesywali cały dom handlowy - opowiada strażak.
Zamknęły się w sklepie
Uwięzione w płonącym budynku kobiety dwa razy dzwoniły do ratowników i informowały ich, gdzie się znajdują. - Mówiły, że już długo nie wytrzymają, że potrzebują pomocy. Miały być w sklepie z otwartymi drzwiami - opowiada Kroszkiwicz.
Niestety, telefoniczne opisy nie były precyzyjne. - Strażacy przeszukiwali dokładnie każdy lokal. Okazało się, że kobiety schroniły się na zapleczu, ale prawdopodobnie zamknęły odruchowo drzwi na klucz. To były główne drzwi od strony holu. Dlatego strażacy nie mogli tak długo odnaleźć kobiet - mówił na antenie TVN24 rzecznik straży pożarnej Paweł Frątczak. Dodatkowo ratowników zmyliły manekiny w jednym ze sklepów. - W dymie kukły wyglądały jak ludzie, strażacy musieli to sprawdzić - tłumaczy Frątczak.
Zabójczy czad
Po mniej więcej 1,5 godziny kobiety udało się odnaleźć. Ale reanimacja nie przyniosła rezultatu. Przyczyną ich śmierci było zatrucie czadem. - Stężenie tlenku węgla było tam mierzone już w procentach. To są dawki śmiertelne, które zabijają w przeciągu kilku minut - mówi strażak Krzysztof Kroszkiewicz.
Zawiniła instalacja?
Nieoficjalnie mówi się, że przyczyną pożaru mogło być zwarcie instalacji elektrycznej w sklepie. Nasi internauci donosili, że od kilku miesięcy w sklepie bez powodu włączały się różne alarmy. (CZYTAJ RELACJE ŚWIADKÓW POŻARU) Jednak rzecznik Straży Pożarnej nie potwierdza tych spekulacji.
- Obiekt był modernizowany pod koniec 2004. Wtedy pojawiły się zastrzeżenia, że nie ma tam stałej instalacji sygnalizacji pożarów. Były także problemy z oświetleniem ewakuacyjnym - opowiada Frątczak i wyjaśnia: - Wydano stosowne zalecenia i instalacja została założona. Frątczak podkreśla, że sygnał z tej właśnie instalacji powiadomił strażaków o środowym pożarze. Sprawdziła się też instalacja służąca do oddymiania klatek schodowych: - Te urządzenia zadziałały prawidłowo i umożliwiły przeprowadzenie ewakuacji - podkreśla Frątczak.
Zablokowana droga ucieczki?
- Pożar wybuchł na poziomie -1, w sklepie Część sprzętu zablokowała drogę ewakuacyjną - relacjonuje Frątczak i dodaje: - W magazynie prawdopodobnie składowano za dużo sprzętu. Sprawdzamy, czy przechowywano te produkty zgodnie z przepisami.
Tragiczny bilans
Do dramatu doszło w środę koło 16:00. Zadymiony został cały dwukondygnacyjny dom handlowy. Zginęły dwie kobiety, a 11 osób z objawami zaczadzenia trafiło do szpitala.
Prokuratura Rejonowa w Giżycku wszczęła już śledztwo. - Jeżeli śledztwo będzie tego wymagało, sprawdzimy także prawidłowość prowadzonej akcji ratowniczej. Na razie jest zbyt wcześnie, by mówić czy kobiety można było uratować - powiedziała prokurator Helena Koniuszaniec.
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24 / Bryg. Krzysztof Kroszewicz