Od wielu lat następowała eskalacja - mówił w TVN24 Maciej Karczyński, były policjant i były rzecznik Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego, odnosząc się do zajść, do których doszło w czasie zorganizowanego w środę marszu w Warszawie. Uczestnicy manifestacji starli się z policją, podpalono jedno z mieszkań na trasie demonstracji.
W środę podczas Marszu Niepodległości w Warszawie doszło do zamieszek. Starcia z policją miały miejsce między innymi w rejonie ronda de Gaulle'a. Komenda Stołeczna Policji podała, że "grupy chuliganów zaatakowały policjantów chroniących bezpieczeństwa innych ludzi". Do działań ruszyły pododdziały zwarte, które użyły środków przymusu bezpośredniego - gazu łzawiącego i broni gładkolufowej.
"To jest chuligaństwo, to jest przestępstwo, które powinno znaleźć swoje miejsce w sądzie"
Maciej Karczyński, były policjant i były rzecznik ABW, który był w czwartek gościem TVN24, na pytanie, jak nazwałby to, co działo się w środę na ulicach Warszawy - między innymi podpalenie racą mieszkania w Śródmieściu - odpowiedział, że "to po prostu jest bandytyzm". - To jest chuligaństwo, to jest przestępstwo, które powinno znaleźć swoje miejsce w sądzie. Powinny przed sądem stanąć osoby odpowiedzialne za to - powiedział. - Dzisiaj dochodzi do tego jeszcze pandemia - dodał.
Odnosząc się do organizowanych ostatnio protestów Strajku Kobiet w Warszawie, powiedział: - Czy wobec strajkujących kobiet policja działała inaczej, czy w stosunku do tych inaczej? Nie, policja zawsze działa tak samo. Zaręczam państwu, bo znam osobiście kolegów, którzy pracują i odpowiadają za zabezpieczenie, że oni dochowują wszelkich zasad bezpieczeństwa i nie kierują się żadnymi zasadami oprócz jednej - zachowania spokoju, prawa i stoją na straży tego słowa-klucza - bezpieczeństwa - mówił Karczyński.
Starcia z policją podczas Święta Niepodległości w Warszawie
"Wyciągnąć wnioski, ukarać winnych i znaleźć ich"
Ocenił, że w większości na ulice 11 listopada wychodzą "Polacy, ludzie, którzy chcą świętować swoją narodowość, chcą zademonstrować swoją polskość", ale od wielu lat "następowała eskalacja". Przypomniał między innymi rok 2011, kiedy 11 listopada spalono wóz transmisyjny TVN24. - To był jeden z najtrudniejszych okresów mojej pracy i tłumaczenia się potem przed mediami czy przed obywatelami - powiedział.
- Pamiętam doskonale w 2009 roku pierwszą taką scysję pomiędzy uczestnikami 11 listopada a policjantami. Wtedy, kiedy przyjechałem do stolicy jako funkcjonariusz ze Szczecina, byłem przerażony, że w takim dniu, w takim momencie, ktoś zajmuje się prowokacją i atakuje policjantów - wspominał. - Mogę zaręczyć państwu, że żaden policjant, który wczoraj poszedł na ten marsz, zabezpieczając go, nie prowokował, a strzegł po prostu prawa i innych obywateli, którzy przyszli tam świętować - dodał.
Mówił, że "oczywiście kwestia legalności czy nielegalności jest najważniejsza, ale skoro już ktoś przychodzi, to po pierwsze ktoś to organizował, ktoś za tym stał i musiał mieć świadomość, i musi mieć zawsze świadomość, że takich sytuacji nie może po prostu być". - Policję możemy dziś oceniać negatywnie, możemy ją oceniać politycznie, możemy ją oceniać na podstawie obrazków, ale policja na pewno zachowała się w sposób zgodny z przepisami, działając w imię prawa i bezpieczeństwa - ocenił Karczyński.
Zaznaczył, że "to w stronę policji leciały kamienie, race" i policjanci zostali ranni. - To oni zapobiegli dalszej eskalacji tych wszystkich czynów, które miały miejsce - podkreślił.
- Mogę dziś tylko z perspektywy czasu apelować o taką obiektywną ocenę tych działań, bo tylko ona doprowadzi do tego, że możemy wyciągnąć wnioski, ukarać winnych i znaleźć ich, i patrzeć w perspektywie czasu, żeby do tego już nigdy nie doszło - dodał Karczyński.
- Jeżeli ktoś mówi, że policja tam prowokowała, to po prostu to nie jest mój poziom dyskusji. Mój poziom dyskusji to jest prawo, to jest ocenianie faktów, a fakt bezsprzeczny jest taki, że nie było zgody na zorganizowanie tego przemarszu. Jeżeli ktoś bierze za to odpowiedzialność, to musi brać ją do końca i musi sobie zdawać sprawę, że takie sytuacje mogą mieć miejsce - podsumował były rzecznik ABW.
Źródło: TVN24