Minister obrony po raz kolejny wygłosił tezę, która mogła wywołać zdziwienie. Oznajmił, że pod jego kierownictwem MON będzie dążył do "położenia większego akcentu na okręty podwodne, które muszą być wyposażone nie tylko w elementy obronne, ale także samoloty". Problem w tym, że ostatnie takie jednostki budowano w czasie II wojny światowej. - To było zbytnie uproszczenie mogące wprowadzić w błąd - mówi Dawid Kamizela z miesięcznika "Nowa Technika Wojskowa".
Swoją tezę Antoni Macierewicz wygłosił w wywiadzie dla "Naszego Dziennika". - Musimy też zmienić podejście do obrony Bałtyku z położeniem większego akcentu na okręty podwodne, które muszą być wyposażone nie tylko w elementy obronne, ale także samoloty i środki odstraszania. Ich działanie będzie zintegrowane z walką minową, działaniem rakietowej obrony wybrzeża i lotnictwem - stwierdził minister. W późniejszej depeszy PAP relacjonującej wywiad samoloty zostały wykreślone, ale nadal znajdują się w oryginalnym wywiadzie na stronie "Naszego Dziennika".
Nieudane eksperymenty
Jego deklaracja mogła wywołać pewne zdziwienie. Okręty podwodne z samolotami załogowymi to bowiem bardzo duża rzadkość. - Obecnie nie istnieją żadne - mówi w rozmowie z tvn24.pl Kamizela. Ostatni raz takie eksperymenty przeprowadzano w czasie II wojny światowej i z bardzo ograniczonymi sukcesami. Właściwie żadnymi.
Najdalej poszli w tym kierunku Japończycy, którzy pod koniec wojny zaczęli budować całą serię wielkich okrętów podwodnych typu I-400. Każdy przewoził trzy bombowce w specjalnych hangarach i wystrzeliwał je w powietrze katapultami. Trzy ukończone okręty okazały się być kompletnie nietrafioną inwestycją. Zainwestowano w ich stworzenie znaczne środki, a nie zadały Amerykanom żadnych strat. Były zbyt łatwe do wykrycia i zniszczenie ze względu na rozmiary, a ich samoloty miały nikłą siłę uderzeniową. Podobne eksperymenty w okresie międzywojennym przeprowadzali też Amerykanie, Brytyjczycy, Francuzi i Włosi. Na ich okrętach podwodnych samoloty miały służyć do rozpoznania. We wszystkich tych państwach szybko uznano jednak to za ślepą uliczkę i poprzestano na ograniczonych eksperymentach czy pojedynczych jednostkach.
Podczas II wojny światowej Niemcy próbowali jeszcze z ograniczonym sukcesem wykorzystywać wiatrakowce (helikopter bez silnika, utrzymujący się w powietrzu dzięki ciągnięciu go do przodu), które okręty podwodne holowały za sobą na linie, a siedzący w nich marynarz służył za wysoko umieszczoną parę oczu.
Dwa rozwiązania
Dzisiaj podobnych eksperymentów z samolotami nikt nie próbuje. Po prostu już ponad pół wieku temu dobitnie stwierdzono, że nie da się umieścić na okręcie podwodnym samolotu załogowego tak, aby miało to sens. Co więc mógł mieć na myśli minister Macierewicz? Kamizela proponuje dwa wytłumaczenia.
- Może chodziło o jakieś drony, bezzałogowce - sugeruje ekspert. Jak mówi, kilka państw eksperymentuje ze specjalnymi dronami, które można wystrzeliwać na powierzchnię, gdzie służą jako cenne źródło informacji dla ukrytego pod wodą okrętu. Zanurzone jednostki mają bowiem bardzo ograniczone możliwości zbierania informacji o otoczeniu, głównie przy pomocy nasłuchiwania dźwięków. Natomiast wystawienie peryskopu na powierzchnię znacząco zwiększa ryzyko wykrycia.
Drugie rozwiązanie to możliwość, że minister po prostu wyraził się niejasno. - Po prostu mogło chodzić o ściślejszą współpracę z samolotami bazującymi na lądzie - mówi Kamizela. Polska Marynarka Wojenna kiedyś miała swoje własne samoloty uderzeniowe przeznaczone do działania nad morzem, jednak po upadku PRL została ich pozbawiona w ramach cięć. Dzisiaj jest więc zależna od gotowości Sił Powietrznych do udzielenia wsparcia. Być może MON chce postawić na wzmocnienie współpracy lub potencjalnie odbudowę lotnictwa morskiego.
- Mam wrażenie, że do tego zmierzał - stwierdza Kamizela, ale zaznacza, że tak czy inaczej było to "zbyt daleko idące uproszczenie mogące wprowadzić w błąd".
Fragment szerszego planu
Cała wypowiedź Macierewicza na temat okrętów podwodnych jest bowiem niemal dokładną kalką fragmentu zaprezentowanego we wtorek Strategicznego Przeglądu Obronnego. To dokument mający wskazywać kierunki rozwoju polskiego wojska w perspektywie kolejnych 15 lat. Poświęcono tam kilka zdań Marynarce Wojennej. Padają tam stwierdzenia o stawianiu nacisku na okręty podwodne, drony zwiadowcze, rakiety odpalane z lądu i sprzęt do wojny minowej.
To, co dodał Macierewicz, poza niezrozumiałymi samolotami, to kwestia "środków odstraszania" na uzbrojeniu okrętów podwodnych. Oznaczałoby to kontynuowanie planów zakupienia w ramach programu Orka nie samych jednostek, ale też rakiet dalekiego zasięgu do nich. Takich jak na przykład amerykańskie Tomahawk. Nie ma o tym jednak jasnego stwierdzenia w Strategicznym Przeglądzie Obronnym.
Autor: Maciej Kucharczyk/sk / Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Wikipedia CC BY 2.0 | tomasz przechlewski