Reportaż Superwizjera. "Kibolskie racowiska i wielkie śledztwo"

Źródło:
"Superwizjer" TVN
Fragment programu "Kibolskie racowiska i wielkie śledztwo"
Fragment programu "Kibolskie racowiska i wielkie śledztwo"
wideo 2/2
Fragment programu "Kibolskie racowiska i wielkie śledztwo"

To miała być spektakularna akcja i rozbicie międzynarodowej grupy przestępczej. Polskie służby rozpracowujące sprawę nielegalnego handlu materiałami pirotechnicznymi wzięły na celownik związanego z ŁKS-em Tomasza L., pseudonim Lipa. Prokuratura i policja liczyły, że przy okazji uda się rozpracować środowisko pseudokibiców. Sprawa stała się jednak tłem między innymi do polowania na szefa PZPN i prezydent Łodzi. Śledztwo trwa, w areszcie siedzi dwóch braci. Dlaczego? Reportaż Jakuba Stachowiaka i Ewy Galicy dla "Superwizjera" TVN.

To miała być wielka międzynarodowa grupa przestępcza handlująca materiałami pirotechnicznymi i bronią. Mieli ją tworzyć pseudokibice z całej Europy, a na jej czele stać chuligani powiązani ze środowiskiem Łódzkiego Klubu Sportowego. Przez ponad rok grupę rozpracowywali policjanci z Polski, Niemiec, Holandii, Belgii i Francji, a śledztwem kierowali śledczy z Prokuratury Krajowej. Przeprowadzono operacje specjalne i zakupy kontrolowane, a podejrzani przez wiele miesięcy byli podsłuchiwani i inwigilowani.

CAŁY REPORTAŻ "KIBOLSKIE RACOWISKA I WIELKIE ŚLEDZTWO" ZOBACZYSZ W TVN24 GO

Ponad sto osób zatrzymanych

W listopadzie 2018 roku nastąpił finał akcji. W kilku krajach Europy zatrzymano ponad sto osób, z których połowa to Polacy. Prokuratorzy postawili zarzuty: tworzenie gangu, handel materiałami niebezpiecznymi, pranie pieniędzy, a nawet handel bronią. Do aresztu trafiło kilkanaście osób, a policja ogłosiła, że zabezpieczyła osiemdziesiąt ton niebezpiecznych materiałów. Wokół śledztwa zapadła cisza.

W kilku krajach Europy zatrzymano ponad sto osóbSuperwizjer TVN

Reporterzy próbują zrekonstruować łódzkie śledztwo Prokuratury Krajowej. Czy naprawdę mamy do czynienia z międzynarodowym gangiem? I jaką rolę w sprawie odgrywają pseudokibice?

Wszystko zaczęło się w 2017 roku. Policje z Holandii i Niemiec alarmowały polskich kolegów, że do ich krajów masowo wysyłane są z Polski nielegalne fajerwerki. - W Holandii fajerwerki można kupić tylko w trzy ostatnie dni roku. Są dostępne tylko w stacjonarnych sklepach. Dlatego nielegalny handel odbywa się przez specjalne aplikacje w internecie. Wcześniej najpopularniejsze były polskie sklepy internetowe. Było to bardzo proste, ponieważ sklepy zachowywały pozory legalności - mówi prokurator Karin Broere. - Te fajerwerki miały o wiele większą moc, więc używano ich także w innych celach, na przykład podczas zamieszek, co stanowi ogromny problem - dodaje.

Zarzuty: tworzenie gangu, pranie pieniędzy, handel materiałami niebezpiecznymi i broniąSuperwizjer TVN

Tomasz L., pseudonim Lipa

Policja w Polsce ostro zabrała się do pracy. Holendrzy i Niemcy wskazali konkretne firmy zajmujące się wysyłką pirotechniki, w tym także takiej, która w Polsce wymaga specjalnych pozwoleń.

Na celownik wzięto firmy z Łodzi, należące do Tomasza L., pseudonim Lipa. Wiedziano, że "Lipa" od lat związany jest z ŁKS-em. Prokuratura i policja liczyły na to, że przy okazji zlikwidowania nielegalnego handlu fajerwerkami uda się rozpracować środowisko pseudokibiców.

Tomasza L. na ŁKS-ie znali wszyscy. I to nie tylko z czasów, gdy z szalikiem chodził na mecze. Dziennikarze "Superwizjera" odszukali w Łodzi jego znajomych. Ze względu na ich bezpieczeństwo rozmowy w reportażu zostały zrekonstruowane.

Skonfiskowane materiały pirotechniczneSuperwizjer TVN

- Tomek nie był zwykłym kibolem, tylko chłopakiem z głową do interesów. Mega zakochany w klubie. I był cwany, umiał się ustawić. Zaczynał od handlu koszulkami i gadżetami kibicowskimi. To było lata temu. Potem przez przypadek załatwił sobie wyłączność na kupowanie rac z Włoch. Pojechał tam kiedyś i kupił całego tira. Nie wiem, skąd miał kasę, chyba już ze swojego biznesu. Włosi zdziwieni byli, że ktoś bierze taką ilość i płaci gotówką od ręki. A potem mu te race pomógł wypromować na forach kibicowskich w Polsce i za granicą jeden jego kolega, i zaczęła płynąć kasa - mówi były wspólnik Tomasza L.

- "Lipa" chodził na siłownię z mocnymi ludźmi, z szefami bojówki ŁKS-u, z D. i R. - mówi inny. - To ważne, bo się okazało, że w pirotechnikę chciał wejść też jeszcze jeden gość, bogaty, co miał z kibolami mega dobre układy, i który jakby chciał, toby "Lipę" wykupił pięć razy z całym majątkiem. A jeszcze wtedy Tomek robił koszulki, na co tamten miał monopol. No to się zrobiła awantura, a D. i R. stanęli za "Lipą", że może iść w piro, a ubrania kibicowskie ma odpuścić - wyjaśnia.

- On się dorobił na tych racach? - pytają dziennikarze innego byłego wspólnika Tomasza L. - Zdecydowanie tak. Na tym jest przebitka. Na race jest duże zapotrzebowanie. Każda raca wtedy, na Marszach Niepodległości, to była U(...).com. Wszystkie race w Polsce - odpowiada. - Na Polskę już od początku robił, w ogóle nie znał nigdy angielskiego - dodaje.

Busy pełne fajerwerków

Interes dobrze się rozwijał. "Lipa" miał kolejne pomysły. Zorientował się, że prawdziwe pieniądze zarabia się na wysyłaniu fajerwerków za granicę - do Niemiec, ale przede wszystkim do Holandii, gdzie pirotechnika, przypomnijmy, jest niemal całkowicie zakazana.

- On wysyłał trzy busy dziennie, pełne paczek, za granicę. Dziennie po sto paczek. Był tylko problem z wysyłką. Dlatego samochody jeździły do innych miast. Był Włocławek, Bydgoszcz, Grudziądz, Gdańsk. Wszędzie tam miał po trzy adresy. Bo od nas to już kurierzy nie chcieli brać, bo wiedzieli, co jest w paczkach i się bali, że to wybuchnie, dlatego były pewne kombinacje z lipnymi nadawcami. Najlepiej było w sezonie, czyli od października do stycznia, lutego. Średnio paczka najtańsza to 100-150, czasem nawet 1000-1500 euro. On miał z tego, gdyby nie płacił podatku, 50 procent zysku - wyjaśnia były współpracownik Tomasza L.

Wsparcie dla ŁKS-u

"Lipa" sporo zarabiał. Jego kumple szacowali, że przynajmniej milion złotych rocznie. Pieniądze inwestował w nieruchomości i dobre samochody. Słynna była jego słabość do włoskich lamborghini. Miał gest, w mieście kibice ŁKS-u wiedzieli, że "Lipa" zawsze pożyczy pieniądze, zapłaci kaucję, pomoże rodzinie aresztowanego kibica.

- Zawsze był tam gdzieś blisko, gdzie się coś działo z klubu, gdzie potrzeba było pieniędzy. Był to człowiek znany z takich swoich ekstrawagancji. Bo jeżeli ktoś przyjeżdża lamborghini na mecze, raz w jednym kolorze, raz w drugim, to musi się rzucić w oczy - mówi dziennikarz Jarosław Bińczyk. - Po tym, co się później stało, to wszyscy ludzie jak gdyby zaczęli zapominać o tym, co ich łączyło z Tomaszem L. - dodaje.

"Tomek nie był zwykłym kibolem, tylko chłopakiem z głową do interesów"Superwizjer TVN

- Z tego, co wiem, to był również sponsorem drużyny piłkarskiej ŁKS-u, takim dość dużym, poważnym sponsorem. Nie jestem w stanie powiedzieć, ile dawał pieniędzy, ale wiem, że lokował się w górnej strefie tych sponsorów - mówi. Dodaje, że Tomasz L. był jednym z pierwszych, którzy kupili lożę biznesową na stadionie ŁKS-u i płacili kilkadziesiąt tysięcy złotych miesięcznie.

Autorzy reportażu pytają Tomasza Salskiego, prezesa Łódzkiego Klubu Sportowego, czy prawdą jest, że Tomasz L. mógł płacić klubowi, oczywiście na papierze i całkowicie legalnie, nawet 50 tysięcy złotych miesięcznie. - Nie no, tam było 6,5 tysiąca miesięcznie. Ostatnia umowa to było gdzieś około jednego procenta w skali roku z budżetu. A budżet w drugiej lidzie był na poziomie chyba pięciu milionów złotych - odpowiada.

Czy jednak "Lipa" pomagał nieoficjalnie klubowi? Czy opłacał kibiców? W Łodzi to tajemnica poliszynela. 

- L. dawał 50 tysięcy rocznie na ŁKS? Dużo więcej. Nie chwalił się kasą, ale zawsze miał. Miał wielu znajomych, wielu ludziom dawał zarobić. I to mimo że nie liczył kasy, bo z każdej strony go wszyscy rąbali. On się tym nie przejmował. Na jego weselu, jakiś miesiąc przed zatrzymaniem, śmialiśmy się, że gdyby nas tu policja obserwowała, to miałaby wszystkich podejrzanych w jednej sali. Ale nikt się nie obawiał odsiadki, jakichś problemów, bo Lipa zawsze mówił: za fajerwerki nie idzie się siedzieć. No a potem się wszyscy zdziwili - mówi były wspólnik Tomasza L.

"Wszyscy mówili: Tomek pomógł klubowi awansować"

"Lipa" i jego wspólnicy, jak wspomnieliśmy wcześniej, przez wiele miesięcy byli podsłuchiwani. Oficjalnie - w związku z handlem fajerwerkami. Śledczy bardzo liczyli także na to, że ze względu na znajomości "Lipy" z szefami chuligańskiej bojówki w podsłuchanych rozmowach usłyszą coś więcej: o przestępczości kibicowskiej, o być może handlu narkotykami czy haraczach, czyli tym, czym zajmowały się osławione w Polsce grupy związane z Wisłą Kraków czy Ruchem Chorzów.

Prokuratura szukała dowodów także na to, że "Lipa" był powiązany z rzekomym kupieniem przez ŁKS awansu do drugiej ligi.

- To była głośna sprawa w Łodzi. Wszyscy mówili, że Tomek bardzo pomógł klubowi awansować. I bardzo dobrze to było przemyślane. Bo on i inni ludzie z kasą pomagali klubowi po cichu nawet na bańkę rocznie. A potem przekalkulowali z "Lipą", że lepiej będzie raz wydać te trzysta tysięcy i po awansie może przyjdą sponsorzy. Bo kasy w klubie nie było. Słuchajcie, na mecz przychodziło może tysiąc osób, a bilety były po trzy złote. To sobie policzcie - mówi były wspólnik "Lipy".

Tomasz L. "Lipa"Superwizjer TVN

Reklama za 300 tysięcy złotych

Sprawa sięga 2017 roku, kiedy wracający do ligowych rozgrywek ŁKS walczył o awans do drugiej ligi. Na czele tabeli był klub Drwęca z Nowego Miasta Lubawskiego. Klub z Łodzi był drugi. Ale awansować mogła tylko jedna drużyna.

"Lipa" w ostatnim meczu sezonu wykupił na stadionie rywala reklamę swojej firmy za 300 tysięcy złotych. A po meczu Drwęca zrezygnowała z dalszego grania, więc do drugiej ligi wskoczył ŁKS. Zaraz po tym zdarzeniu wokół "Lipy" i powiązanych z nim biznesów zaczęła zaciskać się pętla prokuratorskiego śledztwa.

Jego finał znamy.

- Funkcjonariuszy było 156. W sumie cała prokuratura, czyli od Płocka, przez Łódź, do Piotrkowa. Jest jedna prokuratura. To chyba wszyscy przyjechali. Z tych CBŚ-ów i tak dalej. Jest wielka akcja, muszą kogoś ud**ić. Bo przecież jemu robili próbę, że niby ŁKS awansował, bo Drwęca odpuściła sobie ubieganie się o licencję - mówi jeden z byłych wspólników "Lipy".

- Policjanci mówili: przyznaj się, to wyjdziesz. A ja się pytam: do czego? Do sprzedawania petard? A oni pytali o to, skąd "Lipa" miał tyle kasy. Że nie mógł tyle zarobić na fajerwerkach. I chcieli usłyszeć o gangu kibiców, o narkotykach, wymuszeniach i o kupowaniu meczów. A ja robiłem wielkie oczy. Zrozumiałem, że nie chodzi tu o fajerwerki. Jak nas "cebeesie" zabrali na dołek w nocy, to "Lipa" przez drzwi krzyczał: przyznawajcie się do wszystkiego, oni za dużo wiedzą - wspomina inny były wspólnik Tomasza L.

Rok odsiadki

W areszcie "Lipa" spędził ponad rok. Wyszedł i przestał pojawiać się publicznie. Od jego znajomych dziennikarze dostali numer jego komórki. Umówili się na spotkanie. Nie chciał jednak rozmawiać przed kamerą. Powstrzymywała go obawa o to, jak prokuratura zareaguje na otwarty kontakt z dziennikarzami. Bał się, że straci to, co wynegocjował, przede wszystkim wolność.

"Lipa" nie wiedział, że jest nagrywany. Opowiedział, jak wyglądał początek sprawy po jego zatrzymaniu.

- Ja to się śmiałem wtedy jeszcze. Bo nie wierzyłem w to, co się w ogóle dzieje. Tak na luzie sobie podszedłem w ogóle, że żaden stres, jaki areszt, jakie co tam - mówi Tomasz L. - Jak tam zaczęli to czytać, o co tu chodzi... No z żoną po zarzutach już widziałem, że tam troszkę wiedzą. W ogóle masakra - relacjonuje.

- Na dołku zrobili tak specjalnie: mnie, moją żonę, mamę i tatę obok siebie. Matka to nie mogła się ruszać, a oni specjalnie... Płakała całą noc i nic. Specjalnie nas obok siebie, żeby jak najbardziej... No i mi powiedzieli, że jak nie zeznaję, to mnie tak docisną, że i tak... - kontynuuje.

- To CBŚ ci powiedział? - pytają reporterzy. -Tak. Że mają wszystko na mnie, 90 procent - potwierdza Tomasz L. - Odmówiłem zeznań na początku - wspomina. - No i do puchy. Później przyjechał G., powiedział krótko, że do Białegostoku tata idzie na areszt, bo nie ma na kaucję. I że mi daje ostatnią szansę, żebym sobie jeszcze to przemyślał, że po Nowym Roku się odezwie - dodaje.

Prokuratura Okręgowa w ŁodziSuperwizjer TVN

Szukanie związków

Szantażowanemu aresztowaniem rodziny Tomaszowi L. prokuratorzy i policjanci przedstawili pomysł na to, czego dotyczyć ma śledztwo. "Lipa" był zaskoczony, bo nie chodziło o fajerwerki.  

- Miałem całą wytyczną, taką powiedzmy listę nieoficjalnie napisaną, co chcą, żebym powiedział. No przede wszystkim chodziło o ŁKS - wyjaśnia Tomasz L.

Dodaje, że "o ŁKS-ie to oni wiedzieli wszystko". - To znaczy myśleli, że jest dużo więcej. Że to jest większa afera, że to jest PZPN. I na tym mega im zależało. - Cała, podobno, komenda w Łodzi to aż tym żyła. A szukali kogoś z PZPN-u. Liczyli, że Boniek w tym siedzi. Od razu miałem to powiedziane. Było ciśnienie takie, że jak nawet moje zeznania tam były w pirotechnice, to przyjechali, powiedzieli, że c**j ich obchodzi nawet ta pirotechnika, że chcą to i to - relacjonuje.

Awans ŁKS-u pod lupą

Gdy Tomasz L. trafił do aresztu, okazało się, że sprawą awansu ŁKS-u do drugiej ligi zainteresowała się prokuratura. Reporterzy zapytali Prokuraturę Krajową o śledztwo w kierunku rzekomego kupienia awansu ŁKS-u do drugiej ligi. Nie otrzymali odpowiedzi. 

- To nie miała być właśnie łapówka. Łapówka byłaby za mecz - mówi Tomasz L. - Tu nie było żadnego kupienia meczu - twierdzi.

- Taki był tok myślenia w prokuraturze: baner, za który ty płacisz, że wisi na meczu, jest przepłacony po to, żeby w tym była schowana łapówka? - dociekali twórcy reportażu. - Tak. A po drugim przelewie, że to było wcześniej w PZPN-ie wszystko załatwione. Że to jeszcze PZPN klepnął. Tu nic takiego nie było. A ja wykupiłem reklamę po prostu - zapewnia Tomasz L.

- Drwęca nie miała złożyć dokumentów. Bo to było z góry wiadome, że ona nie złoży, a to było ryzyko trochę ŁKS-u, że jak nie wykupię tej reklamy, to ta Drwęca może coś tam kombinować. I tak wiedzieli, że nie, bo nie złożyli nawet papierów na stadion, na nic - mówi.

"Ciśnienie" na Zdanowską

Tomasz L. obiecał dziennikarzom jeszcze sporo ciekawych informacji. Bał się jednak cały czas reakcji prokuratury. Ma świadomość, że ciążące na nim zarzuty, przede wszystkim kierowania gangiem, mogą skończyć się dla niego 12-letnią odsiadką. Zdradził nam jednak jeszcze jeden kierunek myślenia śledczych.

- Olbrzymie było ciśnienie na Zdanowską, że ja na stadionie ze Zdanowską coś tam robiłem, że stadion na lewiźnie załatwiałem. Takie były podejrzenia. To jest jeszcze dla was temat. Bo to było od razu. Zdanowska. Ja miałem lożę, Zdanowska była tam często na meczach i że ja niby tam swoje biznesy... Czy ja dla miasta jakieś łapówki dawałem, pokazy pirotechniczne, bo takie plotki też chodziły - twierdzi Tomasz L.

Mowa o Hannie Zdanowskiej, wywodzącej się z Platformy Obywatelskiej prezydent Łodzi. Wiele wskazuje na to, że śledczy szukali na nią kolejnych haków, by odwołać ją ze stanowiska, co się kilka razy wcześniej nie udało. Nie potwierdziło się także powiązanie Zbigniewa Bońka i PZPN-u z domniemanym kupieniem przez ŁKS awansu do drugiej ligi. 

Hanna ZdanowskaSuperwizjer TVN

Bracia Tomasz i Sławomir J. w areszcie

Za to śledztwo w sprawie "Lipy" i jego wspólników zaczęło się ślimaczyć. Choć on sam był na wolności, za kratkami nadal pozostawało pięciu pracowników jego firmy. Mieli zarzuty udziału w gangu i handlu nielegalnymi fajerwerkami. Wśród nich są bracia J. Tomasz i Sławomir.

- Tomek był kierowcą, a Sławek pracował w magazynie. Nadzorował pracę na magazynie, a oprócz tego robił wszystko, czyli i pakował, i sprzątał, i układał towar, jak przyszedł. Nadzorował i pracował, jak była taka potrzeba, że było dużo paczek, to pakował również - mówi matka Tomasza i Sławomira J.

- Kiedy dotarła do państwa myśl, że to jest bardzo poważna sprawa? - pytają dziennikarze. - Kiedy do nas dotarło? Do mnie do tej pory nie może dotrzeć, że to jest tak poważna sprawa i tak długo się to ciągnie. To jest coś, co trudno sobie wyobrazić, ale to jest. Więc co tu mówić, czy trudno czy nie trudno - przyznaje kobieta.

- Wszyscy mówią, że to byli jacyś tacy porządni ludzie, kurczę, którzy po prostu pracowali u niego. Jeden z nich miał bardzo dobrą opinię. Wszyscy mówili, że to społecznik zajmujący się dziećmi. On wcześniej brał udział w reaktywacji klubu ŁKS-u, który upadł, ogłosił upadłość - wspomina dziennikarz Jarosław Bińczyk.

Bracia J. odmawiają zeznań

Bracia J. w przeszłości byli sportowcami, ale także kibicami ŁKS-u. Dla prokuratury, przypomnijmy, miało to niebagatelne znaczenie. Bo śledczy liczyli na to, że bracia J., podobnie jak ich szef Tomasz L., wiedzą coś o nielegalnych interesach chuliganów i zaczną zeznawać na ten temat. Ale bracia konsekwentnie od samego początku nie przyznawali się do winy i odmówili zeznań. 

- W tej sprawie jest tyle nielogicznych powodów, dla których chłopaki są aresztowani, dla których w ogóle to postępowanie trwa dwa i pół roku. Nawet więcej, bo przecież ta sprawa ma sygnaturę 2017 - mówi partnerka Tomasza J. - Prokuratura tyle lat tak naprawdę jeszcze do niczego się chyba nie dokopała, bo nie wiem, na czym te zarzuty się tak naprawdę opierają - dodaje.

- Dla mnie to jest to, że po prostu nie mówi tego, co prokurator by chciał usłyszeć - mówi matka braci J.

Mama braci J.Superwizjer TVN

"Bez procesu, bez znajomości akt, bez aktu oskarżenia"

Adwokaci podejrzanych od wielu miesięcy składają wnioski o wypuszczenie klientów z aresztu. - W mojej ocenie panowie odbywają już karę, ale w reżimie tymczasowego aresztowania. Bez procesu, bez znajomości akt, bez aktu oskarżenia, bez wyroku - mówi adwokat Anna Owczarek-Poddębska.

Łódzki Sąd Apelacyjny konsekwentnie, co trzy miesiące, przedłużał areszt dla braci J. Nieoczekiwanie, kiedy zaczęliśmy interesować się sprawą, na wolność wyszli trzej mężczyźni. Bracia J. nadal siedzieli. Na posiedzeniu aresztowanym w czerwcu sąd uznał, że mogą wyjść, ale po wpłaceniu kaucji - półtora i dwóch milionów złotych.

Pytania o przedmiot śledztwa

Reporterzy chcieli zapytać prokuratorów, czego tak naprawdę dotyczy to śledztwo, dlaczego w areszcie tak długo siedzą pracownicy firmy Tomasza L., i wreszcie, kiedy sprawa znajdzie swój finał w sądzie. Prokuratorzy z Prokuratury Krajowej unikali odpowiedzi, ale dziennikarze nie dawali za wygraną.

- Czy rzeczywiście chodziło w tej sprawie o fajerwerki? Czy nie zarzuciliście sieci bardzo szeroko, a nie do końca się wszystko udało? - padło pytanie. - Odpowiadam na pytanie w ten sposób, co jest przedmiotem tego postępowania: jest obrót materiałami wybuchowymi - mówi prokurator Sebastian Faliszewski.

- A były pytania o korupcję w piłce nożnej, o narkotyki, o układy z urzędującymi urzędnikami miasta Łodzi, o ewentualne nieprawidłowości przy budowie stadionu?

- Ja się mogę wypowiadać na temat tego, co było przedmiotem posiedzenia w sądzie i co jest przedmiotem postępowania, w którym ta decyzja będzie podejmowana - mówi prokurator. - Odpowiadam w taki sposób, w jaki mogę panu udzielić odpowiedzi, uwzględniając toczące się postępowanie - wyjaśnia. - To wszystko, co mam do powiedzenia - dodaje.

- Ale jeśli ma pan wszystkie dowody zebrane, opinie i tak dalej, czy jest sens trzymać tych ludzi w areszcie 30 miesięcy? - dopytuje reporter. - To pan twierdzi, że wszystkie dowody są zebrane. Istnieje potrzeba dalszego stosowania, wniosek został złożony. Czy zostanie uwzględniony, o tym zadecyduje sąd - oznajmia Faliszewski.

Areszt wydobywczy

- Patrząc na działania prokuratury, sposób prowadzenia tego postępowania, można wysnuć takie wnioski, że ten areszt jest tak zwanym aresztem wydobywczym, mającym na celu skłonienie podejrzanych do zmiany postawy procesowej - komentuje adwokat Michał Kowalik.

- Czyli przyznania się do popełnienia zarzucanych im czynów i złożenia wyjaśnień, które by podpadały pod tezy postawione przez prokuraturę - wyjaśnia. I dodaje: - Jeżeli dwa i pół roku od realizacji nie jest wniesiony akt oskarżenia, znaczy to, że...

- ...coś nie wyszło? - pytają dziennikarze

. - Albo coś nie zostało zrobione. Pytanie czy zostało niezrobione celowo, czy nie wyszło. Ten materiał nie jest na tyle spójny, żeby pozwalał na skierowanie sprawy do sądu - mówi adwokat.

Sprawa nielegalnego handlu petardami doczekała się olbrzymiego prokuratorskiego śledztwa, w które zaangażowano elitarne Centralne Biuro Śledcze i Prokuraturę Krajową. Szukano korupcyjnego układu z samorządowcami, pseudokibicowskiej przestępczości, a nawet polowano na szefa polskiej piłki. Wiele wskazuje na to, że w sądzie dojdzie do procesu domniemanego gangu, w którym najmocniejszym zarzutem będzie sprzedaż za granicę fajerwerków bez pozwolenia. 

Autorka/Autor:Jakub Stachowiak, Ewa Galica

Źródło: "Superwizjer" TVN

Źródło zdjęcia głównego: Superwizjer TVN

Pozostałe wiadomości

Pożar wybuchł na terenie składowiska odpadów w Siemianowicach Śląskich. Płoną chemikalia, z których unoszą się kłęby dymu. Instytut Meteorologii i Gospodarki Wodnej opracował model rozprzestrzeniania się zanieczyszczeń związanych z tym pożarem.

Pożar w Siemianowicach Śląskich. Zobacz na mapie, jak chmura zanieczyszczeń będzie się rozprzestrzeniać

Pożar w Siemianowicach Śląskich. Zobacz na mapie, jak chmura zanieczyszczeń będzie się rozprzestrzeniać

Źródło:
tvnmeteo.pl, IMGW, TVN24

To jest nie tylko naplucie w twarz sędziom zaangażowanym w obronę praworządności. To jest przede wszystkim pokazanie gestu Lichockiej obywatelom, którzy przez osiem lat stali pod sądami - powiedział sędzia Igor Tuleta, komentując poprawki wprowadzone przez Senat do nowelizacji ustawy o KRS.

Senat wprowadził zmiany w noweli ustawy o KRS. Tuleya: to pokazanie gestu Lichockiej obywatelom

Senat wprowadził zmiany w noweli ustawy o KRS. Tuleya: to pokazanie gestu Lichockiej obywatelom

Źródło:
Trójka Polskie Radio

W siedzibie Państwowej Komisji Wyborczej odbyło się losowanie numerów list wyborczych komitetów, które zgłosiły listy kandydatów w więcej niż jednym okręgu wyborczym w związku wyborami do Parlamentu Europejskiego.

W PKW wylosowano numery list w eurowyborach

W PKW wylosowano numery list w eurowyborach

Źródło:
tvn24.pl

Prokuratura Okręgowa w Płocku, która w marcu 2022 r. przedstawiła Radosławowi K. zarzuty zabójstwa trzech chłopców w wieku 8, 12 i 17 lat (Piotra, Adriana i Oskara), skierowała do sądu wniosek o umorzenie śledztwa i umieszczenie mężczyzny w zakładzie psychiatrycznym. Biegli uznali, że K. jest niepoczytalny.

Podejrzany o zabicie trzech chłopców nie stanie przed sądem

Podejrzany o zabicie trzech chłopców nie stanie przed sądem

Źródło:
PAP/tvnwarszawa.pl

- Sąd ma świadomość, że tak naprawdę największą karą dla oskarżonego będzie dalsze życie ze świadomością, że do śmierci jego syna doszło tylko i wyłącznie z jego winy. Ta nieformalna kara, w przeciwieństwie do tej oficjalnej kary pozbawienia wolności, nie ulegnie zatarciu - tak wyrok dla 32-latka, który po pijanemu spowodował wypadek, w którym zginął czteroletni Miłosz, uzasadniał sędzia Łukasz Kaczmarzewski.

Ojciec był pijany, Miłosz nie żyje. Wyrok sądu i "największa kara, która nigdy nie zostanie zatarta"

Ojciec był pijany, Miłosz nie żyje. Wyrok sądu i "największa kara, która nigdy nie zostanie zatarta"

Źródło:
tvnwarszawa.pl

Ratownicy wyciągnęli z zatopionego autobusu dziewięć osób. Dwie z nich są w stanie ciężkim, cztery w stanie śmierci klinicznej. Trzy osoby zginęły. Do zdarzenia doszło w piątek po południu w centrum Petersburga. Pojazd zderzył się z dwoma samochodami i spadł do rzeki. Jak podają media, kierowca miał usiąść za kierownicą po 20-godzinnej zmianie, po kilku godzinach odpoczynku.

Autobus wpadł do rzeki. W centrum miasta

Autobus wpadł do rzeki. W centrum miasta

Źródło:
Meduza, tvn24.pl

W Bułgarii został ogłoszony stan epidemii z powodu krztuśca. Ministerstwo zdrowia w Sofii poinformowało, że w kraju odnotowano już 843 zachorowania. 80 procent przypadków choroby dotyczy dzieci do pierwszego roku życia.

Stan epidemii w Bułgarii. Najczęściej chorują dzieci do pierwszego roku życia

Stan epidemii w Bułgarii. Najczęściej chorują dzieci do pierwszego roku życia

Źródło:
PAP

Po 14 godzinach od zatrzymania, serce czteroletniego Cartiera McDaniela z USA niespodziewanie wznowiło pracę. - Obawialiśmy się, że tego nie przetrwa - przyznała dr Aline Maddux, która opiekowała się dzieckiem na oddziale intensywnej terapii szpitala pediatrycznego w Denver. - To było naprawdę niezwykłe - dodała lekarka. Rodzice chłopca wprost mówią o cudzie.  

Serce czterolatka zaczęło bić po 14 godzinach przerwy

Serce czterolatka zaczęło bić po 14 godzinach przerwy

Źródło:
KDVR, NBC News

Nikt nie wierzy, że to rolnicy chcą wyjść z Unii i systemu dopłat - ocenił w piątek premier Donald Tusk, który odniósł się w ten sposób do piątkowej manifestacji rolników przeciwko Zielonemu Ładowi i jednego z transparentów, który miał się na niej pojawić.

Tusk: nikt nie wierzy, że to rolnicy chcą wyjść z Unii i systemu dopłat

Tusk: nikt nie wierzy, że to rolnicy chcą wyjść z Unii i systemu dopłat

Źródło:
PAP

Prokuratura Krajowa wydała postanowienie o przedstawieniu zarzutów Tomaszowi Szmydtowi - poinformowała rzeczniczka prasowa Prokuratora Generalnego prok. Anna Adamiak. Oznacza to, że były sędzia ma już oficjalnie status osoby podejrzanej. Za zarzucane mu czyny grozi nawet dożywocie.

Sprawa Tomasza Szmydta. Jest postanowienie o przedstawieniu zarzutów byłemu sędziemu

Sprawa Tomasza Szmydta. Jest postanowienie o przedstawieniu zarzutów byłemu sędziemu

Źródło:
PAP

Eksplozje na płonącym wysypisku odpadów z chemikaliami w Siemianowicach Śląskich. Wybuchającą beczkę widać na nagraniu zarejestrowanym przez kamerę TVN24. Została "wystrzelona" niczym pocisk. Z żywiołem cały czas walczą strażacy.

Eksplozja i kula ognia nad płonącym wysypiskiem, a w niej beczka

Eksplozja i kula ognia nad płonącym wysypiskiem, a w niej beczka

Źródło:
TVN24

Ogromny pożar w Siemianowicach Śląskich. Ogień pojawił się na terenie składowiska odpadów. Kłęby czarnego dymu widać było z kilku kilometrów. Podczas gaszenia pożaru składowiska poszkodowanych zostało dwóch strażaków. Pożar jest opanowany. Trwa dogaszenie. Trudno na razie przewidzieć, kiedy się zakończy.

Dwóch strażaków poszkodowanych, trwa dogaszenie pożaru. Alert RCB obowiązuje

Dwóch strażaków poszkodowanych, trwa dogaszenie pożaru. Alert RCB obowiązuje

Aktualizacja:
Źródło:
tvn24.pl, PAP

Ciała prawdopodobnie dwóch dziewczynek w wieku trzech i pięciu lat znaleźli w piątek policjanci na prywatnej posesji w gminie Szczucin w powiecie dąbrowskim (Małopolska). Na miejscu pracuje prokurator. W sprawie zatrzymano 40-letnią matkę dzieci.

Ciała "prawdopodobnie dwóch małych dziewczynek" w pogorzelisku. Matka zatrzymana

Ciała "prawdopodobnie dwóch małych dziewczynek" w pogorzelisku. Matka zatrzymana

Aktualizacja:
Źródło:
TVN24, tvn24.pl

Na rynku w Legnicy kierujący hulajnogą wjechał z impetem w rowerzystkę. 66-latka z obrażenia ciała trafiła do szpitala. Jak przekazała legnicka policja, obie osoby popełniły wykroczenie, nie stosując się do obowiązującego w tym miejscu zakazu ruchu.

19-latek na hulajnodze wjechał w rowerzystkę. Oboje popełnili wykroczenie. Nagranie

19-latek na hulajnodze wjechał w rowerzystkę. Oboje popełnili wykroczenie. Nagranie

Źródło:
tvn24.pl

Polska Prowincja Misjonarzy Oblatów Maryi Niepokalanej poinformowała o zatrzymaniu przez białoruskie władze dwóch zakonników. Ojcowie Andrzej Juchniewicz i Paweł Lemech posługują w sanktuarium w Szumilinie koło Witebska.

"Dywersyjna działalność na szkodę białoruskiego państwa". Zakonnicy zatrzymani

"Dywersyjna działalność na szkodę białoruskiego państwa". Zakonnicy zatrzymani

Źródło:
PAP, Radio Swoboda, Katolik.life

Siły rosyjskie rozpoczęły w piątek rano atak lądowy w północno-wschodniej Ukrainie, posuwając się o kilometr w głąb obwodu charkowskiego, w okolicy miasta Wołczańsk – poinformowała w piątek agencja Reutera, powołując się na wysokie rangą ukraińskie źródło. W wyniku wzmożonego ostrzału osiedli granicznych w obwodzie charkowskim, połączonego z atakiem naziemnym zginęło co najmniej dwóch cywilów - przekazały lokalne władze. 

Rosyjska ofensywa w obwodzie charkowskim. "Otwiera się nowy front wojny"

Rosyjska ofensywa w obwodzie charkowskim. "Otwiera się nowy front wojny"

Źródło:
Reuters, PAP

Kijów spodziewa się, że pierwsze myśliwce F-16 zostaną dostarczone na Ukrainę w czerwcu i lipcu - donosi w piątek Reuters, powołując się na wysokiej rangi źródło w ukraińskim wojsku. Nie podano jednak, kto ma dostarczyć odrzutowce.

Ukraina czeka na myśliwce F-16. Reuters: jest data pierwszej dostawy

Ukraina czeka na myśliwce F-16. Reuters: jest data pierwszej dostawy

Źródło:
Reuters, PAP

Jaka pogoda będzie w wakacje? Instytut Meteorologii i Gospodarki Wodnej opublikował eksperymentalną długoterminową prognozę na lato 2024. Trzy miesiące mogą okazać się cieplejsze niż zazwyczaj - wynika ze wstępnych przewidywań.

Pogoda na wakacje. IMGW pokazał prognozę

Pogoda na wakacje. IMGW pokazał prognozę

Źródło:
IMGW

Z okazji jubileuszu Ogólnopolskiego Konkursu Fotografii Reporterskiej - Grand Press Photo internauci mogą wskazać Zdjęcie XX-lecia. Głosowanie kończy się dzisiaj, 10 maja, o godzinie 23.59. Wyboru można dokonać spośród 19 Zdjęć Roku z poprzednich edycji konkursu.

Internauci wybiorą Zdjęcie XX-lecia konkursu Grand Press Photo. Ostatni dzień na głosowanie

Internauci wybiorą Zdjęcie XX-lecia konkursu Grand Press Photo. Ostatni dzień na głosowanie

Źródło:
TVN24

21 maja planowane jest przyjęcie przez rząd projektu nowelizacji ustawy o Państwowej Komisji ds. badania wpływów rosyjskich i skierowanie na najbliższe posiedzenie Sejmu - poinformował Tomasz Siemoniak, nowy szef MSWiA.

Komisja do spraw badania wpływów rosyjskich. Jest data planowanej decyzji rządu

Komisja do spraw badania wpływów rosyjskich. Jest data planowanej decyzji rządu

Źródło:
PAP

Po ucieczce Tomasza Szmydta na Białoruś politycy PiS i Suwerennej Polski odcinają się od niego. Prezes PiS Jarosław Kaczyński już w 2017 roku interweniował jednak w sprawie Szmydta i jego dzieci, która toczyła się przed sądem. Przypomniał o tym dwa lata później w liście do "małej Emi" - żony Szmydta i jednej z uczestniczek afery hejterskiej w Ministerstwie Sprawiedliwości za rządów PiS.

Kaczyński w 2017 roku interweniował w sprawie Szmydta i jego dzieci. Opisał to w liście do "małej Emi"

Kaczyński w 2017 roku interweniował w sprawie Szmydta i jego dzieci. Opisał to w liście do "małej Emi"

Źródło:
TVN24, "Gazeta Wyborcza"

Ze śledztwa dotyczącego Funduszu Sprawiedliwości wyłączono materiały "w zakresie usunięcia z zasobów Prokuratury Krajowej, a następnie ukrycia dokumentów w postaci akt nadzoru nad postępowaniem przygotowawczym". Zostały one znalezione podczas przeszukania domu Zbigniewa Ziobry - poinformowała Prokuratura Krajowa. Dodała, że materiały trafią do prokuratury w Łodzi.

Dokumenty znalezione w domu Ziobry. Prokuratura Krajowa przekaże materiały w sprawie do Łodzi

Dokumenty znalezione w domu Ziobry. Prokuratura Krajowa przekaże materiały w sprawie do Łodzi

Źródło:
tvn24.pl, PAP

Premier Donald Tusk ogłosił w piątek zmiany w swoim rządzie. Tomasz Siemoniak, minister koordynator służb specjalnych, pokieruje Ministerstwem Spraw Wewnętrznych i Administracji. Nowym ministrem kultury i dziedzictwa narodowego zostanie Hanna Wróblewska, a Jakub Jaworowski - ministrem aktywów państwowych. Krzysztof Paszyk obejmie stanowisko szefa Ministerstwa Rozwoju i Technologii.

Donald Tusk ogłosił zmiany w rządzie. "Nadchodzi czas porządkowania"

Donald Tusk ogłosił zmiany w rządzie. "Nadchodzi czas porządkowania"

Źródło:
TVN24, PAP

TVN24 znalazła się na czele rankingu najbardziej opiniotwórczych stacji telewizyjnych dekady - wynika z analizy Instytutu Monitorowania Mediów (IMM). Stacja była cytowana 181,8 tysiąca razy w latach 2014-2023.

TVN24 najbardziej opiniotwórczą stacją telewizyjną dekady

TVN24 najbardziej opiniotwórczą stacją telewizyjną dekady

Źródło:
tvn24.pl

Popularność danego miejsca wśród turystów może okazać się jego przekleństwem. Przekonali się o tym chociażby mieszkańcy położonej na Minorce urokliwej wioski Binibeca Vell. Już od pewnego czasu jej ludność skarży się nie tylko na nadmiar, ale i niewłaściwe zachowania turystów, obarczając za tę sytuację urzędników. Jeśli ta nie ulegnie poprawie, grożą, że wstęp do wioski zostanie zamknięty dla odwiedzających.

Mają dość turystów. Grożą, że zamkną wstęp do wioski

Mają dość turystów. Grożą, że zamkną wstęp do wioski

Źródło:
PAP

Już 11 czerwca platforma streamingowa Max zadebiutuje w Polsce. Czym będzie się różnić od HBO Max, które zastąpi? Jakie pakiety będą dostępne w jej ramach? Jakie tytuły zostaną dodane do jej biblioteki? Wyjaśniamy.  

Max nadchodzi. 5 rzeczy, które trzeba wiedzieć o nowej platformie  

Max nadchodzi. 5 rzeczy, które trzeba wiedzieć o nowej platformie  

Źródło:
TVN24.pl