Małgorzata Manowska, pierwsza prezes Sądu Najwyższego zakwestionowała przepisy dotyczące dostępu do informacji publicznej i zawnioskowała do Trybunału Konstytucyjnego o stwierdzenie ich niekonstytucyjności. Rzecznik SN argumentuje, że obecne przepisy skutkują "likwidacją ochrony prywatności każdego pracownika urzędu publicznego". Z kolei analitycy przestrzegają, że wniosek Manowskiej opiera się na "absolutnie antydemokratycznym założeniu" i może doprowadzić do "końca jawności władz publicznych".
Wniosek ten wpłynął do Trybunału Konstytucyjnego w ubiegłą środę. W sześciu zarzutach Małgorzata Manowska kwestionuje między innymi przepisy ustawy o dostępie do informacji publicznej, które nie definiują konkretnie pojęć: "władze publiczne", "inne podmioty wykonujące zadania publiczne", "osoby pełniące funkcje publiczne" oraz "związek z pełnieniem funkcji publicznych". Według pierwszej prezes SN przepisy te w nieuprawniony sposób poszerzają rozumienie podmiotów, które są zobowiązane do udostępnienia informacji publicznej.
Prezes Manowska zakwestionowała też zgodność z konstytucją przepisów, które zobowiązują do udostępnienia informacji publicznej "o osobach pełniących funkcje publiczne, mających związek z pełnieniem tych funkcji" również w odniesieniu do informacji należących do sfery prywatności tych osób oraz do danych osobowych. Według pierwszej prezes normy mogą prowadzić do naruszenia zasady prywatności.
We wniosku zwrócono też uwagę, że przepisy zobowiązujące do udostępnienia informacji publicznej nie regulują kwestii anonimizacji danych osobowych lub innych danych ze strefy prywatności. W ocenie Manowskiej przepisy te są niezgodne z konstytucją i europejską konwencją praw człowieka.
Zdaniem Manowskiej "nie ulega żadnej wątpliwości, że zarówno prawo dostępu do informacji publicznej, jak i prawo do ochrony życia prywatnego są konstytucyjnymi prawami podmiotowymi, co wymaga rozstrzygnięcia kolizji między nimi oraz wyznaczenia ich granic". We wniosku do TK wskazano też, że zaskarżone przepisy wymagają konkretyzacji, zapewniając w sposób ustawowy osobom pełniącym funkcje publiczne konstytucyjną ochronę prywatności.
Rzecznik SN: bardzo ogólne pojęcia, którym w orzecznictwie nadano nader szeroki zakres
Rzecznik SN sędzia Aleksander Stępkowski pytany przez Polską Agencję Prasową o cel wniosku powiedział, że ustawa o dostępie do informacji publicznej posługuje się w wielu miejscach bardzo ogólnymi pojęciami, którym w orzecznictwie nadano nader szeroki zakres. - Dotyczy to zwłaszcza pojęć takich jak "osoba mająca związek z pełnieniem funkcji publicznych". W praktyce oznacza to likwidację ochrony prywatności każdego pracownika urzędu publicznego, bowiem jego praca, nawet jeśli jest świadczona na bardzo mało znaczącym stanowisku, "ma związek" z pełnieniem funkcji publicznej przez inne osoby zatrudnione w danym urzędzie - mówił.
Sędzia poinformował, że pierwsza prezes SN "już musiała na podstawie zaskarżonych przepisów udostępniać chociażby listę nazwisk pracowników korzystających z miejsc parkingowych w Sądzie Najwyższym i spotkała się z wieloma pretensjami ze strony tych, których nazwiska zostały w tym trybie ujawnione". - Osoby te same nie pełnią funkcji publicznych, jednak poprzez zatrudnienie w Sądzie Najwyższym są zaliczane w orzecznictwie sądów administracyjnych do kategorii osób "mających związek" z pełnieniem takiej funkcji. Tego typu doświadczenia skłoniły Pierwszą Prezes do wystąpienia z tym wnioskiem - tłumaczył rzecznik.
"Nie będę zaskoczony, że datę tę zapamiętamy jako koniec jawności władz publicznych"
Skan wniosku zamieścił w środę wieczorem na Twitterze analityk fundacji Forum Obywatelskiego Rozwoju Patryk Wachowiec. Jego zdaniem inicjatywa Manowskiej zmierza do ograniczenia jawności życia publicznego.
"Z lektury wniosku bije absolutnie antydemokratyczne założenie pani Manowskiej, zgodnie z którym organom państwa przysługuje bliżej niesprecyzowane "prawo" do bycia nietransparentnym wobec obywateli. Bardzo ważna sprawa dla dziennikarzy i organizacji pozarządowych" - napisał w kolejnym wpisie.
Podobnie do sprawy odniósł się Mirosław Wróblewski z Biura RPO "16 lutego I Prezes Sądu Najwyższego złożyła do Trybunału Konstytucyjnego wniosek o uznanie niekonstytucyjności ustawy o dostępie do informacji publicznej K 1/21 w tak obszernym zakresie, że nie będę zaskoczony, że datę tę zapamiętamy jako koniec jawności władz publicznych" - napisał na Twitterze.
Rzecznik SN, odnosząc się do tych zarzutów, powiedział PAP, że "formułowane w przestrzeni publicznej przepowiednie o końcu dostępu do informacji publicznej są bardziej emocjonalne niż racjonalne". - Jeśli byłaby to prawda, to oznaczałoby to, że obecna ustawa o dostępie do informacji publicznej jest niekonstytucyjna, a z całą pewnością tak nie jest. We wniosku chodzi natomiast o doprecyzowanie zakresu pojęć, którymi posługuje się ustawa tak, aby w odpowiedni sposób wyważone zostały zakresy ochrony takich konstytucyjnie chronionych wartości jak prywatność obywateli, którzy nie pełnią funkcji publicznych oraz jawność życia publicznego - mówił.
Zdaniem sędziego "na gruncie konstytucji konieczne jest harmonijne wyważenie zakresu ochrony tych wartości konstytucyjnych i Trybunał Konstytucyjny będzie miał do tego okazję rozpatrując wniosek Pierwszej Prezes". - Korzystanie z prawem przewidzianych procedur nie może być z góry uznawane za zamach na wolności obywatelskie. Nie zapominajmy też, że wniosek ten może zostać również uznany za całkowicie niezasadny. Dajmy wypowiedzieć się Trybunałowi - dodał.
Źródło: PAP, tvn24.pl