Z okazji Narodowego Święta Niepodległości ulicami Warszawy przeszedł marsz środowisk narodowych, w którym wzięli udział prezydent Karol Nawrocki oraz politycy Prawa i Sprawiedliwości oraz Konfederacji. Stołeczny ratusz szacuje, że zgromadził on około stu tysięcy osób.
Jeszcze przed oficjalnym startem zgromadzenia w tłumie odpalane były materiały pirotechniczne, mimo że 11 listopada w stolicy obowiązywał wprowadzony przez wojewodę mazowieckiego zakaz ich używania. Race i świece dymne towarzyszyły pochodowi od jego początku aż do samego końca.
Minister spraw wewnętrznych i administracji przekazał w "Faktach po Faktach" w TVN24, że "skonfiskowano ponad 400 rac u osób, które zmierzały na ten wiec".
- Jeżeli ktoś szedł z racą, poruszał się po Warszawie, w związku z tym zakazem i został wylegitymowany, takie materiały zostały mu zabrane - mówił. - Natomiast te osoby, które odpaliły race mimo zakazu, będą musiały liczyć się z tym, że dostaną grzywnę - powiedział Kierwiński.
Zaznaczył, że "jest monitoring". - Niektórzy robili to w sposób dość ostentacyjny. Mówię tutaj na przykład o panu pośle Mentzenie - dodał. - Swoją drogą, nie wiem jak panu posłowi Mentzenowi nie kłóci się patriotyzm z łamaniem prawa. Bo patriotyzm to jest także przestrzeganie prawa. Jeżeli ktoś tego nie rozumie, to chyba rzeczywiście w sposób taki dziwny pojmuje swój patriotyzm - ocenił.
Minister mówił, że "około 35 osób zostało zatrzymanych". - Za różne rzeczy. Za bójkę, jedna osoba, z tego co pamiętam, za paserstwo, i za posiadanie narkotyków, i za bycie pod wpływem narkotyków - dodał.
Przekazał też, że "skonfiskowano około 120 granatów hukowych, kilka maczet, kilka noży". Kierwiński podkreślił, że wszystkie zasady "mają sprawiać to, że na tego typu wydarzeniach Polacy mogą czuć się bezpiecznymi".
Jak poinformował nas w środę rano młodszy inspektor Robert Szumiata, rzecznik prasowy Komendy Stołecznej Policji, Sławomir Mentzen zostanie pociągnięty do odpowiedzialności. - Prawo jest równe dla wszystkich. W tym konkretnym przypadku musi zostać uruchomiona procedura stosowana przy osobach, które posiadają immunitet - powiedział policjant.
Kierwinski o prezydencie: to już jest dziecinada
Kierwiński odniósł się też do sporu o nominacje. Premier Donald Tusk poinformował w piątek, że prezydent Karol Nawrocki zablokował nominacje oficerskie dla funkcjonariuszy w ABW i SKW. Prezydent odpowiedział szefowi rządu nagraniem w mediach społecznościowych. Premier zarzuca Nawrockiemu, że to "dalszy ciąg jego wojny z polskim rządem", a prezydent oskarża rząd o to, że ograniczył dostęp szefów służb specjalnych do niego.
- Jak ja słyszę od pana prezydenta, że on nie podpisał promocji na pierwszy stopień oficerski w służbach, dlatego że obraził się na szefów służb, no to już jest dziecinada - powiedział. Dodał, że "to już nie ma nic wspólnego z polityką".
Szef MSWiA został zapytany, czy problemem jest szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego Sławomir Cenckiewicz. - Moim zdaniem problemem jest ktoś, kto powinien mieć dostęp do najważniejszych tajemnic państwowych, a nie może mieć takiego dostępu - powiedział.
Ocenił, że "jeżeli ktoś udostępniłby panu Cenckiewiczowi materiały tajne, bądź ściśle tajne, złamałby celowo prawo". Dodał, że "nawet prezydent".
- W tej sprawie wszystko jest oczywiste. To znaczy Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego bądź służby wojskowe są jedynymi organami, które przyznają kwestię dostępu do bezpieczeństwa. Taki dostęp nie został panu Cenckiewiczowi przyznany dlatego, że pan Cenckiewicz nie daje rękojmi tego, że będzie potrafił w sposób właściwy strzec takich tajemnic - mówił szef MSWiA.
W lipcu 2024 r. Służba Kontrwywiadu Wojskowego (SKW) cofnęła poświadczenia bezpieczeństwa dla Cenckiewicza, w związku z ujawnieniem części planów wojskowych. W czerwcu 2025 r. Wojewódzki Sąd Administracyjny w Warszawie (WSA) uchylił decyzję SKW. Wyrok nie jest prawomocny - KPRM wniósł skargę kasacyjną do Naczelnego Sądu Administracyjnego (NSA). Dlatego rząd i SKW utrzymują, że szef BBN wciąż nie posiada dostępu do informacji niejawnych.
Autorka/Autor: js/kab
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: PAP/Marcin Obara