- Informacja dotycząca tego, że tama się przelewa, została podana przez kierownika Wód Polskich do zarządzania kryzysowego w Kłodzku dzień wcześniej, zostali ewakuowani stamtąd pracownicy - mówił w piątek w programie "Tak jest" w TVN24 minister infrastruktury Dariusz Klimczak. - Czy musi pęknąć tama, żeby zrozumieć, że trzeba się ewakuować? - pytał, odnosząc się do skarg samorządowców, którzy twierdzą, że nie zostali ostrzeżeni na czas o zbliżającej się katastrofie.
Świdnicka prokuratura prowadzi postępowanie sprawdzające w sprawie przerwania zapory ziemnej suchego zbiornika w Stroniu Śląskim. Po tym, jak w niedzielę, 15 września, pękła tama - wielka woda spustoszyła miasto i kolejne położone obok miejscowości.
Burmistrz Stronia Śląskiego Dariusz Chromiec mówił, że "zabrakło komunikacji pomiędzy samorządem, Wodami Polskimi i sztabem zarządzania kryzysowego". W jego opinii tama nie była przygotowana na przyjęcie tak dużej ilości wody. - Wymagała modernizacji, przebudowy. Nie spełniała swojej roli. Okazało się, że kanały przelewowe nie pracowały - twierdzi Chromiec. O tym, że wał został przerwany, jak mówi, nie został zaalarmowany. - Nie miałem takiej informacji - powiedział.
"Kiedy się tama przerywa, to na ewakuację jest za późno"
O sprawę tamy pytany był w piątek w programie "Tak jest" w TVN24 minister infrastruktury Dariusz Klimczak. - Informacja dotycząca tego, że tama się przelewa, została podana przez kierownika Wód Polskich do zarządzania kryzysowego w Kłodzku dzień wcześniej - mówił minister. Jak dodał, "dzień wcześniej tama zaczęła się przelewać i zostali ewakuowani stamtąd pracownicy, a część ziemna tamy uległa uszkodzeniu na drugi dzień po godzinie 10".
- Wody Polskie twierdzą, że kiedy się tama przerywa, to na ewakuację jest za późno, a informacja o konieczności ewakuacji była przedstawiona dzień wcześniej - powiedział Klimczak.
"Wszystkie kwestie muszą być wyjaśnione"
Prezes Gospodarstwa Wodnego Wody Polskie Joanna Kopczyńska przyznała, że w firmie nie ma alternatywnej łączności radiowej i satelitarnej. - Nikt po prostu jej nie kupił, nikt o to nie zadbał - powiedziała w czwartek na spotkaniu prasowym. Przekazała także, że władze Stronia Śląskiego zostały poinformowane o możliwości przerwania zapory już w sobotę, 14 września o godzinie 22.52.
- A czy obowiązek zakupu alternatywnej od ustawowej łączności jest obligatoryjny? - pytał Klimczak, komentując wypowiedź Kopczyńskiej.
Dodał, że "wszystkie kwestie muszą być wyjaśnione". - Tam już pracuje prokuratura, jak doszło do tego. Natomiast kwestie operacyjne, procedur mówią jasno, i to jest określone w zarządzaniu kryzysowym, w ustawie o gospodarowaniu wodami, w jaki sposób Wody (Polskie) funkcjonują. Urzędnicy, którzy operują tego typu zbiornikami, oni dzień wcześniej ostrzegali, że tama się przelewa i jest konieczność ewakuacji - mówił Klimczak.
Minister zaznaczył, że nie chce nikogo obarczać odpowiedzialnością. - Te sprawy wyjaśni prokuratura. Ci ludzie, którzy pracowali na tamie, są zobowiązani określonymi instrukcjami oraz procedurami. Natomiast uważam, że takie obarczanie przez samorządowców pracowników Wód Polskich, że nie ostrzegli ich, ponieważ nastąpiło zerwanie łączności. Z informacji, które do mnie dotarły z Wód Polskich, wynika, że zerwanie łączności nastąpiło między 7 a 8 rano. Po 10 przerwało tamę - przypomniał Klimczak. Dodał, że ostatni komunikat od Wód Polskich pojawił się o godzinie 7 rano.
Zaznaczył przy tym, że "to nie Wody Polskie zarządzają kryzysowo daną gminą, tylko przekazują informację, co się dzieje na zbiorniku".
"To pokazuje, z jak ogromnym kataklizmem mieliśmy do czynienia"
Klimczak zwrócił uwagę, że "przepustowość tej tamy według obliczeń i konstrukcji to jest około 80 metrów sześciennych na sekundę". - Wodowskaz w Lądku-Zdroju pokazał w tym momencie ponad 320 metrów sześciennych na sekundę. To pokazuje, z jak ogromnym kataklizmem mieliśmy do czynienia. Tym bardziej że ci pracownicy po przelaniu zbiornika dzień wcześniej byli stamtąd ewakuowani. Czy ktoś, kto zarządza kryzysową miejscowością, nie zauważył, że jeżeli ludzie zostali stamtąd ewakuowani i kierownik nadzoru wodnego w Kłodzku informuje zarządzanie kryzysowe, że jest konieczność ewakuacji, czy trzeba czegoś więcej, czy musi pęknąć tama, żeby zrozumieć, że trzeba się ewakuować? - zastanawiał się Klimczak.
Zapewnił, że "absolutnie nikogo nie oskarża". - Natomiast apeluję także do samorządowców, kilku się na ten temat wypowiada, nie chodzi tylko o Stronie, chodzi także o kilka innych miejscowości, ci którzy próbują z Wód Polskich, z ich pracowników zrobić kozła ofiarnego. Pamiętajmy, że to także ich domy zalewało, bo ci ludzie tam po prostu mieszkają - stwierdził Klimczak. - I kiedy informowali nadzór wodny w Kłodzku, że tama się przelewa i że jest konieczność ewakuacji, to chyba wiedzieli, o czym mówią. Natomiast dalej, jakie decyzje podejmowało zarządzanie kryzysowe i szefowie samorządów? To myślę, że jest kwestia do wyjaśnienia. Tak żebyśmy więcej nie mieli powtórki z tego typu decyzji - dodał minister.
Pytany, czy w całym systemie Wody Polskie to było najsłabsze ogniwo, odparł, że w jego opinii nie. - Generalnie ta powódź się jeszcze nie zakończyła. Pamiętajmy, że niedziela, poniedziałek ta fala dotrze do Szczecina. Przecież tam także mamy tereny zagrożone. I wtedy będzie można całkowicie podsumować tę powódź. Na ocenę funkcjonowania zarządzania kryzysowego, samorządowców, wojewodów czy rządu kompleksowo przyjść musi czas. I w tej ocenie na pewno trzeba ująć Wody Polskie - ocenił Klimczak.
Klimczak: Wody Polskie należy reformować, a nie likwidować
Szef resortu infrastruktury przyznał, że Gospodarstwo Wodne Wody Polskie - instytucja stworzona przez PiS - wymaga głębokiej restrukturyzacji. Przypomniał, że instytucja ta zcentralizowała zarządzanie gospodarką wodną w Polsce. - Melioracja, irygacja, ustalanie cen wody i gospodarowanie zbiornikami wodnymi, to zdecydowanie za dużo. Część tych funkcji może wrócić do samorządów - powiedział.
Dodał, że wstępny projekt reformy Wód Polskich zaproponowano wiosną, ale - jak powiedział - "podniosło się larum, że zwiększenie kompetencji samorządów będzie wiązało się drastycznymi podwyżkami cen wody". - A nikt tego nie miał na myśli - zapewnił.
Klimczak powiedział też, że Polska jest na finiszu uruchomienia dużego projektu ze środków Banku Światowego o wartości 1,5 mld euro.
Gospodarstwo Wodne Wody Polskie utworzono 1 stycznia 2018 roku na bazie państwowych jednostek budżetowych, tj. Krajowego Zasobu Gospodarki Wodnej oraz pracowników starostw powiatowych. Bezpośrednim powodem przeprowadzenia reformy gospodarki wodnej była konieczność realizacji postanowień unijnej Ramowej Dyrektywy Wodnej. Jej przeprowadzenie było warunkiem korzystania przez Polskę ze środków z programów operacyjnych Unii Europejskiej na lata 2014–2020.
Źródło: TVN24, PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24