- Mateusz Rudyk to utytułowany kolarz torowy.
- Jest medalistą mistrzostw Europy i świata, marzy jeszcze o medalu olimpijskim. Ten chce zdobyć w Los Angeles, w roku 2028.
- Ma 30 lat, od 12. roku życia wie, że choruje na cukrzycę typu 1.
- 14 listopada obchodzimy Światowy Dzień Cukrzycy.
- WIĘCEJ SPORTU W EUROSPORT.TVN24.PL
Mówili, że rośnie, rozwija się, dlatego tyle je i pije. Tyle że on jadł i pił za dwóch, a energii nie przybywało. Było gorzej, dwunastoletni Mateusz słabł po kilku minutach biegu, choć jeszcze niedawno zachwycał wytrzymałością. Grał w piłkę nożną, ale marzyła mu się kariera kolarza.
Lekarze szukali przyczyny bezskutecznie, aż po paru miesiącach w przychodni w Jelczu-Laskowicach na Dolnym Śląsku ktoś wreszcie wpadł na pomysł, by przebadać chłopca glukometrem. Urządzenie do sprawdzenia poziomu cukru we krwi oszalało. Nie pokazało żadnej wartości. Błąd? Nie, po prostu diagnoza - poziom cukru we krwi przekroczył zakres przewidziany w mierniku. Mateusz dowiedział się, że choruje na cukrzycę typu 1.
"Cukrzyca to choroba metaboliczna. Z powodu nieprawidłowego działania trzustki i wydzielania insuliny następuje hiperglikemia, czyli podwyższone stężenie glukozy we krwi. Istnieją 4 typy cukrzycy, a najczęstszy z nich to typ 2" - za pacjent.gov.pl.
"Cukrzyca typu 1 jest spowodowana prawie całkowitym zniszczeniem przez przeciwciała komórek ß trzustki, produkujących insulinę. Efektem jest całkowity brak insuliny. Cukrzyca typu 2 to najcięższy typ cukrzycy - dotyczy prawie 90 proc. diabetyków. U chorych dochodzi do zaburzenia zarówno działania, jak i wydzielania insuliny, przy czym dominującą rolę może odgrywać jedna lub druga nieprawidłowość. (...) U części chorych po pewnym czasie trwania choroby konieczna jest insulinoterapia. Wyróżnia się także cukrzycę ciążową, którą określa się jako wystąpienie zaburzeń tolerancji glukozy rozpoznane po raz pierwszy w okresie ciąży. Choroba zazwyczaj ustępuje po porodzie" - za mz.gov.pl. Do typu 4 zalicza się pozostałe rodzaje cukrzycy.
Cukrzyca nie jest chorobą zakaźną, ale wymienia się ją wśród najczęstszych chorób cywilizacyjnych. Według danych GUS w 2022 roku z usług publicznej służby zdrowia (recepty, wizyty, hospitalizacje) skorzystało 3,1 miliona chorych na cukrzycę. Resort zdrowia prognozuje, że w najbliższych 15-20 latach ta liczba się podwoi.
Mateusz złościł się, obwiniał świat, aż w końcu zacisnął zęby i postanowił udowodnić, że diabetyk też może być sportowcem oraz olimpijskim medalistą.
- Chcę pokazać, że z cukrzycą można coś osiągnąć, a dzieciom chorym na cukrzycę - że nie muszą myśleć, że to koniec z marzeniami - mówi Rudyk, dziś 30-letni kolarz torowy, utytułowany i z chrapką na zawojowanie najbliższych igrzysk.
Tomasz Wiśniowski: Powiedziałeś kiedyś, że cukrzyca jest dla ciebie przyjaciółką. Czyli rozumiecie się i tolerujecie?
Mateusz Rudyk: Tak, jesteśmy nierozłączną całością. Rozumiemy się i razem pokonujemy przeciwności losu.
W takiej przyjaźni też zdarzają się kłótnie? Bywa, że masz jej dość?
Niestety, i takie dni się zdarzają. Zdarza się, że mam jej dość i zadaję sobie pytanie: "dlaczego akurat ja, dlaczego to mnie spotkało?".
Ile lat minęło, zanim dotarło do ciebie, że ty i cukrzyca będziecie nierozłączni?
Zaakceptowałem chorobę od razu, czyli w wieku dwunastu lat. Wtedy trafiłem do szpitala, rozmawiałem z lekarzami, edukowano mnie, czym ona jest, z czym się wiąże i jak moje życie będzie wyglądać. Od razu do mnie dotarło, że mam chorobę nieuleczalną, że będę się z nią borykał do końca życia. Było ciężko, zwłaszcza że miałem już jakiś zarys swojej kariery sportowej. Rodzice powtarzali, że z tym da się żyć, że mogę być sportowcem, że mogę realizować swoje marzenia. Dopiero w okolicach osiemnastego roku życia przestałem narzekać na los, wiedziałem, że mogę z cukrzycą robić wielkie rzeczy, podjąłem rękawicę, żeby pokazać sobie, że coś z nią osiągnę. Wcześniej, w szkole, chowałem się po kątach, gdy trzeba było zmierzyć sobie poziom cukru glukometrem. Wstydziłem się. Wszyscy o tym wiedzieli, ale ja nie chciałem pokazywać, że akurat teraz muszę sobie wstrzyknąć penem insulinę czy zmierzyć poziom cukru. Ukrywałem się. Dziś tego trochę żałuję.
Bo nie oswoiłeś innych ze swoją chorobą?
Tak, ale to były trochę inne czasy. Dzisiaj dzieci są bardziej tolerancyjne i świadome. Myślę, że przez to, że się ukrywałem, świadomość choroby docierała do ludzi później. Jesteśmy pod tym względem sporo za Zachodem. Gdy jestem tam na zawodach, rodzice przychodzą na moje starty z dziećmi chorymi na cukrzycę, żeby pokazać im: "patrz, ten gość ma cukrzycę, startuje w Pucharze Świata, w mistrzostwach świata czy Europy i walczy o medale". Jestem dla nich wzorem do naśladowania. Tymczasem w Polsce dalej boimy się badać, boimy się lekarzy i bycia świadomym tego, co może nam dolegać. Wolimy umrzeć w wieku 50 lat, bo za późno nas zdiagnozowano, niż zdiagnozować to szybciej, podjąć leczenie i żyć o wiele dłużej. Myślę, że ludzie boją się usłyszeć, że z nimi jest coś nie tak, bo to będzie wiązać się z leczeniem czy dodatkowymi kosztami. Może myślą, że choroba to od razu śmierć i wolą żyć na sto procent nieświadomi i nieświadomie umrzeć.
W szkole wytykano cię palcami?
Tak, śmiali się ze mnie, gdy zobaczyli, że mierzę poziom cukru. Traktowano mnie, jakbym był inny, że coś jest ze mną nie tak. To nie było wyzywanie, a wyśmiewanie się. Robiły to dzieci z mojej klasy, ale też z innych. Głupie dziecięce zachowania, które nie pomagały.
Bolało?