Mateusz Morawiecki od czasu, gdy był prezesem banku, zarządza za pomocą maili wysyłanych nieraz w środku nocy. Wtedy też zbudował zespół swoich najbardziej zaufanych ludzi, z których większość - podobnie jak Michał Dworczyk - to byli harcerze ZHR. - Michał przeżył sprawę maili, ale mamy też inne kanały komunikacji - opowiadają w rozmowie z tvn24.pl ludzie z otoczenia szefa kancelarii premiera.
Czwartek, 1 lipca, godzina 13, kancelaria premiera. Zaczyna się konferencja prasowa na temat rządowego programu szczepień. Michał Dworczyk alarmuje, że spada dynamika rejestracji. - Tydzień do tygodnia odnotowaliśmy spadek o 30 procent - zauważa szef Kancelarii Prezesa Rady Ministrów.
Obok stoją Michał Kuczmierowski, prezes Rządowej Agencji Rezerw Strategicznych i prof. Andrzej Horban, doradca premiera.
Dziennikarzy najbardziej interesuje temat kolejnych maili wykradzionych ze skrzynki Dworczyka, ale nie mają szansy o to zapytać, bo w konferencji uczestniczą zdalnie.
- Od kilkunastu dni pytamy, czy poruszanie spraw wagi państwowej w prywatnej korespondencji (...) - zaczęła pytanie reporterka TVN24 Małgorzata Telmińska, ale go nie dokończyła, bo została wyciszona. Podobnie jak inni dziennikarze, którzy próbowali poruszyć ten temat.
Dopiero niemal dwa tygodnie później, 12 lipca, Michał Dworczyk wreszcie przestaje uciekać przed dziennikarzami i decyduje się odpowiedzieć na pytania dotyczące afery mailowej.
Spam
W ustronnej knajpce na Mokotowie spotykam się z jednym z bliskich współpracowników premiera, który pojawiał się wśród adresatów maili wykradzionych z prywatnej skrzynki Michała Dworczyka. Również od mojego rozmówcy nie jest łatwo uzyskać odpowiedzi na pytania o wyciek. Z zamieszczanych na jednym z kanałów komunikatora Telegram zrzutów ekranu - o ile są prawdziwe - wynika, że szef rządu omawia z gronem swoich najbliższych doradców wiele istotnych decyzji: od luzowania pandemicznych obostrzeń po działania na arenie międzynarodowej.
- Jarosław Kaczyński musiał się zdziwić, jak zobaczył, że premier konsultuje z grupą młodych doradców posunięcia w polityce zagranicznej, w relacjach z Ukrainą czy Szwajcarią... - zagajam, nawiązując do pytań, które premier miał wysyłać w mailach do - w części nieformalnych - doradców.
- Nie nazwałbym tego konsultowaniem. Każdy, kto zna sposób działania Mateusza, wie, że premier podejmuje decyzje samodzielnie i wysyła je do wiadomości pewnych osób. A prezes Kaczyński dobrze wie, kto jest w najbliższym otoczeniu premiera - odpowiada mój rozmówca.
Najbliżsi doradcy premiera są ze sobą w stałym kontakcie. W trakcie spotkania mój rozmówca wysyła wiadomość do innego ze współpracowników szefa rządu.
Kiedy rozmawiamy, na komunikatorze Telegram zostają zamieszczone zdjęcia ekranu, które - jeśli są prawdziwe - mogą oznaczać, że hakerzy, oprócz dostępu do prywatnej skrzynki ministra, jeszcze w czerwcu mieli dostęp do jego sejmowej skrzynki.
- Pojawiły się zdjęcia z sejmowej skrzynki Michała Dworczyka - pokazuję mój telefon.
- Michał jej nie używa - odpowiada mój rozmówca.
Na zrzucie ekranu widać skrzynkę odbiorczą sejmowej skrzynki, która ma należeć do szefa kancelarii (jest też posłem) i kilkadziesiąt wiadomości, z czego znaczna część wygląda na spam.
- Ma pan zainstalowanego Telegrama? - pytam współpracownika premiera.
- Nie, nie śledzę tego - zapewnia i skupia się na krojeniu melona z szynką parmeńską.
Maile "niestety prawdziwe"
- Oczywiście, że nie! - odpowiada z przekonaniem na to samo pytanie inny z bliskich współpracowników szefa rządu, z którym spotykam się w jednym z warszawskich parków.
- Oprócz maili, jak słyszę, używacie też komunikatorów do kontaktu z premierem - dopytuję.
- Używamy różnych form komunikacji. Komunikatorów też, choć nie są miejscem narad politycznych, a raczej wymiany technicznych informacji - odpowiada mój rozmówca.
Podkreśla, że znaczna część maili, które są publikowane na Telegramie, została zmanipulowana.
Według informacji tvn24.pl w podobnym tonie mówił o sprawie sam Michał Dworczyk, który zabrał głos z trybuny sejmowej 16 czerwca podczas utajnionego posiedzenia dotyczącego "afery mailowej".
- Dworczyk mówił o trzech grupach informacji pojawiających się na Telegramie: całkiem sfabrykowanych, częściowo sfabrykowanych i prawdziwych - relacjonuje w rozmowie z tvn24.pl jeden z posłów.
Nieoficjalnie ze źródła zbliżonego do szefa KPRM słyszymy jednak inną wersję.
- Te maile niestety są prawdziwe. Ma ich w skrzynce 70 tysięcy, bo tej skrzynki używał od lat. Nawet ktoś mu na to zwrócił kiedyś uwagę, ale się nie przejął. Teraz mocno przeżywa to, co się stało. Dymisja mu nie grozi, ale może zapomnieć, że zostanie kiedyś premierem - ocenia nasz rozmówca.
Były polityk PiS: - Emocjonalnie źle to znosi, bo był zawsze oklaskiwany. Nie brakuje złośliwych głosów, że Dworczyk to piroman - najpierw prawie wysadził sąsiadów, a teraz rząd.
Trzy skrzynki amunicji
Sąsiedzi mogli wylecieć w powietrze w 1999 roku przez cztery pociski o długości 40 cm i średnicy 10 cm oraz trzy skrzynki amunicji - taki arsenał w piwnicy bloku na warszawskim Solcu zgromadził harcerz i student V roku historii Michał Dworczyk, jak w oparciu o akta sprawy napisała "Gazeta Wyborcza".
- Niektórzy chcieli wtedy zrobić z Michała gangstera z mafii pruszkowskiej. Można się było śmiać z tych absurdów, gdyby nie fakt, że został zatrzymany przez policję - opowiada w rozmowie z tvn24.pl bliski znajomy Dworczyka, który pragnie zachować anonimowość.
- Michał dzięki swoim rodzicom i rodzinnym tradycjom jest prawdziwym pasjonatem historii i prekursorem w tych czasach. Jeździł po polach bitew i szukał historycznych skarbów, ale nie było wśród nich za dużo amunicji. Pociski zabrał tylko dlatego, że pochodziły z rzadkiego działa - zaznacza nasz rozmówca.
Młody harcerz został skazany na 1,5 roku więzienia w zawieszeniu na trzy lata. Poręczył za niego wówczas m.in. Antoni Macierewicz, ówczesny poseł Ruchu Katolicko-Narodowego, którego córka była znajomą Dworczyka z kręgów harcerskich.
Do harcerstwa Dworczyk wstąpił pod koniec lat 80. i przeszedł wszystkie szczeble - od zastępowego, przez drużynowego, aż po komendanta szczepu i hufcowego.
Kolega z drużyny: - W 2000 roku zorganizował dla nas wyprawę na Kilimandżaro. Zaczęło się od tego, że zapytał, co jest według nas niemożliwe. Ktoś powiedział, że zdobycie najwyższej góry Afryki. W ciągu roku zorganizował wyjazd. Dla chłopaków z biednego wtedy Powiśla to był wyjazd życia.
Młody instruktor zainicjował też akcję "Paczka". Harcerze zbierali rzeczy i zawozili je Polakom mieszkającym na Wschodzie. Pierwszy transport z udziałem Dworczka dotarł do Lwowa starym łazikiem. Wtedy też zaczęła się jego fascynacja Wschodem, która - jak się później okazało - otworzyła mu drzwi do kariery politycznej.
Narada nad mapą Ukrainy
Podczas pomarańczowej rewolucji w 2004 roku Dworczyk odegrał istotną rolę przy organizacji wyjazdu ponad 2 tysięcy wolontariuszy, w dużej mierze z młodzieżówki PiS, którzy pełnili rolę obserwatorów podczas wyborów prezydenckich na Ukrainie.
- Naradzaliśmy się we Lwowie nad mapą Ukrainy, zastanawiając się, gdzie ich wysłać. Jak powiedziałem, że 40 osób trzeba wysłać w jakieś miejsce, Michał na to: "to jest z 800 kilometrów i nie ma tam żadnego połączenia". Udało się to dzięki temu, że Michał tak dobrze znał ukraińskie realia - opowiada jeden z uczestników wyjazdu.
- Podczas wyjazdu na Ukrainę Michał zaimponował Adamowi Lipińskiemu, wtedy najbardziej zaufanemu współpracownikowi Jarosława Kaczyńskiego, któremu go przedstawił - dodaje znajomy ministra.
Podczas jednego z wyjazdów na Białoruś Dworczyk wybrał się do Grodna złotym daewoo matizem swojej żony razem z Mariuszem Kamińskim i Adamem Lipińskim. Jechali, by pomóc Andżelice Borys, szefowej Związku Polaków na Białorusi.
- Zatarł się silnik gdzieś w lesie i Krzysztof Putra po nas przyjechał w nocy z Białegostoku. Najpierw myśleliśmy, że nam coś dosypali do paliwa, jak byliśmy u Andżeliki, ale prawda okazała się prozaiczna: przyczyną awarii był niewymieniany długo olej - mówi tvn24.pl polityk PiS, który zna okoliczności wyprawy.
Po objęciu władzy przez PiS w 2005 roku, dzięki wsparciu Lipińskiego, Dworczyk został doradcą premiera Kazimierza Marcinkiewicza do spraw wschodu. Razem z Lipińskim pomagał też Agnieszce Romaszewskiej-Guzy przy tworzeniu Biełsatu.
Długi po kampanii
Markę znawcy Wschodu miał w PiS wyrobioną, ale politycznie mu się nie wiodło. Zaliczył dwa nieudane starty w wyborach parlamentarnych: w 2007 i 2011 roku, ale w obu przypadkach do zdobycia mandatu posła zabrakło mu niewiele - odpowiednio 400 i 200 głosów.
- Niektórym nawet go było żal, bo znalazł się tuż pod kreską, a przy jednej z tych kampanii zainwestował sporo w billboardy, które jeździły na lawetach po Warszawie, i nieźle się zadłużył - wspomina jeden ze współpracowników ministra.
Dług spłacił, sprzedając samochód - skodę fabię. Musiał też zacząć szukać pracy poza polityką. I tak trafił w 2012 roku do banku PKO BP, którego prezesem był wtedy Zbigniew Jagiełło, przyjaciel Mateusza Morawieckiego.
Zanim jednak zaczął pracę w państwowym banku w okresie rządów Platformy Obywatelskiej, miał zapytać o zgodę... prezesa PiS. - Kaczyński w takich sprawach jest pragmatykiem. Nie ma problemu, jak ktoś pracuje dla innej opcji politycznej, pod warunkiem że zapyta o zgodę. Inaczej może to być potraktowane jako niesubordynacja - tłumaczy były polityk PiS.
Do Sejmu udało się Dworczykowi wejść we wrześniu 2015 roku, zaledwie trzy miesiące przed wyborami parlamentarnymi. Zajął miejsce Adama Kwiatkowskiego, który zrezygnował z mandatu, by zostać ministrem w kancelarii prezydenta Andrzeja Dudy.
- Kalkulował, że z pozycji posła będzie mu łatwiej startować w kolejnych wyborach, szybko też stworzył biuro poselskie, które mu to miało ułatwić - mówi poseł PiS.
"Antoni miał żal"
W wyborach w 2015 roku Dworczyk wywalczył mandat posła, a od marca do grudnia 2017 roku był wiceministrem obrony w resorcie kierowanym wtedy przez Antoniego Macierewicza.
- Antoni pomógł Dworczykowi zaistnieć w PiS. Potem miał żal, że Dworczyk poszedł swoją drogą - mówi tvn24.pl polityk PiS bliski Macierewiczowi.
Dworczyk odszedł z MON w grudniu 2017 roku, krótko po tym, jak Mateusz Morawiecki zastąpił Beatę Szydło na fotelu premiera i zaproponował mu, by został szefem jego kancelarii.
Na drogę bliskiej współpracy z Morawieckim młody polityk PiS wszedł już kilka lat wcześniej, bo w 2010 roku. Poznał go dzięki wspólnym znajomym z ZHR-u, w czasie gdy obecny premier był prezesem banku BZ WBK i zgromadził wokół siebie grupę byłych harcerzy.
Styl korporacyjny
Jeden z nich tłumaczy w rozmowie z tvn24.pl, że Mateusz Morawiecki sam wcześniej obracał się w starszym o pokolenie środowisku Solidarności Walczącej, której liderem był jego ojciec Kornel Morawiecki.
- Sam też przez to lubił się otaczać młodszymi. Stąd wokół niego grupa byłych harcerzy ZHR. Dla nich nie ma rzeczy niemożliwych. To, czego byli nauczeni w harcerstwie, w innej skali przydaje się w kancelarii premiera - tłumaczy mój rozmówca.
- Wyznawaliśmy podobne wartości, podobnie patrzyliśmy na wiele spraw, dlatego Morawiecki tak chętnie proponował współpracę ludziom ze środowiska ZHR. Dla nas to też było naturalne - zaznacza.
- Umiejętność skutecznego działania, którą wynieśliśmy z harcerstwa, sprawdza się w polityce. Politykom są potrzebni ludzie, którzy "dowożą tematy" - uśmiecha się jeden ze współpracowników szefa rządu.
Były harcerz ZHR: - Imponowało im, że mogą przy różnych projektach współpracować z prezesem banku, który był dla nich dostępny i skracał dystans.
Jeden z obecnych współpracowników premiera zaznacza w rozmowie z nami, że to wtedy grupa młodych ludzi zaczęła się orientować politycznie na Morawieckiego.
- Już w czasach banku zostaliśmy uwiedzeni jego wizją Polski - przyznaje.
- Nawet jak był u Donalda Tuska? - pytam, nawiązując do faktu, że Morawiecki był członkiem Rady Gospodarczej powołanej przez Tuska jako premiera.
- Nie był jego współpracownikiem. Z Tuskiem widział się trzy razy, w tym, jak przyjmował nominację i rezygnację. To Tusk chciał mieć Morawieckiego, a on nie odmawia działania na rzecz państwa - odpowiada współpracownik premiera.
Elżbieta Bieńkowska, która była wicepremierem w rządzie Tuska: - Byłam kilka razy zaproszona na posiedzenia rady i za każdym razem widziałam na nich premiera Morawieckiego, który był aktywny i zabierał głos.
Polecenia w środku nocy
Według naszych rozmówców w banku współpracownicy Morawieckiego nauczyli się też korporacyjnego sposobu zarządzania, który ten stosuje też jako premier.
- To coś więcej niż model korporacyjny - podkreśla jeden z nich i jako przykład przytacza sytuację z czasów, gdy Morawiecki był ministrem finansów.
- Zanim odjechał z resortu do domu, około godziny 20 wysłał maila, w którym polecił przygotowanie sprawy na godzinę 7 następnego dnia. Wszyscy byli w szoku, jak tak można, ale my nie. W banku działał podobnie. Zdarzało się, że wysyłał maile w środku nocy i zlecał coś na rano. Po co tracić czas na spotkania, jak można sprawę załatwić mailem - tłumaczy nasz rozmówca.
Ten sposób zarządzania sprawił, że po wycieku maili ze skrzynki Dworczyka, czyli prawej ręki premiera, jak na dłoni było widać, kto się zalicza do kręgu zaufanych ludzi szefa rządu.
- Jak istotną rolę odgrywa ta grupa przy premierze? - pytam polityka PiS, który jest blisko szefa rządu.
- Zna ich dobrze, ma do nich zaufanie, ale konsultuje z nimi raczej kwestie dotyczące PR-u niż twardej polityki. Jej kierunki wyznacza Jarosław Kaczyński, który nie ma kontaktu z ludźmi z otoczenia Mateusza. Prezes ich zna, ale może nie miał świadomości, jak bliskie Morawiecki ma z nimi relacje - wyjaśnia rozmówca tvn24.pl.
Jego zdaniem konsultacje "dotyczą odbioru społecznego, wizerunku i PR-u". - Premier uważa, że oni mają wyczucie społeczne. Bazując na różnych mechanizmach, jak liczba interakcji czy zasięgi, starają się kształtować politykę rządu na jakąś modłę. Są wpływowi, ale też nie można przeceniać ich roli. To bardziej rola pomocnicza, a nie inicjująca - dodaje.
Podobnego zdania jest inny nasz rozmówca, który jest znajomym jednego z byłych harcerzy.
- Morawiecki ma do nich pełne zaufanie, ale radzi się ich głównie w sprawach dotyczących komunikacji. Ich rola jest wykonawcza: premier pyta, co sądzą, ale sam podejmuje decyzje.
Według rozmówcy tvn24.pl zbliżonego do Pałacu Prezydenckiego premier był znany z zarządzania za pomocą pisanych w stylu korporacyjnym maili. - Teraz widać skalę i to, że premier radzi się wąskiej grupy harcerzy we wszystkim, nawet w sprawach dotyczących polityki zagranicznej. Oni są cały czas na rozdzielniku, a część z nich nie jest nawet urzędnikami państwowymi - zauważa nasz informator.
Harcerze na Telegramie
Z zamieszczonych na Telegramie zrzutów ekranu (publikujący je profil zniknął w czwartek, ale w piątek znów się pojawił) - jeśli nie zostały zmanipulowane - wynika, że oprócz Michała Dworczyka do najbliższego kręgu szefa rządu można zaliczyć m.in.: Michała Kuczmierowskiego (prezesa Rządowej Agencji Rezerw Strategicznych), Tomasza Filla (wiceprezesa Polskiego Funduszu Rozwoju), Mariusza Chłopika (dyrektora w banku PKO BP) i Tomasza Matynię (szefa Centrum Informacyjnego Rządu).
Pierwsi trzej, podobnie jak szef KPRM, to byli harcerze Związku Harcerstwa Rzeczypospolitej, którzy współpracowali z Morawieckim jeszcze w czasie, gdy był prezesem banku.
Według naszych rozmówców Chłopik i Matynia - obok rzecznika rządu Piotra Muellera - dbają o wizerunek Morawieckiego. - Są od gaszenia pożarów i "sprzedawania" w mediach działań rządu, by wyglądały one jak najkorzystniej. To wiodący duet, bo premier, wywodzący się z korporacji, docenia sprawnych ludzi - wyjaśnia nasz informator.
Wywodzący się z warszawskiego Ursynowa Mariusz Chłopik (rocznik 1987) to jeden z harcerzy ZHR, którzy trafili na Nowogrodzką w czasach pierwszego rządu PiS (w latach 2005-2007). Część z nich ściągnął Konrad Ciesiołkiewicz, ówczesny szef biura prasowego PiS i późniejszy rzecznik rządu Kazimierza Marcinkiewicza, który podobnie jak Michał Dworczyk był wcześniej drużynowym w ZHR.
Były polityk PiS: - Harcerze byli ściągnięci na Nowogrodzką, bo mieli opinię pracowitych, a ci z młodzieżówki partyjnej nie zawsze się palili do konkretnej roboty.
Chłopik od 2005 roku pracował dla PiS jako wolontariusz, a potem został zatrudniony na Nowogrodzkiej w biurze organizacyjnym kierowanym przez obecnego europosła PiS Joachima Brudzińskiego i zajmował się miedzy innymi organizowaniem krajowych wizyt prezesa PiS.
- Wykorzystywał wyjazdy z prezesem, by się pokazać. Zwykle jak prezes szedł z ochroną, to przed nią kroczył Chłopik i torował drogę w blasku fleszy - mówi tvn24.pl informator, który pracował wtedy na Nowogrodzkiej.
Szara eminencja kongresu
Inny dodaje, że dzięki pracy w partyjnej centrali i wyjazdom w Polskę z Jarosławem Kaczyńskim młody działacz doskonale poznał mapę wewnętrznych sojuszy i podziałów w partii.
- Zawsze przed wyjazdem prezesa trzeba było przygotować informacje o podziałach czy konfliktach z udziałem lokalnych działaczy czy posłów. Wyrobił sobie kontakty też na Nowogrodzkiej i wiedział, kto z kim trzyma sztamę. Dzięki temu razem z Dworczykiem byli potem przewodnikami dla Morawieckiego, który uczył się PiS-u - wyjaśnia nasz rozmówca.
Obecnego premiera Chłopik poznał w czasach, gdy Morawiecki kierował bankiem, a od czasu gdy wszedł do rządu, kariera młodego działacza nabrała tempa - pełnił funkcje szefa biura komunikacji korporacyjnej i marketingu w Agencji Rozwoju Przemysłu i wiceprezesa Fundacji im. Sławomira Skrzypka. Odegrał też istotną rolę przy organizacji Kongresu 590, który odbywa się corocznie od 2017 roku z udziałem najważniejszych polityków PiS.
Były współpracownik Chłopika: - Był szarą eminencją kongresu i szukając środków na jego organizację, uderzał do spółek Skarbu Państwa. Nie było łatwo mu odmówić, bo był blisko premiera, a na kongresie mieli być Morawiecki i prezydent.
W 2018 roku Chłopik przez kilka miesięcy był wicedyrektorem Centrum Informacyjnego Rządu, by trafić na stanowisko dyrektora ds. marketingu sportowego w PKO BP.
Mimo że formalnie poza kancelarią premiera, Chłopik - jak pisaliśmy na Konkret24 - nadal zajmował się prowadzeniem konta premiera w jednym z serwisów społecznościowych.
Portal społecznościowy PiS
O wizerunek rządu Chłopik dba razem z szefem Centrum Informacyjnego Rządu Tomaszem Matynią (rocznik 1990), który trafił do kręgu młodych współpracowników Morawieckiego jeszcze w czasach kierowania przez niego bankiem. Matynia działał wtedy w samorządzie studenckim, a bank miał projekt skierowany do studentów, bo to na studiach ludzie z reguły zakładają pierwsze konto bankowe.
Matynia trafił do PiS po tym, jak na jednym z kongresów tej partii został ogłoszony plan stworzenia portalu społecznościowego My PiS.
- Najpierw został ogłoszony pomysł, potem wszyscy o tym zapomnieli, ale w końcu w partii znalazły się na to pieniądze i zatrudniliśmy Matynię. Nie chciał dużo, ale był pracowity. Chodził z mikrofonem i nagrywał posłów na potrzeby portalu i pisał teksty do serwisu internetowego - opowiada ówczesny pracownik biura prasowego PiS.
Matynia przed 2015 rokiem prowadził firmę szkoleniowo-doradczą, a po dojściu PiS do władzy w 2015 roku został szefem gabinetu politycznego ministra zdrowia Konstantego Radziwiłła, prywatnie teścia Mariusza Chłopika.
Jesienią 2018 roku Matynia trafił do kancelarii premiera, gdzie jest dyrektorem Centrum Informacyjnego Rządu.
Żołnierz premiera i krzyż
Michał Kuczmierowski, prezes Rządowej Agencji Rezerw Strategicznych (wcześniej Agencja Rezerw Materiałowych), jako jedyny z grupy bliskich współpracowników premiera ma zainstalowany na swoim telefonie komunikator Telegram (tak wynika z powiadomień wysyłanych przez tę aplikację, które informują, czy dany użytkownik ma ją zainstalowaną).
Kuczmierowski (rocznik 1978) pełni istotną rolę u boku Mateusza Morawieckiego, choć od lat jest nieco w cieniu. To on, jako były harcerz ZHR, przedstawiał prezesowi banku byłych druhów, w tym Chłopika.
Znajomy Kuczmierowskiego: - Michał to przebojowy, całkowicie oddany Morawieckiemu żołnierz.
W środowisku Prawa i Sprawiedliwości Kuczmierowski zaistniał w 2010 roku, gdy razem z innym harcerzem postawili krzyż przed Pałacem Prezydenckim.
- To typ cichociemnego - unika rozgłosu i mediów, ale pełni istotną rolę. Dzięki krzyżowi stał się w środowisku znany, choć nie wszystkim się spodobało, że tak łatwo zaistniał - wspomina rozmówca zbliżony do Nowogrodzkiej.
Według niego prezes Rządowej Agencji Rezerw Strategicznych wykorzystał swoją pozycję blisko premiera, by mieć wpływ na kształt nowej ustawy o RARS. - Napisał ją dla siebie, a prezydent szybko podpisał - dodaje.
Znajomy Kuczmierowskiego: - Sam mówił, że został pierwszym prezesem tej agencji powołanym przez rząd PiS. Chciał mieć wpływ na agencję, która wcześniej działała, jakby była szykowana na III wojnę światową - był tam zgromadzony stary, niepotrzebny sprzęt czy konserwy. Jej reforma to było duże wyzwanie.
Kariera za rządów PO
Najmniej obecny w mediach z byłych harcerzy w bliskim otoczeniu premiera jest Tomasz Fill (rocznik 1972), który po tym, jak odszedł z funkcji doradcy premiera w 2018 roku pełni funkcję wiceprezesa Polskiego Funduszu Rozwoju.
Wcześniej z polityką miał więcej do czynienia do 2002 roku, gdy był radnym Ursynowa z ramienia Akcji Wyborczej Solidarność.
Później swoją karierę związał z biznesem, głównie ze spółkami Skarbu Państwa. Był rzecznikiem prasowym Orlenu, dyrektorem departamentu komunikacji w PGNiG i PKO BP.
Znajomy Filla: - Trafiał do tych spółek dzięki swojej pozycji biznesowej, a nie kontaktom politycznym. Nigdy nie był radykalny, raczej umiarkowany, ale pracował w tak dużych spółkach blisko zarządów za czasów Platformy, więc niektórzy w PiS mogli mu to wypominać.
W jednej z nielicznych wypowiedzi dla mediów, jaką można znaleźć, Fill mówił tak w dzienniku "Polska the Times" o roli byłych harcerzy: "Większość z nas w bardzo młodym wieku brała na siebie odpowiedzialność za różnorakie projekty oraz po prostu za innych ludzi, często jeszcze młodszych".
Według niego "prawdopodobnie ludzie, którzy pełnili funkcje instruktorskie w harcerstwie, mają pewne cechy, jak umiejętność współpracy czy zdolności organizacyjnej. To sprawia, że wielu z nich łatwiej niż ludzie niezaangażowani społecznie odnajduje się w biznesie, polityce czy innych aktywnościach publicznych".
"Nie popadajmy w szaleństwo"
Były polityk PiS: - W całej sprawie duże wątpliwości budzi to, na jakiej podstawie Chłopik czy Fill, którzy nie są nawet urzędnikami państwowymi, doradzają premierowi.
Sam Dworczyk pytany o to przez "Wprost" odpowiedział: "Nie popadajmy w szaleństwo - ludzie znają się od lat, ufają sobie, rozmawiają o sprawach ważnych. Nie ma w tym niczego nadzwyczajnego. Mieliśmy zerwać kontakty ze znajomymi?".
Minister bronił się też, przekonując, że w jego skrzynce nie było materiałów klauzulowanych.
Nie zmienia to jednak faktu, że wśród kwestii poruszanych w mailach, zakładając ich prawdziwość - jak pisaliśmy w tvn24.pl - były takie, które zwykle są chronione klauzulą.
W jednym z maili wymienionych z premierem Dworczyk wskazał konkretną osobę jako "pracującą na drugim etacie", czyli będącą oficerem służb specjalnych. W innym szef rządu prosi swoich bliskich współpracowników o burzę mózgów dotyczącą relacji Polski z Ukrainą. W korespondencji znalazły się też informacje o liczebności ochrony premiera, które to dane są objęte tajemnicą oraz kwestie dotyczące obronności.
Michał przeżywa
Grupa byłych harcerzy wciąż trzyma się blisko. Część z nich mieszka na jednym osiedlu w warszawskim Wawrze. Niedrogie działki znalazł tam Dworczyk.
- Jesteśmy przyjaciółmi. Mieszkamy na jednym osiedlu. Wysłaliśmy dzieci do szkoły ze względu na podobny system wartości. Niektórzy, jak Tomasz Piątek, chcieli z nas zrobić rosyjskich agentów, szukając powiązań z Moskwą - ironizuje jeden z byłych harcerzy, z którym robię kolejną rundkę po jednym z warszawskich parków.
- Jak Michał Dworczyk przeżywa sprawę wycieku jego maili? - pytam.
- Przeżywa to, co się dzieje, ale w tych mailach nie ma niczego, co mu zaszkodzi. Jedną "k…wę" udało się znaleźć, ale to każdemu, kto pracuje pod taką presją, się może zdarzyć. O Michale jeszcze będzie głośno - przekonuje.
- Jak człowiek ma 20 lat, to wierzy, że może wszystko. Michał z Kuczmierowskim wciąż się z tego nie wyleczyli. Staram się przekonywać Michała, by starał się nauczyć trochę powściągliwości. Może z wiekiem mu to przyjdzie - dodaje ze śmiechem.
Autorka/Autor: Grzegorz Łakomski
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: KPRM