Sąd przez pół roku nie zdążył rozpatrzyć wniosku o izolację seryjnego gwałciciela dzieci i mordercy 5-miesięcznego niemowlęcia. Zbrodniarz jest już na wolności - ustalił portal tvn24.pl.
Ostatnie lata z 25-letniego wyroku Henryk Z. spędził na oddziale dla więźniów "stwarzających poważne zagrożenie społeczne" Zakładu Karnego w Sztumie.
- Mimo wniosku o objęcie go ustawą o szczególnie niebezpiecznych przestępcach wyszedł na wolność 17 stycznia - taką informację przekazał nam zbulwersowany informator.
Ustawa ta została przyjęta przez Sejm pod koniec 2013 roku. Pozwala ona izolować sprawców najcięższych przestępstw w ośrodkach zamkniętych już po odbyciu przez nich kary więzienia. To, że Henryk Z. znalazł się na wolności potwierdziliśmy oficjalnie w dwóch źródłach: u rzecznik prasowej więzienia w Sztumie i w Sądzie Okręgowym w Gdańsku.
Jak to było jednak możliwe, skoro od ponad roku funkcjonuje ustawa o postępowaniu wobec osób z zaburzeniami psychicznymi stwarzającymi zagrożenie życia, zdrowia lub wolności seksualnej innych osób? - Dyrektor złożył wniosek (o izolację Z. - red.) w dniu 18 lipca 2014 roku. W myśl tej ustawy właściwym do rozstrzygnięcia tej sprawy jest Sąd Okręgowy w Gdańsku Wydział XV cywilny - odpowiedziała nam Małgorzata Sarnowska, oficer prasowa więzienia w Sztumie.
Mimo że minęło pół roku, sędziowie nie zdołali rozpatrzyć wniosku. Dlaczego? - Akta sprawy są u biegłego, który sporządza opinię. Jest on ponaglany o zwrot akt z opinią - wyjaśnia rzecznik gdańskiego sądu Tomasz Adamski. Przekonuje, że sędziowie regularnie sygnalizują, iż w kraju zbyt mało jest biegłych, którzy "podejmują się opiniowania osób, które mają być uznane (bądź nie) za niebezpieczne".
"Winien być izolowany od społeczeństwa"
Nie ma szans, aby jakakolwiek metoda lecznicza, wychowawcza mogła zmienić zboczony popęd lub na stale go stępić. Z diagnozy jednoznacznie wynika, że będzie wracał do tych sposobów zaspokajania popędu, dlatego winien być izolowany od społeczeństwa. opinia biegłych ws. Henryka Z.
W efekcie Henryk Z. opuścił mury sztumskiego więzienia przed dziesięcioma dniami. Co się z nim teraz dzieje? - Wiemy, że taka osoba znalazła się na wolności. O tym, w jaki sposób działamy, nie mogę jednak mówić. Dokładamy starań, aby z jednej strony zapewnić bezpieczeństwo społeczeństwu, a z drugiej strony samemu byłemu więźniowi, by nie padł ofiarą zemsty - mówi tvn24.pl inspektor Mariusz Sokołowski, rzecznik komendanta głównego policji.
Inny z oficerów policji: - To nie jest rozwiązanie systemowe. Po to ustawa została uchwalona, by ją stosować w tych wyjątkowych przypadkach osób groźnych dla całego społeczeństwa.
Jak ustaliliśmy, podczas licznych pobytów w więzieniu Henryk Z. był wielokrotnie badany przez biegłych psychiatrów i seksuologów. Jedna z opinii kończy się taką konkluzją: "Nie ma szans, aby jakakolwiek metoda lecznicza, wychowawcza mogła zmienić zboczony popęd lub na stale go stępić. Z diagnozy jednoznacznie wynika, że będzie wracał do tych sposobów zaspokajania popędu, dlatego winien być izolowany od społeczeństwa".
Seryjny gwałciciel
Dotarliśmy do kryminalnej kartoteki Henryka Z. Pierwszy raz zgwałcił, będąc w ósmej klasie szkoły podstawowej. Jego ofiarą był 10-latek. Z. trafił za to do schroniska dla nieletnich.
W 1975 roku został skazany na pięć lat więzienia za zgwałcenie 10-letniej dziewczynki. Wolność odzyskał po zaledwie dwóch latach odsiadki. Miesiąc później skrzywdził 15-letniego chłopca. W 1980 roku ponownie wyszedł na wolność. Milicjanci zatrzymali go podczas dokonywania gwałtu na 10-latku. Po trzech latach z więzienia trafił do szpitala psychiatrycznego, skąd uciekł. Tym razem jego ofiarą padł 8-letni chłopczyk. Henryk Z., złapany, wrócił do szpitala, skąd również udało mu się uciec.
W 1990 roku brutalnie zgwałcił 5-miesięczne niemowlę, które następnie zabił. Sąd orzekł karę 25 lat więzienia. Mężczyzna skończył ją odsiadywać 17 stycznia 2015 roku.
Policjanci od "niebezpiecznych"
Wiadomo, że komendant główny policji wydał instrukcję dotyczącą postępowania z "niebezpiecznymi", którzy znajdą się na wolności. Jej wykonania na bieżąco pilnuje jego zastępca gen. Mirosław Schossler, nadzorujący pion operacyjny policji. Na liście najgroźniejszych przestępców, którą stworzyli dyrektorzy zakładów karnych, są 43 nazwiska. Spośród nich sędziowie dotychczas rozpatrzyli zaledwie osiem wniosków o odizolowanie od społeczeństwa.
Specjalną ustawę posłowie uchwalili ponad rok temu, spodziewając się wyjścia na wolność Mariusza T. W 1988 roku T. zgwałcił a następnie zabił trzech chłopców, za co usłyszał wyrok śmierci. Nie wykonano go jednak. Na mocy amnestii został on zmieniony na karę 25 lat więzienia.
T. opuścił więzienie w lutym 2014 roku. I w tym przypadku musieli zadziałać policjanci, bo sąd nie zdążył rozpatrzyć wniosku o izolowanie mordercy. Nieoficjalnie wiadomo, że przekonany o grożącej mu zemście poprosił o ochronę. W policyjnych koszarach spędził niemal miesiąc. Przebywał tam do momentu, aż sąd podjął decyzję o umieszczeniu go w specjalnym ośrodku w Gostyninie, gdzie może pozostać w izolacji do końca życia.
Tymczasem ustawa budzi kontrowersje prawników. Jej przepisy zaskarżyła do Trybunału Konstytucyjnego Rzecznik Praw Obywatelskich. Sędziowie TK mają orzec, czy ważniejsza jest konstytucyjna wartość zapewnienia obywatelom bezpieczeństwa, czy też gwarancja wolności jednostki. Mają też odpowiedzieć na pytanie, czy dopuszczalne jest umieszczenia sprawcy przestępstwa w zakładzie zamkniętym po odbyciu przez niego kary pozbawienia wolności. Może być to traktowane jako ukaranie po raz drugi za ten sam czyn.
Autor: Robert Zieliński//rzw / Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: tvn24