Jarosław Kaczyński dostał jakieś bardzo mocne argumenty, które sprawiły, że prezydent został sprowadzony już nawet nie do poziomu podłogi, ale sutereny - mówił w "Faktach po Południu" Ludwik Dorn. Były marszałek Sejmu odniósł się do decyzji, które zapadły w czwartek wieczorem podczas obrad Komitetu Politycznego Prawa i Sprawiedliwości.
W czwartek władze PiS zdecydowały o odsunięciu Beaty Szydło ze stanowiska premiera. Na jej miejsce wskazano dotychczasowego wicepremiera Mateusza Morawieckiego. W piątek po południu prezydent Duda przyjął dymisję Szydło oraz powierzył Morawieckiemu misję stworzenia nowego rządu.
Pytany, dlaczego PiS postawiło na Mateusza Morawieckiego oraz o to, czemu Jarosław Kaczyński sam nie objął stanowiska szefa rządu, Dorn odpowiedział: - To jest klucz. Sam pan prezes mówił, że tutaj (na stanowisku premiera - red.) zmiana jest konieczna, bo zmieniły się okoliczności.
Jak dodał, "okoliczności zmieniły się 24 lipca bieżącego roku, czyli w dniu wet prezydenta Andrzeja Dudy do tych pisowskich ustaw (o Sądzie Najwyższym i Krajowej Radzie Sądownictwa - red.)".
- Uważam, że ktoś, kto nie pełni żadnej podmiotowej roli, jest taką "podpinką pod broszkę", nie jest żadnym partnerem. W związku z tym skonsolidować obóz władzy i wejść w przetarg z prezydentem może tylko Jarosław Kaczyński jako premier - stwierdził Dorn.
Dodał, że to jest pewne "skupienie siły".
- Co wyjaśnia przebieg wczorajszego dnia - powiedział, odnosząc się do czwartkowego posiedzenia Komitetu Politycznego Prawa i Sprawiedliwości, podczas którego zapadła decyzje o odsunięciu Beaty Szydło ze stanowiska premiera.
Gość TVN24 stwierdził, że było to "straszliwe sponiewieranie prezydenta, zarówno jego osoby, jak i samego urzędu".
"Prezydent został sprowadzony do poziomu sutereny"
- Pani rzecznik PiS Beata Mazurek sama nie wymyśliła doboru słów, których wczoraj użyła, bo o takie rzeczy nie należy pani rzecznik podejrzewać - kontynuował Dorn. - Musiał je podyktować pan prezes Kaczyński - dodał.
Były marszałek Sejmu zwrócił uwagę na to, "w jaki sposób mówiła pani rzecznik Beata Mazurek".
- Proszę zauważyć, co powiedziała: pani premier Beata Szydło złożyła rezygnację na ręce Komitetu, Komitet Polityczny PiS ją przyjął i desygnował na premiera pana ministra Morawieckiego. To jest język konstytucji, bo rezygnację i dymisję składa prezes Rady Ministrów na ręce prezydenta, prezydent może ją przyjąć albo i nie przyjąć - podkreślił.
Zdaniem Dorna to była "obelga połączona z obrazą" pod adresem prezydenta.
- To było jasne powiedzenie, jesteś mniej ważny niż pani Beata Mazurek - skomentował. - Niech wszyscy, którzy mają uszy ku słuchaniu i oczy ku patrzeniu wiedzą, że jak my każemy, to ty zrobisz - dodał.
- Moim zdaniem, ponieważ nie zareagował (prezydent - red.) na to, co się stało i przyjął rolę wybitnie obsługującą przy braku zachowania jakichkolwiek pozorów, to w ciągu ostatnich dni czy tygodni coś się stało - kontynuował gość "Faktów po Południu".
Zdaniem byłego wicepremiera oznacza to, iż "Jarosław Kaczyński dostał jakieś bardzo mocne argumenty, które sprawiły, że prezydent został sprowadzony już nawet nie do poziomu podłogi, ale sutereny".
- Kaczyński jest twardym człowiekiem dla innych, ale nie tak jak dla siebie - zauważył Dorn. - Gdyby uznał, że jest polityczna konieczność, to mógłby się rozpadać z bólu, ale premierem by został - zaznaczył.
Zdaniem Dorna "nie ma już problemu autonomiczności prezydenta, został sprowadzony do roli kogoś, kto obsługuje ośrodek władzy Jarosława Kaczyńskiego".
- Duda nie stanowi już zagrożenia dla obozu władzy, to czemu mam się męczyć, pomyślał Jarosław Kaczyński - podsumował Ludwik Dorn.
Autor: JZ//plw / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: PAP/Paweł Supernak