Mariusz Z. to pierwsza osoba w Polsce, której sąd nie zgodził się objąć ustawą o izolacji niebezpiecznych przestępców. Zdecydował o tym bez zasięgnięcia opinii biegłych i wbrew zdaniu więziennych psychologów. Z. od ponad dwóch miesięcy jest na wolności i nie ma nad nim kontroli. Teraz okazuje się, że jednak powinien zostać przebadany, a sąd pierwszej instancji popełnił błąd.
Mariusz Z., skazany w 1999 roku za zabójstwo matki, był jedną z pierwszych osób w Polsce, które miały zostać objęte nową ustawą o izolacji niebezpiecznych przestępców. Ale jeszcze w styczniu, tuż po wejściu ustawy w życie, Sąd Okręgowy w Gdańsku zdecydował, że Z. tymi przepisami objęty zostać nie może.
"Niekompetencja" sądu?
Nie potrzebował do tego nawet stanowiska biegłych, mimo że w opinii dołączonej do wniosku dyrekcji Aresztu Śledczego w Starogardzie Gdańskim, gdzie Z. kończył odsiadywanie wyroku 15 lat więzienia, psycholodzy pisali o silnych zaburzeniach osobowości skazanego, które ujawniał w trakcie odbywania kary i wskazywali na konieczność poddania go dalszej obserwacji psychiatrycznej.
Sędzia uznała, że to za mało i jednoosobowo - wbrew zapisom ustawy, która mówi, że skład sędziowski w sprawach dotyczących ewentualnej dalszej izolacji musi być trzyosobowy - zdecydowała, że w tym przypadku "nie przysługuje droga postępowania sądowego".
Dyrektor aresztu złożył zażalenie na tę decyzję, wytykając sędzi niekompetencję. Sąd drugiej instancji przyznał mu rację, uchylając zaskarżone postanowienie, "znosząc w całości wcześniejsze postępowanie przed Sądem Okręgowym" i przekazując tam sprawę do ponownego rozpatrzenia.
Gdzie jest Z.?
Sprawa ruszyła od nowa. Tyle że w międzyczasie Mariusz Z. zdążył opuścić więzienne mury i w świetle prawa stał się wolnym człowiekiem. Według nieoficjalnych informacji dzisiaj nie ma z nim kontaktu - nie wiadomo gdzie przebywa, ani co robi. - W przypadku tego osadzonego od początku mamy do czynienia z dużą ignorancją i opieszałością, a efekt jest taki, że tak naprawdę nie ma dzisiaj nad nim żadnej kontroli - mówi nam funkcjonariusz Służby Więziennej, znający szczegóły sprawy.
Brak kontroli i kontaktu jest istotny bo Z. powinien zostać teraz przebadany przez biegłych. Co ciekawe, o takiej konieczności zdecydowała ta sama sędzia, która wcześniej uznała, że jego przypadek w ogóle nie kwalifikuje się do objęcia go zapisami nowej ustawy. To ona w dalszym ciągu zajmuje się tą sprawą.
Dopiero w tym tygodniu do aresztu w Starogardzie wpłynęło też pismo, w którym gdański sąd zobowiązał dyrektora więzienia do przekazania kopii wszystkich dokumentów dotyczących przebiegu terapii Mariusza Z. Ale rzecznik Sądu Okręgowego w Gdańsku Tomasz Adamski uspokaja: - Postępowanie jest w toku, biegli mają miesiąc na wydanie opinii i myślę, że uda się im dotrzymać tego terminu. Dopiero wtedy wyznaczony zostanie termin właściwego posiedzenia przed sądem - tłumaczy sędzia w rozmowie z tvn24.pl.
Jeszcze jeden przypadek
Do tej pory z 28 wniosków dyrektorów zakładów karnych o uznanie skazanych za osoby stwarzające zagrożenie, sąd odrzucił tylko jeden (nie licząc sprawy Mariusza Z.). Chodzi o przypadek Jerzego P., który odsiadywał karę ośmiu lat więzienia za zabójstwo brata siekierą.
W tym przypadku psycholodzy więzienni, a później biegli podczas obserwacji w zakładzie zamkniętym, nie byli w stanie ocenić jednoznacznie, jak poważne jest zagrożenie, że po wyjściu na wolność P. może dopuścić się kolejnych ciężkich przestępstw. Postanowienie sądu w jego sprawie jest prawomocne, dyrektor zakładu karnego nie składał na nie zażalenia.
Autor: Łukasz Orłowski//gak / Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: sw.gov.pl