Grupa migrantów od ponad 20 dni koczuje na polsko-białoruskiej granicy. - Gdybym był dzisiaj doradcą premiera, ministra, prezydenta, poradziłbym jednak pomóc tym biedakom, bo jestem człowiekiem i szarpią moje serce ludzkie uczucia. Ale z drugiej strony robiłbym wszystko, żeby nie doszło sytuacji, w której przez naszą granicę ktoś - wykorzystując metody hybrydowe - będzie starał się zdławić nasze państwo poprzez broń migracyjną - ocenił generał dywizji w stanie spoczynku Bogusław Pacek. - Dlaczego oni nie mogą się przenieść do punktu granicznego? Bo im Białoruś nie pozwala - mówił z kolei generał Mieczysław Bieniek, były zastępca dowódcy NATO ds. transformacji.
Na granicy polsko-białoruskiej od ponad 20 dni dni koczuje grupa migrantów. Przejście do Polski uniemożliwia im Straż Graniczna i wojsko. Teren kilkaset metrów od tego miejsca, gdzie są media i wolontariusze organizacji pozarządowych, zabezpiecza dodatkowo policja. Według informacji Straży Granicznej w obozowisku jest 24 lub nieco więcej osób. Fundacja Ocalenie, której pracownicy i wolontariusze komunikują się z migrantami przez megafony, podaje, że w obozie są 32 osoby.
W "Kropce nad i" do sprawy odnieśli się: emerytowany generał Mieczysław Bieniek, były zastępca dowódcy NATO do spraw transformacji i generał dywizji w stanie spoczynku Bogusław Pacek, były rektor komendant Akademii Obrony Narodowej.
Generał Bieniek podkreślał, że "integralność terytorialna i granice państwowe muszą być strzeżone, ale oczywiście humanitaryzm po drugiej stronie jest też bardzo ważną sprawą".
- Pamiętajmy, że oni są po stronie białoruskiej. (…) Dlaczego oni nie mogą się przemieścić do punktu granicznego? Bo im Białoruś nie pozwala. Policja białoruska, KGB białoruskie nie pozwala im się przemieścić do punktu granicznego w Bobrownikach, czy innego, gdzie mogliby zostać zweryfikowani i ich wnioski mogłyby zostać przyjęte. Można by ich umieścić w ośrodkach dla cudzoziemców strzeżonych i ewentualnie te wnioski wówczas rozpatrzeć - mówił.
Dodał, że tego nie ma. Ocenił, że "migranci są wykorzystywani przez politykę - z jednej i z drugiej strony".
- Białorusi jest na rękę, żeby oskarżać Polskę o wywołanie konfliktu granicznego. To my jesteśmy przez Łukaszenkę oskarżani o wywołanie konfliktu granicznego. Pamietajmy o tym, że od 6 do 15 września odbędą się ćwiczenia Zapad-21, gdzie jednym ze scenariuszy jest właśnie eskalowanie konfliktu granicznego (…) To jest bardzo niebezpieczne dla bezpieczeństwa naszego kraju również - mówił.
Generał Pacek: trzeba mieć świadomość, że to jest element wojny hybrydowej Łukaszenki
Brak pomocy dla cudzoziemców generał Pacek nazwał "wielkim dramatem". Ale, dodał, "z drugiej strony trzeba mieć świadomość, że to jest element wojny hybrydowej Łukaszenki".
- To jest stan, w którym trzeba sobie wyobrazić sytuację, że na granicy stanie 100 tysięcy (migrantów - red). W związku z powyższym, co by nie zostało zrobione, sytuacja jest patowa - dodał.
- Gdybym był dzisiaj doradca premiera, ministra, prezydenta, poradziłbym jednak pomóc tym biedakom, bo jestem człowiekiem i szarpią moje serce ludzkie uczucia, ale z drugiej strony robiłbym wszystko, żeby nie doszło do takiej sytuacji, kiedy ze wschodu przez naszą granicę ktoś, wykorzystując metody hybrydowe, będzie starał się zdławić nasze państwo - ocenił.
Generał Bieniek: żołnierze zasłaniają swoje twarze, bo wstydzą się tego, co się tam dzieje
Generałowie pytani byli również, czy żołnierze mogą złamać rozkaz i przekazywać jedzenie i lekarstwa migrantom. Generał Pacek podkreślił, że "żołnierz może odmówić wykonania rozkazu tylko w jednym przypadku, wtedy kiedy rozkaz stanowi przestępstwo".
- Tutaj nie ma typowego przestępstwa. Tu są różne oceny tego działania, ale to nie żołnierze podejmują decyzje. Ostatnia rzecz w tej sytuacji, jaka jest na granicy, to winić żołnierzy za to, co się dzieje. Żołnierz musi wykonać rozkaz - podkreślił.
Dodał, że "za te działania i decyzje, niezależnie od tego, jak je oceniamy, odpowiedzialność ponoszą politycy, a nie żołnierze".
Generał Bieniek powiedział, że dowódcy wydają rozkazy, ale jak zaznaczył, "trzeba pamiętać, że mamy kontrolę polityczną nad siłami zbrojnymi".
- Niestety takie rozkazy przypłynęły od strony politycznej. Dla żołnierzy, a kilku z nich znam, bo wiem, z której oni są brygady, to jest również trudna decyzja, hańbiąca. Oni tak uważają prywatnie, ale nie mogą tego publicznie powiedzieć. Zasłaniają swoje twarze, swoje nazwiska, bo się wstydzą tego, co tam się dzieje - dodał.
- Złamanie rozkazu doprowadziłoby do chaosu - ocenił.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24